Jak mi idzie tak oceniam - Brucevsky - 5 lipca 2014

Jak mi idzie, tak oceniam

Jednego dnia to najlepsza gra świata i jestem gotów stawiać pomniki twórcom, którzy takie genialne dzieło stworzyli. Innego nienawidzę tej produkcji i jej bezsensownych założeń, błędów i nieprzemyślanych rozwiązań. W czytniku konsoli kręci się płytka z tym samym tytułem, hitem i crapem jednocześnie. A w co akurat gram zależy tylko i wyłącznie od tego, jak mi idzie.

Kolejni przeciwnicy padają pod gradem ciosów mieczem, rzuconych oszczepów i strzał z łuku. Powstrzymać mnie nie są w stanie kilkukrotnie więksi bossowie, potężne twierdze i dzielni herosi z obozu przeciwnika. Moja armia jest niepokonana, a poczucie rytmu bezbłędne. Jestem perfekcyjny, genialny taktycznie, zaiste boski. Z radością wyłączam konsolkę, nie mogąc już doczekać się kolejnej okazji na powrót do świata Pataponów. Mogę chwalić je, wyróżniać i polecać na lewo i prawo.

Mija kilka dni, wreszcie pojawia się szansa, by ponownie uruchomić PSP. Zanurzam się w świat magicznej krainy i ponownie ruszam na pomoc dzielnym stworkom. Ale, ale, coś tutaj nie gra. Zbudowanie „fevera” zajmuje nieporównywalnie więcej czasu, często gubię rytm, mylę komendy i przyciski. Moje Patapony okazują się ociężałe, nie słuchają rozkazów. Nagle przeciwnicy jakby zadawali moim podwładnym więcej obrażeń, a bossowie zrobili się bardziej przebiegli. I jeszcze te mini-gry, przecież wcisnąłem przyciski w odpowiednim rytmie, dlaczego konsola uznaje to za błąd? Po co to głupie drzewo wyrzuca mi liście, jak ja potrzebuję gałęzi? Czemu za każdym razem muszę czytać ten sam dialog przed rozpoczęciem danego wyzwania? Co za wkurzający badziew, mam dość, włączam Kingdom Hearts. Nie kupujcie tego, szkoda nerwów, są lepsze gry na PSP.

I potem przez kolejne kilkanaście dni Patapony są zepchnięte gdzieś na dalszy plan, przegrywają rywalizację z innymi tytułami i szeregiem „ciekawszych” aktywności. Gdy w końcu złe wspomnienia zostają zatarte i wraca chęć wybicia rytmu na magicznych bębnach, PSP wraca do łask, a wraz z nimi jedna z oryginalniejszych produkcji na tę konsolę. Jak będzie tym razem, z górki czy pod wiatr?

Tym samym, gdy do zakończenia Pataponów pozostało mi jeszcze kilka map, może parę godzin gry, wciąż nie wiem, jaką ocenę końcową wystawię w swojej recenzji. Zaczynam obawiać się, że nie uda mi się być nawet blisko obiektywizmu, gdy gdzieś pod koniec zatnę się lub nagle wzrośnie poziom trudności. Bądź na odwrót, przechwalę grę, bo zakończę ją spektakularnym i bezbłędnym finiszem.

Gdy tak na to spojrzeć, zaczynam współczuć redaktorom branżowych czasopism i portali. Na ich opinie czekają setki, nawet tysiące graczy, licząc na obiektywną, uczciwą, popartą dobrymi argumentami ocenę każdego nowego dzieła. A jak tutaj być obiektywnym, gdy ma się swoje przekonania, pewnych wad się nie dostrzega, a inne wyolbrzymia? Jak dobrze ocenić grę, gdy właśnie mocno mnie ona strustrowała lub odprężyła po sporej dawce codziennych problemów? Być może dlatego czasami niektóre tytuły dobre mają nieco zbyt wysokie oceny, a inne, przeciętne, noty zaniżane. Bo może te pierwsze dały recenzentowi akurat potrzebną chwilę radości, wyzwania, odpoczynku, a te drugie zdenerwowały go, rozsierdziły lub rozczarowały, pogarszając nastrój z danego dnia. Coś w tym może być. Warto o tym pamiętać przy sugerowaniu się notami z recenzji gier.

Pon Pon Pata Pon.

Brucevsky
5 lipca 2014 - 11:18