W zwiastunie nadchodzącego Call of Duty Black Ops 3 widać czołg z II wojny światowej. Czy to oznacza jakiś fragment dziejący się właśnie w tym okresie, jakiś głębszy powrót do korzeni fabuły Black Ops zaczętej w World at War? Przekonamy się już niedługo. Na razie cofnijmy się o 10 lat, bo to właśnie dziś mija ta okrągła rocznica premiery Call of Duty 2 - chyba jednej z najlepszych gier o II wojnie światowej, która w dość ciekawy sposób łączy się też z rewelacyjnym serialem - Kompania Braci.
Call of Duty 2 ukazało się na komputery PC 25 października 2005 roku i było udoskonaloną wersją swojej poprzedniczki. Studio Infinity Ward, które wcześniej pod szyldem 2015, Inc. stworzyło kultowy Medal of Honor: Allied Assault, rozwijało ciągle swoją koncepcję strzelaniny FPP w formie bardzo filmowej opowieści. Wprawdzie COD 2 nie miał jeszcze jednej długiej fabuły, która ciągnęła się przez całą grę, a osobne kampanie dla żołnierzy poszczególnych armii, ale już sposób jej przedstawienia i wartka akcja sprawiały, że wszystko przypominało niezły film wojenny. W trzech różnych minikampaniach w Call of Duty 2 wcielaliśmy się w żołnierza armii radzieckiej, brytyjskiej oraz amerykańskiej i odwiedzaliśmy ruiny Stalingradu podczas zimowej ofensywy, pustynne tereny Afryki Północnej, malownicze pola i miasteczka Normandii aż do granicy z Niemcami nad Renem. Filmowość gry widać nawet podczas napisów końcowych, gdzie już biernie oglądamy brawurową akcje amerykanów w czasie uwalniania kapitana Price’a.
Grając samemu, podczas 27 misji naprawdę nie było czasu na nudę. Oprócz standardowego strzelania różnymi rodzajami autentycznej broni z tamtego okresu, dowodziliśmy czołgiem, naprowadzaliśmy ogień artylerii za pomocą lornetki, wspinaliśmy się po stromym klifie, a wszystko działo się podczas upału, mrozu, deszczu, w dzień, w nocy. Wokoło biegali i walczyli nasi towarzysze, informując okrzykami o pozycji wroga, nad nami latały samoloty - atmosferę wielkiej bitwy, w której jesteśmy tylko jednym, małym trybem czuć było w każdym szczególe. W odróżnieniu od pierwszej części, gdzie jeszcze zbieraliśmy apteczki, COD2 wprowadził samo-regenerujący się pasek zdrowia i wskaźnik granatu, który miał za chwilę przy nas eksplodować - rzeczy, które obecnie są standardem prawie w każdym FPSie.
COD2 to również spora wierność historyczna, o czym miałem okazję się przekonać zwiedzając Pointe du Hoc w Normandii - miejsce, które jako jedyne zostało zachowane w nietknięty sposób, z ruinami bunkrów, okopami czy lejami po pociskach. Szturm na Pointe du Hoc rozpoczyna kampanię amerykańską w grze i jako jedna z pierwszych akcji podczas D-Day - robi podobne wrażenie jak słynna misja Omaha z Medal of Honor: Allied Assault. Tak samo jak w rzeczywistości, jako Ranger rozpoczynaliśmy od stromej wspinaczki na 30 metrowy klif, by zabezpieczyć 155mm działa, które mogły zagrozić inwazji na plażę Utah. Dalej, również z prawdą historyczną, odkrywamy, że armaty zostały przeniesione i odkrywamy je dopiero w dalszej części misji, odpierając po drodze niemieckie kontrataki.
Projektanci z Infinity Ward nie tylko wiernie odtworzyli wygląd bunkrów, wysokość klifu, zniszczoną wybuchami powierzchnię, charakterystyczną pionową skałę wystającą z morza - ale również i taki detal, jak wrażenie odległości od brzegu, aż do pierwszych zabudowań. W dalszej części gry bierzmy m.in. udział w historycznej bitwie o Wzgórze 400, wokół ukrytych w lesie bunkrów na linii Zygfryda niedaleko wioski Bergstein w Niemczech. W kampanii brytyjska również weźmiemy udział w historycznych bitwach. Jako sierżant John Davis walczymy pod El Alamein czy o francuskie miasto Caen w czasie inwazji na Normandię. Misje na froncie wschodnim to swoisty powrót do tego, co było w pierwszej części Call of Duty i ponowne odwiedziny w mroźnym Stalingradzie - niestety już bez tak widowiskowego wprowadzenia, jak odtworzenie początku filmu Wróg u bram w CODa z 2003 roku.
COD2 było pierwszą grą na nowym silniku IW Engine i wiążą się z tym dwie rzeczy. Po pierwsze - gra ciągle wygląda świetnie! Grafika nie zestarzała się na tyle, by mówić, że jest brzydka czy nie da się już w nią grać. Call of Duty 2 starzeje się niczym Sean Connery i nawet dziś, po 10 latach można śmiało ponownie je przejść, bez przymykania oka na jakieś niedoróbki. Tego samego są chyba świadomi twórcy, bo na tym samym silniku powstały wszystkie kolejne części Call of Duty. Sam engine (którego trzon oparto jeszcze na Quake’owym id Tech 3) był oczywiście wielokrotnie modyfikowany i dostosowywany do możliwości kolejnych kart graficznych, nie zmienia to jednak faktu, że każda nowa gra z serii przypominała trochę graficznie swoją poprzedniczkę, co wielu wytykało jako wady kolejnych odsłon. Mi najbardziej rzucał się w oczy charakterystyczny sposób wyświetlania dymu, który na moich kartach Radeon nie zmienił się odnaprawdę nie pamiętam której części…
Call of Duty 2 nie posiada wyjątkowych bohaterów, których zapamiętalibyśmy na równi z Wiktorem Reznovem czy kapitanem Price’em (choć tego akurat możemy w grze spotkać), ale ciekawostką może być obsada aktorka, która stworzyła dubbing drugiej części CODa. Większość głosów to bohaterowie słynnego serialu Kompania Braci - mamy więc znanego dziś z Walking Dead Micheala Cudlitza (Bull w BoB), Rossa McCalla (Liebgott w BoB), Franka Hughesa (Guarnere w BoB), Jamesa Madio (Perconte) i jeszcze kilku innych. Gdzieś tam za nimi usłyszymy chyba słynniejszego dziś - Nolana Northa.
Czy Activision powróci kiedyś do korzeni i zobaczymy w końcu nową grę w klimacie drugiej wojny światowej, czy coraz to nowe pokolenia graczy, które nie mogą się już pochwalić dziadkiem walczącym na jakimś froncie WW2 sprawiają, że dla producentów, ta coraz odleglejsza historia nie jest już atrakcyjnym tematem
na wysokobudżetową grę? Nie wiadomo. Dobrze jednak, że Call of Duty 2 czy World at War ciągle trzymają się nieźle i warto od czasu do czasu je sobie przypomnieć.