Zagrajmy w film - egranizacje w które da się grać - Szatansky - 21 września 2015

Zagrajmy w film - egranizacje, w które da się grać

Używając słowa egranizacja narażamy się na dawkę słów, niekoniecznie cenzuralnych, od przeciętnego człowieka, który wytknąć nam musi, iż nie umiemy wypowiadać literki „k” dodając jednocześnie słowo na tęże spółgłoskę. Dla gracza jednak, nawet niedzielnego, słowo to jest już bardziej znane i budzi różne emocje. Z jednej strony kojarzy się ze stosunkowo słabymi grami wypuszczanymi na fali sławy płynącej wraz z filmem i często te produkcje wychodzą równo z premierą lub tuż przed nią, aby widz po oglądnięciu w kinie był „na świeżo” i ewentualnie nie sprawdził, czy gra do grania się nadaje. Z drugiej strony wymienić idzie też kilka tytułów, które oprócz powiązania z kinematografią, mają także swój wkład w scenę gejmingową, choć, niestety raczej nie zdarzają się perełki, na myśl o których, widzielibyśmy przede wszystkim grę zamiast filmu będącego jego pierwowzorem. Dziś przyjrzymy się kilku produkcjom pozwalającym w większym lub mniejszym stopniu zagrać w film. Czy te gry są to dobre czy złe, ciężko ocenić. Każdy ma swój gust, jednakże na pewno te, przeze mnie wymienione, są godne polecenia.

Predator

1.Matrix

Wytnijmy część fabuły z filmu i dajmy ją poznać ludziom przez grę komputerową”. Trzeba przyznać, iż ten pomysł nawet w dzisiejszych czasach wydaje się być absurdalny i troszkę oderwany od rzeczywistości. Tymczasem coś takiego mieliśmy okazję zobaczyć przy okazji premiery Enter the Matrix gry wydanej w 2003 roku tuż po premierze drugiej części trylogii od państwa Wachowskich. Dzieło Shiny Entertaiment przedstawia dwójkę drugoplanowych postaci Matrixa – Ghosta i Niobe – oraz pozwala kierować ich działaniami, dopowiadając jednocześnie kilka wątków z filmu, które mogły być niejasne po samym tylko seansie.

Oczywiście głównym czynnikiem podnoszącym oceny tej grze jest fabuła stojąca na poziomie trylogii, wtedy jeszcze braci, Wachowskich, jednak gra ma też swoje istotne zalety. Do nich z pewnością zaliczyć należy dobrze skonstruowany system walki czy fokus, będący swoistym bullet timem, rozszerzający wachlarz naszych możliwości. Gra ta niestety ma też dosyć duże wady, przez co niektóre elementy wypadają dosyć słabo w stosunku do reszty, ponadto jest kompletnie liniowa, a grafika nie zachwycała nawet w tamtych czasach. EtM nie był jednak jedyną grą, która wyszła na czci i chwale Matrixowej trylogii.

W 2005 roku na ekrany monitorów i telewizorów zagościł The Matrix: Path of Neo. Gra porównywalna do swojej poprzedniczki, z tym że, tym razem, dosłownie mogliśmy „zagrać w film”, gdyż fabuła całkowicie opierała się na trylogii i skupiała, jak sama nazwa wskazuje, na wybrańcu granym przez Keanu Reevesa. Stosunkowo niewiele jednak różni się ona od poprzedniczki, tak też przy doskonale odwzorowanych głównych postaciach, wspaniałej walce i fabule, dostajemy nieco słabą grafikę, jak i szereg mniejszych i większych błędów, choć i tak jest lepiej niż w prequelu. Niemniej jednak dla każdego fana Matrixa, jak i niewymagających graczy obie produkcje warte polecenia.

