Powody odświeżania sobie wydanych przed laty produkcji mogą być bardzo różne. Jednych będzie ciekawić dawna mechanika zabawy, innych zmuszać poczucie wstydu wynikające z nieogrania „takiego klasyka”, a część motywować chęć poznania trybu fabularnego z danej pozycji. Mnie do zakupów tytułów sprzed lat popychają po trosze wszystkie trzy. Sensu nie widziałem tylko w pomyśle wracania do wydanych dawniej sportówek. Ale wkrótce może się to zmienić.
Chwile jakie spędziłem ze Steep przypomniały mi stare dobre czasy, gdy grało się we wszystko, a każdy tytuł był czymś nowym, ciekawym i wspaniałym. Nie miało znaczenia, czy w grze się strzela, bierze udział w zimowej olimpiadzie lub walczy w zawodach karate - bez względu na gatunek gry miały to "coś". Na tle przeróżnych Assassynów, Farkrajów, CODów i remasterów Steep istotnie się wyróżnia ze swoim tematem sportowego sandboksa, ale niestety tego „czegoś” nie ma. Szybko odkryłem, że milej mi się wspomina dawne czasy, niż patrzy na to, co się dzieje na ekranie.
Piłka nożna jest zbyt popularną dyscypliną sportową, by można ją było ją ignorować. Setki tysięcy kibiców, którzy w wolnym czasie lubią nie tylko obejrzeć mecz swojej ulubionej jedenastki, ale też włączyć PC-ta czy konsolę, to działająca na wyobraźnię producentów i wydawców grupa konsumentów. Nie dziwi więc, że w ciągu minionych trzech dekad tak wielu z nich, często bez licencji, doświadczenia, a nawet odpowiednich środków, zdecydowało się spróbować swoich sił w tym segmencie rynku. Właśnie ich dziełom będzie poświęcony ten odcinek. Zapraszam na podroż po świecie, w którym na boiskach rywalizują nie tylko ludzie, przepisy są jedynie wskazówkami, a zawodnicy często zamiast w piłkę, kopią się po czołach.
Droga do sławy. Nareszcie. Jako fan trybu kariery znanego z serii NBA, nie licząc tej wpadki od Spike'a Lee, w końcu czegoś podobnego doczekałem się w ramach piłki kopanej. Ale. Tak, mam jakieś ale. Z zapowiedzi wynika, że to tylko tryb fabularny i owszem, to jakiś krok do przodu, ale wciąż zabraknie nam tego, czego w zasadzie chcieliśmy od początku. To nadal jakaś nowość, ale większą już chyba okazał się silnik Frostbite™.
Zręcznościowe gry sportowe z reguły są zabawne i doskonale nadają się na krótkie partyjki. Dobrze sprawdzają się jako uzupełnienie dla większych, aktualnie ogrywanych tytułów. Czy można oczekiwać od nich czegoś więcej? Everybody’s Tennis na PlayStation Portable udowadnia, że tak. To rozbudowana, dopracowana i bardzo dobrze wypadająca produkcja, która zapewnia godziny zabawy nawet w trybie dla pojedynczego gracza.
Twórcy gier sportowych z reguły podczas tworzenia nowych produkcji o danej dyscyplinie decydują się na jedno z dwóch rozwiązań. Albo tworzą poważny tytuł, który ma jak najlepiej symulować zmagania na boisku, korcie czy ringu, albo też decydują się na oderwaną od rzeczywistości zręcznosciówkę, która ma po prostu sprawiać frajdę i bazować na określonych zasadach danego sportu. Kilkanaście godzin spędzonych na grze w tenisa w Everybody’s Tennis na PSP uświadomiło mi, jak bardzo brakuje tytułów sportowych starających się przy okazji opowiedzieć jakąś historię.
Wyobraźcie sobie, że dzisiaj rozdajecie growe złote maliny? Do kogo trafia główna nagroda podsumowująca całokształt pracy w roku 2014?
Nie Ubisoft, nie EA
Nie da się ukryć, że Elektronicy czy Ubi nie popisali się w poprzednim roku. Ja wybieram jednak 2K Sports wraz ze studiem Visual Concepts z powodu tego co zrobili z najnowszą serią traktującą o najlepszej lidze świata (niektórzy dodają przymiotnik koszykarskiej) czyli NBA 2K15. Aby dobrze pokazać dlaczego tą jedną odsłoną zburzyli zaufanie zbudowane przez kilka odsłon poprzednich muszę cofnąć się w czasie. Nie uważam się za kogoś znającego się bardzo dobrze na serii NBA 2K, jednak od edycji na sezon 2010 gram co roku. Wcześniej jako fan NBA grałem w niektóre starsze gry, w których swoją wizję ligi prezentowało EA Canada.
Everybody’s Golf 2 była pierwszą grą, którą uruchomiłem na swoim PSP. Kolorowy, tylko na pozór prosty tytuł o specyficznej dyscyplinie sportowej wspominam bardzo ciepło i z czystym sumieniem mogę nazwać jedną z lepszych produkcji w bibliotece handlelda Sony. Po latach przyszła pora na sprawdzenie innej gry z serii, Everybody’s Tennis. Pozytywnych zaskoczeń nie brakowało.
Z kolejnymi odsłonami FIFY jest tak, że żadna nie jest w stanie utrzymać się przy swoim „życiu” dłużej niż rok, bowiem producent ma taki plan wydawniczy, który uniemożliwia takiej grze istnienie, gdy na rynku dostępne jest nowsze wydanie, z zaktualizowanymi składami i odrobiną nowości, które choć niewiele wnoszą do samej gry, to jednak są na tyle kluczowe dla zainteresowanych futbolem, że zawsze my, fanatycy, sięgamy po najnowszą wersję. Tak też musiało być z FIFA 14, bowiem „piętnastka” jest już z nami od kilkunastu dni. Na pożegnanie więc z czternastym wydaniem gry od EA Sports chciałbym Wam opisać mój cel, którego realizacja zajęła mi równy rok.
Jako gracze oczekujemy porządnego traktowania. Wydajemy w końcu pieniądze na gry, chcemy więc czuć, że dostaliśmy coś dla nas właściwego, co zostało specjalnie dla nas przygotowane. Szybki skok w przeszłość w Waszych głowach pozwoli sobie przypomnieć jakim pośmiewiskiem okazała się FIFA przygotowana specjalnie na EURO 2012. Nie dało się więc uniknąć wszelkiego rodzaju obaw co do pojawiającej się z okazji Mistrzostw Świata w Brazylii edycji FIFY przygotowanej specjalnie dla fanów reprezentacyjnych potyczek międzynarodowych.