Czego wymagasz od ideału, czyli znowu o ocenach gier
O Infinite Warfare, wesołym garbusie i dwóch dobach z walkirią
O fizyce piersi, najtrudniejszych grach do recenzji i chorobie z wyboru
Pechowa siódemka – czyli o obecnych standardach oceniania gier wideo
Jak mi idzie, tak oceniam
Czy nie przywykliśmy za bardzo do cyferek?
Coraz częściej przyłapuję świat na pewnej niepokojącej tendencji. Chodzi o rozbieżność, dalece idącą, między zdaniem odbiorcy, a zdaniem krytyków. Coraz mniejszym szacunkiem darzę wszelkiego rodzaju znawców, profesjonalistów, bo ich świat jest dla mnie coraz odleglejszy. Mniej uwagi zwracam na recenzje wysmarowywane finezyjnym piórem w renomowanych czasopismach, ewentualnie większych portalach, które stać na zatrudnianie krytyków z prawdziwego zdarzenia.
Częściej wchodzę na fora, blogi, pytam o zdanie znajomych, których gustom ufam. W razie wątpliwości przekonuję się sam. I szczerze mówiąc, zauważam, że powoli znika zależność między tym, co ja obiektywnie uznaję za dobre, albo chociaż niezłe (nawet jeżeli nie wpada w moje gusta), a opinią jaką próbuje mi się sprzedać jako tę jedynie prawdziwą, bo profesjonalną.
Jak żesz ja nie lubię słowa "recenzent". Dlaczego? Tłumaczę w nowym Beczlogu, zainspirowanym filmikiem ekipy Extra Credits, który możecie (a wręcz powinniście - bo do niego się odnoszę) zobaczyć na serwisie The Escapist. Miłego!
Gram sobie w pewną grę. Słabą, niedopracowaną, brzydką jak noc. Tytułu nie zdradzę, bo recenzję ujrzycie w tym tygodniu na łamach Gry-OnLine. Zresztą to nie o niej ten wpis, ale o ogólnej sile recenzenta do wytykania błędów. Zawsze jest mi miło, kiedy w łapki dostaję dobry stuff. Instaluję, ustawiam opcje i wciągam się. Jest przyjemnie, banan na twarzy gwarantowany, a rekomendacja w drodze. Wszyscy są szczęśliwi - recenzent, gracze, wydawca, ludzie odpowiedzialni za grę. Odwróccie jednak sytuację. Recenzent ma opiniować crapa nad crapy. Kto wtedy otwiera szampana?
Piszę to, bo gros czytelników nie zdaje sobie sprawy, jaka odpowiedzialność ciąży na recenzencie, który czuję misję zjechania czegoś po zagraniu kilku/kilkunastu godzin. Gdy mamy do czynienia z hitem, zwrócenie uwagi na uchybienia to czyta formalność. Bo jak mawiali starożytni Egipcjanie - dobra gra obroni się sama. "Interfejs jest mało przejrzysty? Stary, ale fabuła zajeeebista, a jaka grafaaaaaaa" - wiecie o co chodzi?