Matrix%20-%20Ghost%20i%20Niobe

2. Ghostbusters

Podczas czytania kolejnej części polecam puszczenie sobie piosenki Raya Parkera Juniora z wdzięcznym tytułem „Ghostbusters” LINK. Myślę, iż już „po jednej” wasze serca z nostalgią zaczną bić w rytm lat 80-siątych, a mózg natychmiast przypomni sobie wspaniały film z 1984 roku, a także jego kolejną część wydaną 5 lat później. Mimo iż ja sam podczas ich premiery wciąż byłem jeszcze niesformowaną formą energii duszy, to jednak dzieciństwo dziwnie kojarzy mi się właśnie z tym filmem. Możecie więc sobie wyobrazić, co poczułem, gdy w 2009 roku Terminal Reality wydał na wszelkie platformy grę o tym tytule, mało tego, wzorowaną całkowicie na tymże starym filmie z końcówki PRLu.

W Ghostbusters: The Video Game wcielamy się w Rookiego (niestety nie Balboę), a przynajmniej tak jesteśmy nazywani przez resztę współtowarzyszy, których zarówno twarze jak i głosy pochodzą od aktorów odtwarzających główne role. Jesteśmy nowym, niedawno dołączonym członkiem pogromców duchów. Podczas rozgrywki jak prosto się domyślić, łapiemy duchy za pomocą różnych środków. Nie jest to jednak typowy fps, albowiem, jedynym naszym środkiem ataku jest wielofunkcyjna broń, strzelająca wiązką protonów, co osłabia duchy, dzięki czemu następnie możemy danego niematerialnego delikwenta złapać. Jest to dosyć powierzchowny opis tejże spluwy, gdyż posiada ona też kilka innych trybów do wykorzystywanai w różnych specyficznych sytuacjach.

Gra zaskakuje wielkimi możliwościami destrukcji, tak też dane pomieszczenie po naszej wygranej walce z pierwszym lepszym duchem, raczej nie zachwyciłoby perfekcyjnej pani domu. Oczywiście gra ma też swoje drobne błędy, przede wszystkim jest dosyć krótka (do 10h maksymalnie), a także kompletnie liniowa, w zamian za to praktycznie nie nudzi i pozwala na naprawdę emocjonujące kilka godzin. Tak więc chwytajcie za telefony dzwońcie do najbliższego sklepu z grami i „Who you gonna call? GHOSTBUSTERS!”

PS Dwa lata później, w 2011 roku, to samo studio wydało grę Ghostbusters: Sanctum of Slime. Niestety zmieniono drastycznie koncepcję, a grę przemianowano na bardziej kooperacyjną. Poza tym zrezygnowano z widoku zza pleców na rzecz bardziej strategicznego rzutu, a sama szpila wygląda bardziej na indyk niż produkcję tego typu co poprzednik. Nie twierdzę przy tym, iż jest ona grą złą, jednak myślę, iż pozostanie przy pomyśle stojącym za sukcesem pierwszej części odbiłoby się jej zdecydowanie na plusie.

Ghostbusters%20-%20pogromcy%20duch%F3w%20w%20akcji

3. Riddick

Gdy w kontekście gier komputerowych mówimy o łysym gościu, to najczęściej na myśl przychodzi nam pewien miły pan z kodem kreskowym powyżej karku kończącym się na cyfry „47”. Jest jednak jeszcze jedna postać bez włosów w historii gejmingu, która również wniosła nieco do tego świata. A człowiekiem tym jest Riddick, który jest dobitnym przykładem na to, że powiedzenie „nie ma ludzi niezastąpionych” jest jak najbardziej nieprawdziwe. Riddick, jako główny bohater filmów, doczekał się w kinach trzech odsłon, z czego najnowsza swą premierę miała w 2013 roku. Gry nieco ustępują w tym przypadku kinematografii, gdyż zaledwie dwukrotnie najsławniejszy Furianin zagościł na ekranach komputerów i dyskach konsolowych. Ale za to w jakim stylu! Wielu pewnie uzna to, co za chwilę napiszę za przesadę, jednak śmiem pokusić się o opinię, iż wydane w 2004 roku Kroniki Riddicka: Ucieczka z Butcher Bay są najlepszą egranizacją filmu, jaką kiedykolwiek widziałem.

