Horrorarium. Czy to jeszcze straszy? #6 Byt (The Entity) - eJay - 15 czerwca 2015

Horrorarium. Czy to jeszcze straszy? #6 Byt (The Entity)

Nie sądziłem, że po rozebraniu przez fsma na czynniki pierwsze Dziecka Rosemary, tak szybko przyjdzie mi poznać równie absorbującą klasykę o walce z niewidzialnym złem. Tymczasem seans Bytu (The Entity) był bardzo ciekawym doświadczeniem, albowiem stykał się minimalnie tematycznie z poprzednim horrorem, który miałem przyjemność omawiać. Otrzymałem więc szansę starcia z obrazem, który miesza 2 pomysły, ale stara się być samodzielnym tworem.

Co omawiamy: mocny horror z gwałtem w tle

Reżyseruje: autor kilku średnich filmów akcji oraz koszmarków z lat 90-tych

W rolach głównych: kusicielka Chrystusa u Scorsese oraz kilku jajogłowych

Rocznik: 1982

 

Autor całego zamieszania - Sidney J. Furie - to typowy amerykański rzemieślnik lat 70-tych i 80-tych, który potrafił zaskoczyć hitem prosto z wypożyczalni VHS ("Żelazny Orzeł") jak i zmasakrować legendę komiksu (czwarta część Supermana). Oprócz tego po drodze zdarzyło mu się maczać palce przy kilku przeciętnych sensacyjniakach i na koniec kariery serwować telewizyjny chłam. Dlatego Byt uważany jest w wielu kręgach za jego najlepsze dzieło. Jest to horror wybijający nie tylko w jego filmografii, ale w również w głównej kategorii straszaków ostatnich dekad. Dość powiedzieć, że powstał on we współpracy z legendą efektów specjalnych Stanem Winstonem i zawiera prawdopodobnie jedną z najmocniejszych scen z gatunku "sexual assault". Zachęceni? 

Bohaterką historii jest trzydziestokilkuletnia Carla Moran, samotna matka trójki dzieci. Pewnego wieczoru, przygotowując się do snu zostaje brutalnie zgwałcona przez niewidzialnego napastnika.  Ta sytuacja zmienia jej dotychczasowe - średnio ułożone - życie w koszmar.  Reakcja może być tylko jedna i jest nią ucieczka do przyjaciółki. Kiedy wydaje się, że wszystko wraca do normy rodzinka wraca do swojej posesji. Carli nie będzie dane jednak zaznać spokoju, bo już kolejnej nocy zalegający w domu poltergeist dokonuje na niej kolejnego gwałtu.  

Jeżeli przeczytaliście "gwałt" i nie dowierzacie, jak można oprzeć horror na tym motywie, śpieszę z wyjaśnieniem, że Sidney J. Furie wykazał się nie lada wyczuciem wrzucając do worka elementy psychologiczne oraz doprawiając napięciem, którym można by obdzielić co najmniej kilka podobnych produkcji. To napięcie daje o sobie znać zwłaszcza w scenach, gdy widz "oczekuje" ataku na bohaterkę i "wyczuwa" na odległość, że coś jest nie tak. Reżyser nie drażni się z nami oferująć fałszywe tropy i zaskakujące twisty.

The Entity to przykład pełnej bezkompromisowości, na którą mógł sobie pozwolić później tylko sam Paul Verhoeven. Zachowując oczywiście umiar śmiem twierdzić, że do ewentualnego rimejku nadawałby się właśnie perwersyjny Holender. Sceny ataków? Potraktują twój mózg jak worek bokserski, do czego przyczynia się również czadowa ścieżka Charlesa Bernsteina - mix tradycyjnej muzyki orkiestralnej i prymitywnych dźwięków uderzeń sugerujących działanie ducha wyszedł po prostu kapitalnie. 

Nie samym straszeniem jednak The Entity stoi, bo jak wspomniałem - sporą rolę pełni tutaj wątek psychologiczny. Początkowo lekarze nie wierzą w ani jedno słowo bohaterki, a jej zachowanie tłumaczą smutnym, pełnym dramatów dzieciństwem. Ten motyw w pewnym momencie wywraca konstrukcję filmu do góry nogami - nikt już do końca nie jest w stanie stwierdzić, że mamy do czynienia ze świruską uprawiającą samookaleczenie, czy może rzeczywiście kobieta pada ofiarą zjawy. Oczywiście nie ma w tym miejscu pola na kolejną interpretację opowieści - brak zaufania ze strony panów w kitlach służy raczej do podkreślenia beznadziejności sytuacji głównej bohaterki, która szuka desperacko pomocy.

Całość lśni od świetnego montażu i zdjęć, w których zastosowano wiele różnorodnych trików operatorskich. Biorąc pod uwagę rok nakręcenia The Entity - wykonanie jest ponadczasowe. Często minimalistyczne w formie, skromne, ale tak samo emocjonujące. Zestawiając to z Poltergeistem Hoopera nie miałem wątpliwości, który film lepiej straszy. A przecież i tu i tu bohaterowie walczą z czymś nienamacalnym. I jeszcze słówko o aktorstwie - Barbara Hershey weszła w rolę niesamowicie i nie miała - nomen omen - problemów z ukazaniem swojego ciała. Wyszło bardzo naturalnie i z klasą. Ten horror jest przerażająco dobry i szkoda, że trochę zapomniany. 8 zawałów się należy.

eJay
15 czerwca 2015 - 20:30