Gram sobie w pewną grę. Słabą, niedopracowaną, brzydką jak noc. Tytułu nie zdradzę, bo recenzję ujrzycie w tym tygodniu na łamach Gry-OnLine. Zresztą to nie o niej ten wpis, ale o ogólnej sile recenzenta do wytykania błędów. Zawsze jest mi miło, kiedy w łapki dostaję dobry stuff. Instaluję, ustawiam opcje i wciągam się. Jest przyjemnie, banan na twarzy gwarantowany, a rekomendacja w drodze. Wszyscy są szczęśliwi - recenzent, gracze, wydawca, ludzie odpowiedzialni za grę. Odwróccie jednak sytuację. Recenzent ma opiniować crapa nad crapy. Kto wtedy otwiera szampana?
Piszę to, bo gros czytelników nie zdaje sobie sprawy, jaka odpowiedzialność ciąży na recenzencie, który czuję misję zjechania czegoś po zagraniu kilku/kilkunastu godzin. Gdy mamy do czynienia z hitem, zwrócenie uwagi na uchybienia to czyta formalność. Bo jak mawiali starożytni Egipcjanie - dobra gra obroni się sama. "Interfejs jest mało przejrzysty? Stary, ale fabuła zajeeebista, a jaka grafaaaaaaa" - wiecie o co chodzi?
Recenzent musi niczym żołnierz na polu minowym dokładnie przemyśleć każdy krok. I to nie dlatego, bo ktoś zasadził zamiast ziemniaków buraki, tylko dlatego, że każde uchybienie w krytyce może zostać wykorzystane przeciwko niemu. Oczywiście dotyczy to każdej recenzowanej gry - bardzo dobrej, dobrej, przeciętnej itd. Jeśli stawiamy magiczne "WADY:" liczmy się z tym, iż każdy negatyw powinien zostać pedantycznie wręcz uargumentowany w tekście. Dlaczego?
Sytuacja nr 1 - gra ma mnóstwo zalet i szerokie rozpisywanie się na temat każdej z nich rozdmuchałoby tekst do niebotycznych rozmiarów, dlatego skupiamy się na szczegółach błędów, które mogą zaważyć o kupnie.
Sytuacja nr 2 - gra ma dużo zalet i dużo wad (ale w rezultacie i tak jest grą dobrą), dlatego staramy się wyjaśnić dlaczego np. mimo fantastycznej oprawy audiowizualnej nie spodobał nam się świat przedstawiony, czemu pomimo ciekawej fabuły mamy nieciekawych bohaterów itp.
Sytuacja nr 3 - gra nie wyróżnia się, jest przeciętna. W tym przypadku ocena spada, gdyż pewne zalety nie są w stanie "nadrobić" ewidentnych braków (o nadrabianiu w następnym akapicie).
Sytuacja nr 4 - gra jest niedopracowana, ma szereg błędów i ledwie kilka elementów nie posiada rys. Recenzent dokładnie omówia, czemu ta gra nie nadaje się np. na prezent.
Są jednak takie gry, które posiadają (w moim mniemaniu!) srogie niedopatrzenia, a jednak czas nad nimi spędzony nie uważam za zmarnowany. Przykład - Jazda Mako i ubogie misje poboczne w pierwszym Mass Effecie. Katorga i wykonanie poniżej poziomu godnego Bioware, a jednak doskonała historia, świetnie wyreżyserowane sceny, godny zapamiętania przeciwnik i protagonista, klimat oraz multum innych plusów powoduje, że zapamiętałem ją jako "naprawdę fajną pozycję". Inny przykład? Trochę nerdowy, ale niech będzie. Seria symulatorów żołnierza ArmA - trylion błędów i wysokie wymagania sprzętowe, a jednak od kilku lat widzę w niej to, czego nie mogę się dopatrzyć w innych strzelaninach. Wielki teren, doskonały "feeling", bogate mody, edytor misji - pewne aspekty powodują, że jestem w stanie olać kalectwo i dać się porwać rozgrywce.
Właśnie dlatego recenzowanie szajsu uważam za najtrudniejszy chleb. Bo wiemy z góry, że nie zakochamy się w nim, nie będziemy w niego grać przez najbliższe miesiące. Crap nie ma żadnych argumentów, które mogłyby przechylić szalę na ta drugą stronę. Bo są to crapy z definicji, z genetycznymi wadami, z toną (polnych) buraków, które irytują. A my musimy Wam przedstawić nasz głos możliwie najrzetelniej. Wówczas (odpowiadając na pytanie zadane w pierwszym akapicie) tylko Wy będziecie się śmiać, bo z cieniasa brechtać się jest najłatwiej.