Gra ta miesza kilka gatunków, od gry przygodowej, przez skradankę, po klasycznego fpsa. Do najlepszych elementów zaliczyć niewątpliwie trzeba fabułę będącą prequelem w stosunku do filmów, a także samego Vin Diesela, którego sylwetka została starannie odwzorowana w grze, a sam aktor dawał też postaci głos, co dodatkowo pozwala wczuć się w grę. Z aspektów czysto growych na plus należy zaliczyć świetne poziomy skradankowe, system walki, a także umiejętne wykorzystanie nadnaturalnych umiejętności głównego protagonisty. Przy tym w grze znajdujemy się w najlepszym więzieniu we wszechświecie i tak też gra bardzo dobrze odwzorowuje jak taki „hotel” wyglądać mógłby, a odpowiednio dobrana kolorystyka podbudowuje niesamowity klimat.

Ponadto w roku 2009 Starbreeze Studios wydało grę Kroniki Riddicka: Assault on Dark Athena. Produkt ten jest doskonały, dla kogoś, kto łysego jegomościa do tej pory jeszcze nie poznał, gdyż zawiera zarówno zremasterowaną pierwszą część jak i kompletnie nową grę, która jest doskonałym rozszerzeniem podstawki, choć stawia ona bardziej na strzelanie niż rozgrywkę po cichu. Jednak, gdy potraktujemy to jako jedną grę, to wręcz może ucieszyć odskok od ciągłego chowania się w stronę nieco żwawszej akcji. Absolutny gwarant udanego zakupu!

Riddick%20-%20najwi%u0119kszy%20bandyta%20w%20kosmosie

4.King Kong

Całkiem niedawno, zostałem zaskoczony przez swojego znajomego informacją, iż istnieje gra na podstawie King Konga Petera Jacksona. Z początku nie dawałem zarówno wiary w samo istnienie tejże produkcji jak i jakikolwiek reprezentowany przez nią poziom. I tu naprawdę można się nieźle zaskoczyć. Wydany w 2005 roku Peter Jackson's King Kong: The Video Game jest doskonałym przykładem produkcji pozwalającej zagrać w film. Wydarzenia są stosunkowo ścisłym odwzorowaniem tego, co mogliśmy widzieć na ekranach kin i telewizorów, włączając w to najbardziej charakterystyczną scenę małpoluda na szczycie wieżowca w Nowym Jorku.

Gra ta posiada kilka bardzo interesujących cech pozwalających się wybić, nad „podstawową” egranizację. W trakcie rozgrywki kierujemy kilkoma postaciami, w tym samym King Kongiem, który niszczy, dewastuje i w spektakularny sposób morduje bogu ducha winne dinozaury, które w jakiś sposób zarówno jak i nasz włochaty przyjaciel, zapomniały wyginąć. Ponadto mamy również Jacka, który choć tak spektakularnie przy swoim praprzodku nie wygląda, jednak to właśnie gra nim sprawia najwięcej przyjemności i buduje klimat z jednej strony tajemniczości, z drugiej swoistego strachu. Mężczyzna ten używa do walki zarówno strzelb, jak i wszelkiego rodzaju innych broni palnych, lecz najciekawszym elementem walki jest broń miotana, zobrazowana w tym przypadku przez dzidy i włócznie, którymi ciskamy we wszelkiej maści wrogów. I choć sztuka ta wymaga swego rodzaju wyczucia, sprawia masę przyjemności.

Wielu recenzentów jako wadę tej gry wymieniało jej długość, a raczej „krótkość”. Ale zastanówmy się tak szczerze, ile gry można wycisnąć z półtoragodzinnego filmu? Cóż, tak więc gra nie zachwyca długością, na pewno też nie przejdzie do historii gier komputerowych, należy jednak jej oddać, iż jako produkt powstały na kanwie filmu, wychodzi nieco poza jego ramy i jest również wspaniałą szpilą, która równie dobrze obronić mogłaby się i bez niego, choć nie oszukujmy się… mało kto nią by się wtedy zainteresował. Niemniej jednak, gdyby ktoś chciał powalczyć Królem Kongiem z dinozaurami, to tylko ta gra daje taką możliwość.

