Fani serii The Longest Journey i Dreamfall mają już chyba anielską cierpliwość na stałe wpisaną w geny. Po latach czekania na trzecią część cyklu, kolejne rozdziały opowieści muszą poznawać z kilkumiesięcznymi przerwami. W tym przypadku było to prawie pięć miesięcy pomiędzy pierwszą a drugą księgą. Zatytułowany Rebels epizod pojawił się przedwczoraj, po dwudniowym poślizgu, w usłudze Steam i dostępny jest oczywiście jako darmowa aktualizacja dla wszystkich, którzy kupili grę. Możemy więc przekonać się w końcu, czy czekanie zostaje nam wynagrodzone i czy ciąg dalszy przygód Zoë i spółki daje radę utrzymać poziom godny tytułu The Longest Journey. Bez spoilerów, oczywiście.
Tym razem, jak można się było spodziewać, fabuła skupia się na Kianie Alvane i Arkadii (chociaż Zoë także otrzymuje sporo czasu gry). Po krótkiej wstawce ucieczki z więzienia w poprzednim epizodzie, nareszcie dostaliśmy pełnoprawną sekwencję rozgrywającą się na ulicach miasta Markuria. Otrzymujemy możliwość swobodnego poruszania się po lokacji, oraz trzy zadania, które możemy wykonać w dowolnej kolejności. Wygląda na to, że gra w całości będzie oparta na takiej otwartej strukturze i jest to bardzo dobra wiadomość. Wspomniane zadania, tak jak poprzednim razem, naszpikowane są wyborami i nieustannie zapowiadanymi konsekwencjami tychże wyborów.
Nie można oczywiście pominąć tego, jak zostało przedstawione samo miasto. W poprzednim epizodzie poznaliśmy Europolis – przesiąkniętą klimatem i pełną ciekawostek metropolię. Fanów powinien ucieszyć więc fakt, że podobną pieczołowitością twórcy wykazali się przy projektowaniu Markurii. Południowa część fantastycznego miasta, która została nam udostępniona, jest jeszcze większa niż dzielnica Propast w europejskiej dystopii, a do tego wykonana z ogromną dbałością o szczegóły. Fani poprzednich odsłon powinni być zachwyceni – przechadzając się po ulicach co i rusz natrafiamy na miejsca znane nie tylko z pierwszej części Dreamfall, ale także z samej Najdłuższej Podróży. Wiele z nich zmieniło się mniej lub bardziej wraz z upływem czasu.
Wspomniane wcześniej zadania trzymają się połączenia klasycznej i współczesnej przygodówki. Większość czasu spędzamy na eksploracji i rozmowach z postaciami niezależnymi, a jeśli pojawiają się jakieś zagadki, są one w miarę oczywiste. Na ogół wystarczy zrobić krótki spacer wokół danego miejsca i szybko znajdziemy wszystkie związane z łamigłówką przedmioty, a wykorzystanie ich w odpowiedni sposób nie będzie już żadnym problemem. Na szczęście od czasu do czasu pojawi się też zagadka, przy której da się na chwilę utknąć, więc nie można grze zarzucić, że jest jedynie fabularnym samograjem, albo interaktywnym filmem. Znalazło się nawet miejsce dla „sekwencji skradankowej”, jednak daleko jej było do ideału.
Dużym plusem drugiej księgi są postacie. Pojawiają się nowe twarze, a także kilku starych znajomych. To w wydarzeniach dziejących się w Arkadii, gdzie pełno wymyślnych i magicznych ras, zabłysnąć mogą aktorzy głosowi, którzy odwalają pierwszorzędną robotę. Usłyszeć możemy chociażby Dave’a Fennoya, znanego jako głos Lee Everetta w The Walking Dead. Takie postacie jak młoda rebeliantka Enu, albo kierująca przestępczym podziemiem Markurii persona, ukrywająca się pod pseudonimem Kret, już zyskują sobie sympatię fanów. Niestety, sam Kian Alvane nie jest aż tak fascynującą postacią. Trudno go polubić, chociaż także ma swoje momenty i na plus należy policzyć jego wewnętrzne, ciekawie napisane monologi.
W poprzedniej księdze Chaptersów nie obeszło się bez sporej ilości problemów technicznych. W tej kwestii wiele się nie zmieniło – zarówno w Europolis jak i Markurii potwornie spada liczba klatek na sekundę, chociaż po wprowadzonych wcześniej przez twórców patchach nie miałem już potrzeby obniżania ustawień graficznych, żeby dało się w to grać. Dodatkowo modele niektórych z nowych postaci prezentują się dość słabo, jeśli porównamy je z modelami głównych bohaterów. Inny problem z NPC-ami występuje, gdy mają gdzieś iść – potrafią ni stąd ni zowąd zablokować się, co uniemożliwia nam dalszy postęp. Na szczęście gra regularnie zapisuje stan rozgrywki, więc jest to tylko drobna niedogodność. Niemniej, warstwa techniczna jest wciąż najsłabszą stroną Dreamfall.
Pochwalić za to trzeba długość drugiego odcinka. Księga pierwsza potrzebowała około czterech godzin na ukończenie. Spodziewałem się podobnej długości po drugim epizodzie, jednak zostałem miło zaskoczony. Przejście Book Two zajęło mi grubo ponad sześć godzin. Jeśli pozostałe odcinki będą miały podobną długość, cała gra może wystarczyć na około 25 godzin, co dla produkcji epizodycznej byłoby naprawdę dobrym wynikiem. Warto także napisać parę słów o rozwoju fabuły i wyborach, które są w końcu głównym daniem w tej produkcji. Trudno to zrobić bez spoilerów, ale postaram się omówić przynajmniej kilka punktów wartych wzmianki. Rozpędu nabiera przede wszystkim wątek Zoë, w którym na scenę powoli zaczynają wkraczać korporacje i spiski, czyli to, czego oczekujemy od świata Stark. Także wprowadzony w księdze pierwszej wątek polityczny rozwija się w ciekawy sposób. Co się tyczy wyborów, nastąpią już konsekwencje kilku z tych, których dokonaliśmy pięć miesięcy temu.
Nie ma za bardzo sensu oceniać jednak jak silne piętno odcisną te konsekwencje i na ile nieliniowa jest gra, nie wiedząc jak ostatecznie potoczy się cała historia, ale wydaje mi się, że możemy liczyć na co najmniej kilka sporych wątków zarezerwowanych dla konkretnych wyborów. Już pierwszy epizod miał dwie całkowicie odmienne ścieżki, można więc chyba bezpiecznie założyć, że w przypadku Dreamfall ponowne przechodzenie gry będzie miało więcej sensu, niż w produkcjach takiego Telltale. Ostatecznie nie ma więc wielkiego zaskoczenia ani rozczarowania. Red Thread Games nadal utrzymują poziom i pokazują, że wiedzą co robią. A ja, jako gracz, jestem już na dobre wciągnięty w niezwykłość światów Stark oraz Arkadii i utrzymany w napięciu i niepewności przez zachodzące w nich wydarzenia. Teraz tylko trzeba wytrzymać do premiery księgi trzeciej.