Nie będę owijał w bawełnę. Gdyby ktoś z was przegapił, to tutaj możecie obejrzeć pierwszą część relacji. Tym razem wybierzemy się do indyjskiej dżungli i zobaczymy kilka żyjątek innych niż ptaki.
Moją nową tradycją stały się galerie publikowane regularnie w każdą sobotę. Ostatnie trzy wpisy z tej serii mocno oscylowały wokół tematu gamingu, a tym razem przyszedł czas na drugą twarz bloga traveling gamer, czyli podróże. Jako że w Indiach kończy się czas monsunów, a okres od października do lutego to ponoć najlepsza pora, żeby się tam wybrać, postanowiłem wygrzebać swoje zdjęcia z Goa i zachęcić was do podróży w to bajeczne miejsce. Bilety do Indii można okazyjnie dorwać za około 1500 złotych, więc teraz jest dobry czas na łowy. Niedługo na blogu pojawi się grubszy tekst o tym najbardziej nastawionym na wypoczynek indyjskim stanie, a tymczasem zapraszam do obejrzenia dwudziestu jeden fotek, które przywiozłem z wakacji 5 lat temu. Nie miałem jeszcze dobrego sprzętu i przede wszystkim brakowało mi umiejętności, ale i tak jest na co popatrzeć. Namaste!
Zachwycał się nimi już Marco Polo, o ich bogactwie marzył Krzysztof Kolumb, a dziś każdy szanujący się globtroter musi prędzej czy później zawitać do tego kraju. Indie - bo o nich mowa, są bez wątpienia jednym z najbardziej fascynujących krajów na ziemi. Można się nimi zachwycać, można ich nienawidzić, ale nie można przejść obok nich obojętnie. Wyryją w pamięci każdego podróżnika ślad, którego nigdy nie uda mu się zatrzeć.
Jeśli zaczęliście grać w MMORPG przed WoW-em lub jesteście fanami mangi/anime, istnieje duża szansa, że kojarzycie Ragnaroka Online. Było to bodaj pierwsze koreańskie MMO, które zdobyło popularność na całym świecie, co zostało osiągnięte głównie dzięki bajkowej grafice, mocno kontrastującej z realistycznym fantasy znanym z Ultimy Online i pierwszego Everquesta.
Jeśli zostało w Was chociaż trochę nostalgii dla tego tytułu, pewnie ucieszycie się na wiadomość, iż już 27.12 rusza otwarta beta angielskiej wersji sequela Ragnaroka.
Kino azjatyckie jest zazwyczaj kojarzone ze sztukami walki i Jackiem Chanem. Niesłusznie, bo skośnoocy potrafią robić całkiem dobre filmy w innych gatunkach, szczególnie w ostatnich latach. Chciałbym przedstawić azjatyckie kino wojenne koncertujące się fabularnie na pierwszej połowie XX wieku. Warto się zainteresować, ponieważ pod wieloma względami można je porównywać z największymi hollywoodzkimi produkcjami. Artykuł ten jest wstępem do recenzji najnowszej koreańskiej superprodukcji pt. My Way.
Szybka rozkmina to cykl mini-felietonów, który oprócz ukazania interesującego zjawiska, gamingowej ciekawostki, śmiesznego filmiku lub ukrytego bonusu - zaprasza Was do dyskusji na konkretny temat i wzięcia udziału w ankiecie.
Czy jest to zdany egzamin, wygrana w totka, zgoda na randkę czy dzień premiery utęsknionej gry. Ucieszyć się wypada. Sytuacja daleka od rozpaczy. Azjaci, czyli osoby, które mogą być Japończykami urodzonymi w Wietnamie, mieszkającymi w Korei, a i tak zostaną nazwani Chińczykami – potrafią się cieszyć z rzeczy niewielkich, wręcz trywialnych. Pokazuje to reklama tajemniczego Spongeboba. Oprócz podejrzanej ankiety, chorej galerii i histerycznego filmiku – zapraszam do dyskusji na temat szczęścia. Czym ono dla Was jest i jak go okazujecie. Enter the madness!