Assassin's Creed V: Ninja Decay, czyli asasyn moich marzeń
Recenzja: Zgasić Słońce. Szpony Smoka.
Mitologia Japońska #2 - Powstanie świata i pierwsi bogowie
Klaps w tyłek najlepszym sposobem na rozwój postaci w japońskim roleplaying
Teaser Supernaturala w wersji anime
Arcade'owe szaleństwo - poznaj japońskie salony gier
Podczas mojego pobytu w Azji zauważyłem, że obchodzi się tam całą masę kompletnie obcych nam świąt. Nie chodzi tylko o bajery takie jak dzień singli czy dzień pocałunku. Mam na myśli celebracje czegoś w rodzaju sequela walentynek.
O Japonii można napisać wiele, ale jedno jest pewne. Jest to absolutna mekka dla graczy! Nie ważne czy wolisz grać na automatach, czy w domu, czy preferujesz granie na komórce. Japończycy to urodzeni gracze, a miejscem pielgrzymek każdego fana jest Akihabara.
Zapomnijcie o ocenianiu filmów w skali 1-10. Dzisiaj przedstawię Wam kilka tytułów wymykających się z tej standardowej hierarchizacji. Bo o ile łatwo jest trafić na produkcje, które będziemy kategoryzować jako „dobre” czy „złe”, tak ciężko o perełki, które wrzucam do swojej prywatnej szufladki pt. „filmy tak złe, że aż dobre”. To filmy takie, przy których kino klasy C to dzieło wirtuozów kina.
Tomie to film, którego obejrzenie zajęło mi chyba rekordową ilość czasu. Za film ten zabrałem się po raz pierwszy prawie dekadę temu. Z tych czy innych powodów mimo wielu prób nie mogłem go nigdy obejrzeć do końca. Nadeszła jednak pora Straszdziernika i pokonałem wszelkie trudności (czytaj lenistwo). Pytaniem pozostaje czy warto było odkopywać tą produkcję?
Mam słabość do „straszakowych” antologii. Uważam że ten sposób prezentacji grozy sprawdza się idealnie. Zestawienie kilku krótszych opowiastek daje twórcom całkiem sporo możliwości. Co ważne nawet jeśli jakiś pomysł nie przypadnie mi do gustu to mam przed sobą jeszcze dwie lub trzy opowiastki. Dodatkowo ograniczona ilość czasu czy stron sprawia, że zazwyczaj mamy do czynienia z opowiadaniem czy filmem bez dłużyzn. Zbiory tego typu często mają interesujący motyw przewodni. Do moich ulubieńców należy Unholy Women znane także pod oryginalnym tytułem Kowai Onna (コワイ女 ). No bo czy tak naprawdę można w życiu spotkać coś bardziej tajemniczego i mrożącego krew w żyłach niż kobiety?
Kiedy decydujemy się na obejrzenie filmu o tak ambitnym tytule jak Big Tits Dragon ( oryginalny japoński tytuł można przetłumaczyć jako Big Tits Dragon: Hot Spring Zombie Vs. Stripper 5) musimy podchodzić do niego z jakimiś konkretnymi założeniami. Po pierwsze będą duże balony i smoki. Możliwe, że będzie to jakiś softcore osadzony w średniowieczu czy innej epoce gdzie za białogłowami biegały dyszące siarką bestie. W wersji alternatywnej jest to film o dużym kuzynie węża z ogromnymi cyckami. Wszystko to wykonane w CGI i pewnie osadzone we współczesnych czasach. Obie wersje zapowiadają dobre filmidło.
Japońska kultura pociąga do siebie polaków od wielu lat. Nasze pokolenie zostało oczarowane Krajem kwitnącej Wiśni głównie dzięki anime, grom i filmom. Często mamy jednak jedynie powierzchowną wiedzę na temat tego jakże odległego geograficznie i kulturowo kraju. Dlatego też z otwartymi ramionami przyjmuję każdą grę, która pozwala nam trochę lepiej poznać tą dziwną krainę Godzilli, samurajów i mechów. Tylko czy Way of the Samurai 4 jest w stanie nas czegoś nauczyć?
Pisałem kiedyś o szokującym ataku paniki jaki mnie któregoś tam dnia dopadł. Pewnego razu byłem przekonany, że pewna dziewczyna mnie zabije. Najlepsze że taka schiza przytrafiła mi się więcej niż jeden raz. Kiedyś, gdy jeszcze mieszkałem w Pekinie trafiłem na pewną 'interesującą” dziewczynę. Nie będę rozpisywał się o moich dziwacznych perypetiach ale koniec końców byłem ofiarą czegoś co można nazwać stalkingiem. Przez okres kilku tygodni gdzie się nie obróciłem i nie pojawiłem była tam również i ta Chinka. Wiedziała gdzie mieszkam, studiuję i gdzie pracuję. Parę razy prawie narobiłem w portki ze strachu. Nie mówię, że lasce tej przyświecał jakiś demoniczny cel ale ja byłem nieźle wystraszony i za każdym razem gdy ktoś pukał do moich drzwi myślałem, że to już koniec. Taka schiza była po części efektem mangi o której tym razem będę wspominał. Zashiki Onna to coś co przyczyniło się do mojego irracjonalnego lęku. To powinno na wstępie oddać z jak solidnym horrorem mamy do czynienia.
Po obejrzeniu kolejnego japońskiego filmu klasy B o tematyce zombie, przypomniałem sobie o czymś. Po pierwsze, uwielbiam ten ich szajs, kicz i tandetę. Drugą kwestią jaka przyszła mi do głowy było -”Czemu nie ma masy gier o stylistyce podobnej do tych filmideł”. Niby mamy Onechanbara, czyli laski w bikini siekające zombiaki ale chciałbym czegoś więcej.
Nagle do głowy przywędrowała myśl o pewnej perełce, która już samym tytułem zachęca do owacji na stojąco. No bo jak inaczej można zareagować na grę która pokaże nam odwieczny spór pomiędzy żywymi trupami a karetkami?
Zapraszam wszystkich do małej zabawy i sprawdzenia samego siebie! Spróbujcie odgadnąć tytuł książki (dodam, że jest ona megapopularna), z której pochodzą te ilustracje. Proste? Tak brzmi, ale wcale nie jest tak łatwo. Bo za rysunki odpowiada Noriko Meguro - czyli są one w iście japońskim stylu! Odpowiedź powinna was zaskoczyć! No chyba że jesteście tacy dobrzy, to pójdzie wam jak z płatka!