King%20Kong

5. Scarface

Al Pacino to aktor, którego zna chyba każdy. Moim skromnym zdaniem jest wręcz stworzony i urodzony do wszelkiego rodzaju gangsterskich ról. Niewątpliwie ważnym filmem w jego karierze był „Scarface” z 1983 roku powodujący, iż każdy począł „mówić <<heloł>> do swojego małego przyjaciela”… jakkolwiekby to zdanie po Polsku nie brzmiało. Na szczęście tłumaczy z angielskiego na nasze nie poniosła fantazja i możemy w telewizji ten film oglądać z dosłownie przetłumaczonym tytułem, jako „Człowiek z blizną”. Tak też przetłumaczona została wydana 23 lata później gra Scarface: Człowiek z Blizną, choć jej oryginalny tytuł to Scarface: The World is Yours.

O czym opowiada gra? Jak chyba prosto się domyśleć o samym królu narkotyków Tonym Montany’e. Na całe szczęście późniejsi twórcy Prototype postanowili nie trzymać się stricte filmowej fabuły, a wręcz przeciwnie, postanowili ją zmienić. W ten właśnie sposób najważniejsza scena całego filmu zostaje przez nas zmieniona, Tony przeżywa, a my mamy szansę pomóc mu w ponownym wejściu na szczyt. Gra oczywiście nie ma szans uniknąć porównań do niezniszczalnego GTA i niewątpliwie bardzo przypomina zwłaszcza odsłonę Vice City. Nie jest jednak ot zwykłą kalką tejże serii, a wręcz przeciwnie dodaje własne elementy, jak choćby bardzo ciekawy sposób, w jaki zdobywany respekt czy tak zwane JAJA, dzięki którym stajemy się ponownie coraz bardziej silniejsi i coraz bardziej szanowani.

Gra ta też posiada jedną cechę, której Wielka Kradzież Samochodu nie posiada. A jest nim osoba Tony’ego Montany. Gangster rzuca na prawo i lewo, a także i na przód angielskimi odpowiednikami polskich przecinków i wręcz z pieśnią na ustach rozwala znienawidzonych wrogów, mogąc wpaść nawet w swego rodzaju furię, która powoduje, że stajemy się niemal nieśmiertelni, a nasz „mały przyjaciel” zabija wszystkich w znacznie szybszy i bardziej apetyczny sposób. Ponadto w tej grze bardziej czuć to pięcie się na szczyt i możliwości z tego płynące, a przede wszystkim w końcu mamy, na co wydawać pieniądze. Gra oczywiście nie jest bez wad, nie jest też absolutnie doskonała, niemniej jednak nawet po tylu latach gra się z nią przyjemnością i to powiedziałbym, iż nawet większą niźli w jej konkurenta od Rockstara z Grzesznego Miasta. Produkt absolutnie wart polecenia!

Scarface%20-%20Cz%u0142owiek%20z%20Blizn%u0105%20%22Money%20Power%20Re%24pect%22

6. Indiana Jones

Indiana Jones niewątpliwie jest ikoną filmów swoich czasów, jednocześnie jest jedną z najciekawszych postaci wykreowanych przez wyobraźnię scenarzystów, dzięki czemu na hasła „Poszukiwacz skarbów” i „film” z pewnością skojarzymy natychmiast lekko nieogoloną twarz Harrisona Forda. Niestety te same słowa „poszukiwacz skarbów” dla świata gier zarezerwowane są dla innej osoby, zwinniejszej, zgrabniejszej i z pewnością piękniejszej pod każdym względem Lary Croft. Niemniej jednak zanim pan w kapeluszu podjął walkę z panią archeolog, występował w zupełnie innych rodzajach gier, zarówno platformowych ( wydany w 1989 roku Indiana Jones and the Last Crusade: The Action Game) jak i przygodowych bazujących na starym dobrym systemie point&click (na przykład wydany w 1992 Indiana Jones and The Fate of Atlantis). Szpile te z pewnością w swoich czasach cieszyły graczy i uznawane mogą być przez nich za kultowe i wspaniałe, niemniej jednak nie oszukujmy się. W dzisiejszych czasach entuzjastów tego typu gier jest zdecydowanie zbyt mało, dlatego też skupmy się na bardziej współczesnych częściach, na które miłośnik gier z drugiej dekady XXI wieku jeszcze da radę się skusić.

