The Deed - Morderstwo doskonałe - DrSlaughter - 7 grudnia 2015

The Deed - Morderstwo doskonałe

Każdy, kto przynajmniej zetknął się z kryminałami przełomu XIX i XX wieku, od pisarzy takich jak Agatha Christie, zna ten scenariusz: stara rezydencja należąca do bogatego rodu z długą i dumną tradycją. Głowa rodziny to stary, arogancki zrzęda, który patrzy na wszystkich z góry. Jego żonę obchodzi tylko, czy w kieliszku nie kończy jej się alkohol. Dzieci nienawidzą swojego ojca, ale grają w rodzinnym przedstawieniu licząc na sowity spadek, choć senior rodu najchętniej zabrałby cały dobytek do grobu, zamiast zapisywać go komukolwiek w testamencie. Tragedia wisi w powietrzu. Najczęściej wszystko przebiega tak, że ktoś morduje kogoś innego, żeby zwiększyć swój kawałek ojcowizny, a główny bohater przychodzi rozwiązać sprawę. The Deed przedstawia taki właśnie scenariusz z jedną, zasadniczą, różnicą. Tym razem to my jesteśmy mordercą.

Od jakiegoś czasu co dzielniejsi twórcy indie próbują swoich sił w tworzeniu małych, krótkich gier. Przez krótkie nie chodzi tutaj o 2-3 godziny, a raczej o 30-60 minut rozgrywki.  To growe odpowiedniki opowiadań, albo swego rodzaju etiudy, przez które twórcy wprawiają się w swoim fachu lub przedstawiają jakąś interesującą i oryginalną koncepcję. Jeśli zostaną zrobione dobrze, gracze otrzymują produkcję oryginalną i intrygującą, często wartą ukończenia więcej niż raz i pozostającą w pamięci na długi czas po przejściu. Jeśli źle, wychodzi na ogół dziełko pretensjonalne i nieczytelne, usilnie afiszujące się ze swoim „artyzmem”, ale wyróżniające się jedynie poruszaniem jakiegoś kontrowersyjnego tematu; po takim doświadczeniu łapiemy się za głowę próbując odgadnąć, co też autor miał na myśli. Grze, o której dzisiaj piszę, bliżej na szczęście do tej pierwszej kategorii.

Bohaterem The Deed jest Arran Bruce, dziedzic domu Dunshiel. Po osiągnięciu dorosłości opuścił rodzinne strony i urządził sobie życie gdzieś daleko od swojej patologicznej rodziny. Wszystko zmieniło się, gdy otrzymał wieść, że ojciec postanowił go wydziedziczyć i cały majątek przepisać na chorą psychicznie córkę. Arran nie może oczywiście przystać na taki stan rzeczy – decyduje się powrócić do rodowej rezydencji w dzień urodzin ojca i zamordować swoją znienawidzoną siostrę. Zadaniem gracza jest przekształcić ten plan w morderstwo doskonałe i uniknąć odpowiedzialności.

Od strony technicznej gra jest prostą przygodówką stworzoną z pomocą RPG Makera (jeśli boicie się japońszczyzny, nie martwcie się – The Deed wyglądem przypomina bardziej Sanitarium) – mamy widok z góry, rozmowy z wyborem opcji dialogowych i możliwość podnoszenia przedmiotów. Rozgrywka sprowadza się do zwiedzania rezydencji Dunshiel, rozmawiania z członkami rodziny i służby, oraz znalezieniem przedmiotów, które posłużą nam do dokonania naszego haniebnego czynu. Chodzi konkretnie o wybranie narzędzia zbrodni, oraz dowodu, który – podłożony w odpowiednim miejscu – zasugeruje odpowiedni motyw i skieruje podejrzenia na kogoś innego.

Jak na tak skromną grę, jest ona zaskakująco złożona. Będziemy mogli zrzucić winę za zabójstwo na każdą postać niezależną, lub upozorować samobójstwo. Na początku myślałem jednak, że wszystko sprowadza się tylko do wybrania odpowiedniej kombinacji dowodu i narzędzia mordu, sprawa wygląda jednak inaczej. Bardzo duży wpływ na powodzenie naszej niegodziwej misji będą miały także  wybory podjęte w rozmowach z domownikami. Możemy sobie pożartować, że w tej półgodzinnej grze decyzje mają więcej konsekwencji niż w przeciętnym tytule od Telltale, ale w The Deed naprawdę musimy ostrożnie ważyć każde słowo. To w zręcznym wspieraniu naszego planu odpowiednimi sugestiami leży klucz do sukcesu.

Nie znaczy to wszystko, że gra jest jakimś objawieniem w kwestii wyborów i konsekwencji – niektóre decyzje wydały mi się niezbyt subtelne, a efekt użycia paru przedmiotów zbyt oczywisty. Mimo to, The Deed to wciąż tytuł, który wymaga, żeby nasz mózg pozostał włączony podczas gry. W zależności od tego, co chcemy zrobić, nie wchodzenie w konwersację z jakąś postacią może okazać się dla nas korzystne, a do tego warto pamiętać nasze działania, żeby nie pomylić się w zeznaniach, które będziemy musieli złożyć podejrzliwemu detektywowi po dokonaniu zbrodni. Co bardziej sadystyczni gracze mogą przejść grę kilka razy na różnorakie sposoby i eksperymentować, próbując wrobić w zabójstwo wszystkie możliwe osoby. Zadanie to może się wydawać banalne, gdy już raz przejdziemy The Deed, ale szybko stanie się jasne, że za każdym razem trzeba będzie kombinować trochę inaczej, bo z jedną osobą może pójść łatwiej, a z drugą wręcz przeciwnie, a pójście do więzienia to nie jedyny sposób, w jaki możemy ponieść porażkę.

The Deed jest dowodem na to, że nawet mała, trwająca raptem pół godziny gra, może być interesującym i angażującym doświadczeniem. Nie ma tutaj żadnego wciśniętego na siłę przesłania, nikt nie próbuje rozwiązywać dylematów społecznych ani „poszerzać świadomości” na jakiś pseudo-problem, jak wiele innych gier, które chcą się przebić w ten sposób, bo nie mają nic lepszego do zaoferowania. Jest za to ciekawy i dobrze zrealizowany pomysł na rozgrywkę, oraz lotny temat, na którym ją oparto. Twórcy The Deed wiedzą, że gracze szukają wyzwania, a jakie może być lepsze wyzwanie, niż popełnienie zbrodni doskonałej? Do tego wykorzystują skromną formę swojej gry na jej korzyść, oferując wiele różnych ścieżek i wyborów. No i The Deed zostało odpowiednio wycenione i nie kosztuje w sklepie Steam więcej niż kilkadziesiąt centów. Dla fanów kryminałów na pewno będzie to smakowity kąsek.

DrSlaughter
7 grudnia 2015 - 19:44