Nareszcie powrót do normalności! Po zeszłorocznej kompromitacji, którą była FIFA 10 (oczywiście w wersji na PC) otrzymaliśmy solidną kopankę, w którą przyjemnie gra się na blaszaku. Szkoda tylko, że wersja konsolowa nadal jest lepsza. Panowie z EA Sports jak widać za pecetami nie przepadają.
Przed uruchomieniem gry jak zwykle musiałem pozmieniać klawisze. Czapki z głów dla tych, którzy radzą sobie przy domyślnym ustawieniu. Dla mnie jest kosmiczne, ale może wynika to z przyzwyczajeń. Poczynając od FIFY 97 strzelałem na "D", podawałem na "S", na "A" robiłem wślizgi itd.
Pierwsze dobre wrażenie po uruchomieniu gry to znany z konsol trening "1 na 1". Przed każdym meczem można sobie chwilę pobiegać i poćwiczyć strzały. Prosty pomysł, a daje dużo frajdy. Kolejnym elementem na plus jest grafika. Opadu szczęki nie powoduje, ale poprzednią edycję nokautuje pod tym względem już w 1 rundzie.
W wirtualnej piłce nożnej to nie oprawa jest jednak najważniejsza. Liczy się przede wszystkim mechanika gry. Zawodnikami w FIFie 11 steruje się przyjemnie. Płynnie poruszają się po murawie i zazwyczaj zachowują się tak jak należy. Czasem tylko zdarzy się, że jakiś inteligent podczas biegu zapomni piłki, stanie w miejscu zamiast biec za rywalem albo całkiem bez sensu wyjdzie z futbolówką na aut. Rewelacyjny jest za to system "gry ciałem". Zawodnicy przepychają się wzajemnie, walczą bark w bark. Tak jak w prawdziwej piłce siła fizyczna odgrywa duże znaczenie. Nieźle to wygląda i dobrze wpasowuje się w rozgrywkę.
W FIFę gra mi się całkiem dobrze. Pewnie stoczę w nią z bratem jeszcze nie jeden pojedynek (oby tylko pad to wytrzymał). Do doskonałości droga przed pecetową FIFą jeszcze daleka, ale nareszcie dorównuje ona PESom pod względem grywalności. Na początku chciałem wystawić ocenę 8, ale pół punktu odejmuję za to, że na komputerach nadal musimy grać w gorszą wersję.