W 1999 roku, tuż przed wyjściem czwartej już części Tomb Raidera na ekrany komputera weszła kolejna produkcja Lucasarts Indiana Jones and the Infernal Machine, ewidentnie biorąca przykład ze swej koleżanki z branży i choć lepsza od Panny Croft może nie była, to jednak sprawiała dużo przyjemności i frajdy ze wszelkiego rodzaju wspinania się, skakania, rozwiązywania łamigłówek (niezbyt ciężkich), machania biczem jak i dosyć porządnie skleconej fabule pozwalającej nam odwiedzić wiele ciekawych miejsc na całym świecie. Prawdziwą rękawicę „Rzemiosła Lucasa” rzuciły jednak w 2003 roku, wraz z premierą Indiana Jones and the Emperor's Tomb. Gra ta poprawiała większość ewentualnych mankamentów swojej poprzedniczki, dając jeszcze ciekawsze etapy i równie dobrą fabułę, dodatkowo wykorzystując „skok w bok” Lary, który nie do końca się wszystkim podobał.

Niestety w tym momencie marka nieco przystopowała i na jej kolejną część należało czekać, aż do 2009 roku, kiedy to świat ujrzał produkcję Indiana Jones and the Staff of Kings. W tym momencie z chęcią zobaczyłbym pomysłodawcę, który to wpadł na genialny pomysł, by w roku, w którym ewidentnie na świecie rządziły już konsole siódmej generacji, wydać grę na Playstation 2, Wii, NDSa i PSP… Gra też zbytnio nie zachwyca i posiada nieco zmienioną koncepcję opierając ją głównie na walce i wartkiej akcji. Myślę, że tak naprawdę wersja na PSP jest jedyną z tych wszystkich, w którą można pograć.

Na osłodę, w tym też momencie, dochodzimy do dosyć ciekawego momentu. W 2008 i 2009 roku na światło dzienne wyszły dwie produkcje, z Indym w tytule. Gry te jednak zostały osadzone w świecie… klocków LEGO i choć sam fanem tego typu szpil od Traveller's Tales nie jestem, to jednak trzeba przyznać, że tytuły te nie są złe. Tak też w LEGO Indiana Jones: The Original Adventures oraz LEGO Indiana Jones 2: The Adventure Continues mamy okazję wziąć udział w wydarzeniach z filmów w świecie, w którym każdy element to klocki lego, a nawet nasz sam protegowany jest ludzikiem z tegoż świata zabawek. Tak więc skaczemy, biegamy, eksplorujemy i poznajemy fabułę oraz walczymy z wszechobecnymi złymi Niemcami i wszelkimi ich przyjaciółmi, w grze nazywanymi Nazistami... I choć klocki lego nadal kojarzyć mi się będą z dziecięcymi zabawkami, to jednak ta produkcja daje wiele frajdy i przyjemności.

Indiana%20Jones%20-%20Tomb%20Raider%20w%20spodniach

7. Obcy i Predator

Jedną z najbardziej rozchwytywanych filmowych marek w świecie gier niewątpliwie jest Obcy wraz z jego równie kosmicznym koleżką Predatorem. Ciężko będzie opowiedzieć o tych tytułach w kilku krótkich zdaniach, gdyż znalazłem informacje o przynajmniej dziesięciu różnych pozycjach z przynajmniej jednym z wyżej wymienionych kosmitów, a oni sami wystąpili w kooperacji w siedmiu z nich. Nie chcąc zbytnio przeciągać i tak długiego już wątku zajmiemy się tylko tymi naprawdę godnymi polecenia, a reszta zostanie zaledwie wspomniana. Historię tych dwóch przyjemniaczków (mogę się w tym przypadku mylić) rozpoczął kosmiczny myśliwy w 1990 roku w grze Predator 2, która dwójkę ma z powodu bazowania na drugiej części filmu, a o samej grze wiadomo mniej więcej tyle, iż istniała i była strzelanką. Następnie pałeczkę przejął Obcy w 1995 roku za pomocą klasycznej przygodówki point&click Aliens: A Comic Book Adventure.

