Produkcję studia Grashoppers Manufacture zaczynałem z dużymi nadziejami, by po pierwszej godzinie zagubić się w skomplikowanej fabule, dziwnym świecie i łamiącej schematy mechanice zabawy. Zniechęciłem się. Wypadało jednak tytułowi przez wielu chwalonemu za unikalność dać szansę. Kontynuowanie gry o zabójcach Smithach okazało się jedną z moich najlepszych decyzji ostatnich lat.
Siedmiu znakomitych płatnych morderców nie może zajmować się błahymi zleceniami. Ich celami stają się z reguły psychopaci, możni i ważni tego świata. Żaden z nich nie chce łatwo opuścić ziemskiego padołu, a na pewno nie chce tego zrobić bez walki. Jak w pełnym zjaw i demonów świecie Killer7 wypadają więc walki z bossami? Inaczej niż w jakiejkolwiek innej grze.
Uwaga, spojlery takie, że mózg opuszcza czaszkę!
Po obejrzeniu kolejnego japońskiego filmu klasy B o tematyce zombie, przypomniałem sobie o czymś. Po pierwsze, uwielbiam ten ich szajs, kicz i tandetę. Drugą kwestią jaka przyszła mi do głowy było -”Czemu nie ma masy gier o stylistyce podobnej do tych filmideł”. Niby mamy Onechanbara, czyli laski w bikini siekające zombiaki ale chciałbym czegoś więcej.
Nagle do głowy przywędrowała myśl o pewnej perełce, która już samym tytułem zachęca do owacji na stojąco. No bo jak inaczej można zareagować na grę która pokaże nam odwieczny spór pomiędzy żywymi trupami a karetkami?
Muzyczna gra taktyczno-strategiczna. Pomysł szalony, niespotykany, bardzo odważny. Japońscy twórcy po raz kolejny udowodnili, że świata gier nie da się zamknąć w sztywne ramy i schematy. Pokazali, że niezależnie od rynkowych trendów, zawsze znajdzie się miejsce na pomysł oryginalny, który na pierwszy rzut oka zupełnie nie ma szans w rywalizacji z wielkimi premierami. Patapon na PSP to tytuł tak charakterystyczny, że dzisiaj, obok choćby równie szalonego Loco Roco, jest przez wielu fanów przenośnej konsolki uznawany za znakomitego reprezentanta biblioteki tej platformy. Całkiem zasłużenie.