Dyskusje na temat długości gier są na porządku dziennym już od jakiegoś czasu. Ci zapracowani w większości cieszą się z jakości nowych tytułów, nie zważając na szybko pojawiające się napisy końcowe. Pozostali narzekają na naciągających ich deweloperów i wydawców, którzy dają pięć godzin zabawy za 200zł.
Nie zamierzam tutaj jednak zastanawiać się, czy naprawdę jest jakiś problem z długością nowych gier. Tak naprawdę w tym momencie temat do dyskusji się wyczerpał, bo trzeba poczekać na premiery nowych wielkich hitów. Ewentualnie można wrócić do Wiedźmina 2 i LA Noire.
Przeczytajcie tytuł wpisu i dodajcie na jego końcu tytuł jakiejś gry. Prawda, że wielokrotnie zastanawialiście się, ile czasu zajmie ukończenie jakiejś gry? Ewentualnie porównywaliście swoje czasy przejścia jakiegoś wyjątkowo złożonego RPG? Jeśli dwukrotnie padła odpowiedź "tak", znalazłem coś dla Was. Jeśli odpowiedzieliście "nie" - też zajrzyjcie.
Pisząc recenzję najnowszego Medal of Honor znów stanąłem przed odwiecznym dylematem recenzenta: czy potencjalnie krótki okres niezbędny do ukończenia rozgrywki traktować jako wadę czy zaletę, i czy czynnik ten powinien być brany pod uwagę przy modyfikowaniu oceny końcowej (która dla szerokiego grona czytelników jest przecież substytutem całego tekstu)?