Pierwszą grą w tymże uniwersum wartą odnotowania jest dopiero Alien vs Predator z 1999 roku. Jest ona strzelanką, wyglądającą jak wszystkie inne fpsy tamtych czasów wzorowane na nieśmiertelnym Quake’u. Nie jest ona jednak bynajmniej klonem tejże legendy, a wręcz przeciwnie świetną grą posiadają atuty niekoniecznie obecne w innych produkcjach tego typu. Szpila ta pozwala na grę przedstawicielami trzech ras, czyli możemy pograć zarówno Marinesami, jak i Predatorami oraz Obcymi, a dla każdej z nich dostajemy oddzielne kampanie, które tylko momentami się nachodzą. Gra posiada swoisty niepowtarzalny i niepodrabialny klimat nieustającego strachu, który wraz ze wspaniałym na tamte czasy multiplayerem spowodował, iż gra ta stała się swego rodzaju legendą. Gra ta została wydana też w wersji Gold, usprawniającej wiele elementów jak i odświeżona w 2010 roku jako Aliens vs Predator Classic 2000, jednak niewiele on zmienia poza przystosowaniem produkcji do współczesnych komputerów.

Idąc dalej w 2001 roku otrzymaliśmy kontynuację owego pojedynku pomiędzy potężnymi kosmitami – Aliens vs Predator 2 – a także rok później dodatek do niej zatytułowany Primal Hunt. O drugiej części nie sposób powiedzieć nic innego jak… jeszcze lepsze dopracowanie elementów będących elementami fantastyczności poprzedniczki. Mimo iż gra ta została stworzona przez inne studio, to doskonale wbija się w klimat jedynki dodając wiele od siebie, co powoduje, że wciągamy się w rozgrywkę jeszcze bardziej, strzelamy jeszcze lepiej i boimy się jeszcze mocniej. Rozszerzenie może nie zachwyca, lecz patrząc na dzisiejsze „dodatki” do gier, można go spokojnie nazwać solidnym dodatkiem.

Kolejną produkcją spod szyldu konkurencji między tymi dwoma stworzeniami, była gra Aliens Versus Predator: Extinction wydana na PS2 i XBOXa w 2003 roku. Przedstawiała wydarzenia w zupełnie inny sposób niźli wcześniej wymienione produkcje, albowiem była strategią, a dokładniej mówiąc RTSem, w którym mogliśmy kierować oddziałami jednej z trzech ras podczas kampanii. Gra raczej nie podbiła rynków całego świata, jednakowoż taka produkcja istnieje. Te same platformy w 2005 roku próbował zawojować kosmiczny myśliwy, tym razem już samotnie, w trzecioosobowej grze akcji, z bardzo dobrą fabułą w grze zatytułowanej Predator: Concrete Jungle. Gra na pewno wyróżniała się od innych produkcji z tymże kosmitą w tytule, tym iż była grą akcji jak i zupełnie innym klimatem, jednak zawierała też wiele elementów umożliwiających eksterminację wrogów na wiele sposób i poczuć się prawdziwym kosmicznym łowcą. Niestety i tym razem sukces był raczej umiarkowany, a w dzisiejszych czasach i tak trudno już zagrać w tę grę.

