Czego wymagasz od ideału czyli znowu o ocenach gier - Brucevsky - 6 kwietnia 2017

Czego wymagasz od ideału, czyli znowu o ocenach gier

Początek roku przyniósł doskonały materiał do dyskusji o systemie ocen. Na rynek trafiło przynajmniej kilka znakomitych pozycji, które wypada opisywać słowami „genialna”, „unikatowa” i „rewolucyjna”. W mediach branżowych posypały się więc wysokie noty i ukazały pewne pochwał recenzje. Część dziennikarzy z Polski i zagranicy nagrodziła niektóre z produkcji maksymalną oceną, prowokując później wielogodzinne wymiany zdań pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami takiego wyróżnienia danego projektu.

Ileż to setek akapitów zostało w ostatnich tygodniach napisanych w kontekście różnych ocen dla Horizon: Zero Dawn, Mass Effect: Andromeda i The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Trzy wyczekiwane premiery wylądowały i z miejsca zrobiły wokół siebie dużo szumu. Sam z pewnym zdumieniem przyjąłem fakt, że Elessar przyznał zabugowanej produkcji od EA taką samą ocenę jak G40st Horizonowi. Nie o subiektywnych odczuciach i zasłużonych lub mniej werdyktach zamierzam się tu rozpisywać. Po ostatnich wydarzeniach dochodzę do wniosku, że skala ocen powinna być, z braku lepszego określenia, bardziej spersonalizowana.

W teorii powinniśmy oceniać grę z perspektywy gatunku, który reprezentuje i daty premiery. Niewielu jednak w rzeczywistości tak robi. Patrzymy na omawiany tytuł, rynkową nowość przez pryzmat wszystkich innych gier, które ukazały się w minionych latach, nie tylko jej bezpośrednich konkurentów, a do tego z poprawką na wszystkie inne nagrodzone wysokimi notami hity sprzed lat. Skutki takiego podejścia widać gołym okiem. Bo jak to którakolwiek odsłona serii FIFA może dostać dziesiątkę, skoro nie ma żadnej fabuły, gameplay ogranicza się do ciągle tego samego, a i wizualnych wodotrysków trudno się doszukać. Gdzie jej tam do GTAV czy Skyrima, potężnych molochów na setki godzin, wirtualnych światów ogromnych możliwości i rozmiarów? Porównania bezsensowne, ale nadal żywe w naszej społeczności graczy i kaleczące wykorzystywany przez nas system ocen.

O ocenach gier pogadałem też trochę w pierwszym mini-podcaście na moim kanale YouTube. Zapraszam. :)

Spersonalizujmy więc ten nasz sposób przyznawania not premierom. Oceniajmy je tylko w kontekście gier z danego gatunku, by nie odbierać szans platformówkom, grom logicznym i wyścigowym, horrorom, point&clickom oraz sportówkom. Jeśli dane puzzle naprawdę wnoszą coś nowego do doskonale znanej mechaniki, wyróżniają się świetną oprawą audiowizualną, to dlaczego mają mieć tylko szanse na maksymalnie 7-8/10? By jednak recenzenci mogli tak swobodnie i zgodnie z logiką oceniać, sami gracze też muszą przestać stosować bezsensowne porównania. „Przygodówka na cztery godziny z oceną identyczną, jak ten wielogodzinny, pełen ciekawych questów RPG?! Przecież ten recenzent to jakiś skończony, opłacony pewnie, kretyn!”. Serio chciałbyś fabułę w grze o koszykówce, przygodówkę z subquestami na pięćdziesiąt godzin i grę wyścigową z zapadającymi w pamięć dialogami?

System ocen od lat jest krytykowany, bo w wielu redakcjach nie stosuje się go w pełni. Odbiorcy sami wykreowali taką sytuację, bo 7/10 uznają za tytuł przeciętny lub nawet crapa, a 8/10 za rozczarowanie w przypadku AAA. Mnie jednak to akurat nie drażni najbardziej, przeżyję fakt, że przedział 1-4 i 10 są skromnie wykorzystywane. Brakuje mi uczciwego oceniania gier w swoich gatunkach, bez spoglądania na noty wystawione tytułom całkowicie odmiennym. Dlatego cieszę się, gdy widzę redakcję, która nie boi się dawać 10 produkcjom z bardzo różnych, specyficznych gatunków. Na Gamespocie wśród tytułów uznanych za „idealne” znalazły się MGS4 i MGSV: Phantom Pain, Chrono Cross, Journey, Bayonetta 2, Soul Calibur, Tony Hawk Pro Skater 3 czy Super Mario Galaxy 2. Polski miesięcznik PSX Extreme w swojej historii sypnął dychami, m.in. dla Final Fantasy VII i VIII, ISS Pro Evolution, Spyro the Dragon, Legacy of Kain: Soul Reaver, Tekkena 3 czy Crash Team Racing. Redaktorzy tych mediów znaleźli ich zdaniem „perfekcyjną” bijatykę, grę wyścigową, jRPG-a czy hack&slasha. I tak powinno być. Bo jakby nie patrzeć, przez te kilka dekad istnienia wirtualnej rozrywki kilka majstersztyków na 10/10 w każdym gatunku się pojawić przecież po prostu musiało.

Brucevsky
6 kwietnia 2017 - 22:28