Niewątpliwie kilka pomysłów z tej gry podchwycili ponownie panowie z Rebellion (twórcy Aliens vs Predator) tworząc i wydając Aliens vs. Predator: Requiem na PSP, jednak chyba w tym przypadku zbytnio się zapatrzyli na wcześniej wymienioną produkcję i gra ta również była, co najwyżej, dobra i to przy bardzo optymistycznym podejściu. Nie ma się wtedy, co dziwić, jak wielkie nadzieje mieli wszyscy, którzy dowiedzieli się o modnym, w tymże czasie, restarcie tytułu Aliens vs Predator. Nastąpiło to w 2010 roku i niestety w wielu miejscach odbiegał on od słynnego pierwowzoru i choć jako strzelanka wyróżniał się na tle konkurencji i był całkiem dobrą produkcją, tak jednak zebrał mierne oceny ze strony wszelkich recenzentów skupiających się na tym, co ta grać miała mieć, a czego nie posiadała. Cóż z tej strony rzeczywiście szpila mogłaby być bardziej wzorowana na swej poprzedniczce sprzed dekady.

Tego wszystkiego oczekiwano za to po kolejnym tytule w tym uniwersum Aliens: Colonial Marines, który to swą premierę miał w 2013 roku. Niestety tytuł ten kompletnie nie spełnił oczekiwań, które twórcy nadmuchali przed premierą i tak też najlepiej spuśćmy na nią zasłonę milczenia, skupiając się na wydanej rok później grze Obcy: Izolacja. Produkcja ta zdecydowanie naprawia niesmak po poprzedniku, wracając częściowo do założeń pierwowzoru, gdzie grając człowiekiem czuło się nieustanny strach. Tak też w najnowszej produkcji dostajemy zamiast fpsa, grę reprezentującą gatunek surivalowego horroru i, choć co prawda, mamy tylko jednego Ksenomorfa, to jednak jest on tak zabójczy, niebezpieczny i dodatkowo nieśmiertelny, że dosłownie przez cały czas czujemy jego oddech na plecach, a wszelką eksplorację musimy podejmować z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Ponadto jego fabuła jest oficjalną kontynuacją wydarzeń, które mogliśmy oglądać w filmie dającemu początek temu wspaniałemu uniwersum – Obcy: Ósmy pasażer Nostromo. Ostatni tytuł niewątpliwie jest najlepszym, co mogło spotkać wszelkich fanów Obcego jak i graczy uwielbiających tenże gatunek gier.

Obcy%20w%20najnowszej%20produkcji

Tymże współczesnym i optymistycznym akcentem kończymy ten, już, zdecydowanie zbyt długi artykuł. Oczywiście mam pojęcie jak wiele równie dobrych lub nawet i lepszych produkcji tutaj nie wymieniłem, lecz na usprawiedliwienie dodam, iż dobierałem je według pewnego kryterium, które i tak momentami nieco nagiąłem. Otóż szpile musiały mieć jakiś związek z filmem oraz same produkty kinematografii nie mogły być oparte na książkach tudzież większych uniwersach na przykład komiksowych. Przy tym pragnę zaznaczyć, iż celowo pominąłem wszelkie tytuły spod szyldu Gwiezdnych Wojen albowiem ich ilość i chęć opisania choćby bardzo słownikowego, spowodowałaby, iż ten artykuł byłby przynajmniej raz dłuższy. Myślę, że fani filmów G. Lucasa w tej kwestii zasługują na zupełnie oddzielny artykuł o tej tematyce.

PS. Z pewnością do tej listy dodać należy mającego niedawno premierę Mad Maxa, niestety nie miałem szans tejże produkcji choćby wypróbować, dlatego postanowiłem, iż ewentualne oceny, czy ta gra zasługuje na miano dobrej, zostawiam tym, którzy grali oraz wszelkiego rodzaju recenzentom. Przy tym miejmy nadzieję, że w przyszłości znajdą się gry, które jeszcze lepiej będą dopełniać swoje filmowe wzorce. A może Wy macie jakieś propozycje filmów, w które chcielibyście zagrać lub też sugestie co do tego, czego w artykule zabrakło? Piszcie, komentujcie, czekam! 

Szatansky
21 września 2015 - 16:01