Oscarowe nadrabianie #1 – Przełęcz ocalonych - Foma - 20 lipca 2017

Oscarowe nadrabianie #1 – Przełęcz ocalonych

W obliczu premiery nolanowskiej Dunkierki postanowiłem w ramach przetarcia szlaku filmów wojennych nadrobić jednego z oscarowych zwycięzców i  nominatów, czyli Przełęcz ocalonych. W momencie premiery wiązałem z tym filmem duże nadzieje, ale niestety okoliczności nie pozwoliły mi zapoznać się z nim wcześniej – jak się okazało ze szkodą dla mnie, ponieważ Przełęcz jest filmem absolutnie wybitnym.

Najpierw garść suchych faktów. Film opowiada o losach amerykańskiego szeregowego, medyka, Desmonda Dossa (Andrew Garfield) biorącego udział w walkach o Okinawę w 1945 roku. Z pozoru historia wojenna, jakich wiele – wątłej budowy niewyróżniający się niczym szczególnym młodzik z Wirginii zostawia w kraju narzeczoną i zaciąga się na ochotnika do armii, walcząc w obronie kraju, bo – jak sam powiedział – „poruszył go japoński atak na Pearl Harbor”. Finalnie ów młodzik zostaje bohaterem i robi na wszystkich wrażenie swoimi męstwem i odwagą. Typowa amerykańska historyjka wojenna, tylko w nowej odsłonie? Otóż nic bardziej mylnego...

Desmond Doss był tak zwanym obdżektorem, czyli człowiekiem odmawiającym wykonywania obowiązkowej służby wojskowej, a w przypadku Dossa walki z bronią w ręku i zabijania ze względów pacyfistyczno-religijnych.  Z tego powodu młodego żołnierza spotykały od samego początku szykany tak ze strony dowództwa wyśmiewającego jego wiarę i poglądy, jak też większości kolegów z jednostki oskarżających go o tchórzostwo oraz zrzucających na niego winę za ciężkie traktowanie oddziału przez dowodzących. Sprawa ociera się nawet o sąd wojenny i groźbę więzienia. Co ciekawe i ważne, zgodnie z amerykańskim prawem obdżektoryzm jest dopuszczalny i legalny.

Historia ta jest tyleż nietuzinkowa, co naprawdę inspirująca i wciągająca. Film cały czas utrzymuje wysoki poziom akcji, lecz nie wprowadza zbędnego napięcia. Czuje się, że każda scena, czy nawet każdy kadr są na właściwym miejscu, posuwając wydarzenia naprzód. W Przełęczy ocalonych nie uświadczymy nadmiernych dłużyzn czy przesadzonych scen heroizmu. Wojna pokazana została bardzo realnie – jako krew, brud i śmierć. W tym otoczeniu postać unikającego walki i ratującego kolegów (a nawet wrogów) Dossa jawi się jako coś wprost nierealnego. I właśnie w tym tkwi sedno filmu.

źródło: imdb.com

Pewnie to, co zaraz napiszę zostanie odczytane jako kalka z Harry’ego Pottera, ale naprawdę istnieją różne rodzaje odwagi. Jedna jest potrzebna do tego, by wziąć w swoje ręce broń, stanąć oko w oko z wrogiem i walczyć na śmierć i życie, atakować. Inna jest potrzebna do tego, by stawać w obliczu przewagi tegoż wroga, w obliczu trudnych a często beznadziejnych sytuacji, leczyć i bronić. Lecz jeszcze innym rodzajem odwagi jest ten, by wykonywać to wszystko, a jednocześnie pozostać, wiernym swoim zasadom i ideałom. By pozostać sobą, a jednocześnie się nie odczłowieczyć.  Taki rodzaj odwagi prezentuje właśnie Doss. Pomimo przeciwności losu. Pomimo cierpienia. Pomimo śmierci.

Przed obejrzeniem filmu spotkałem się z opinią, że Przełęcz epatuje nadmierną brutalnością i by osiągnąć zamierzony efekt nie trzeba było pokazywać rozciągniętych na kilka metrów jelit albo poodrywanych rąk i nóg. Cóż... w dzisiejszej kinematografii taka krwistość nie jest niczym nowym, a w tym filmie akurat ma pewien większy niż zwykle sens. Dzięki pokazaniu tych wszystkich okrutnych i drastycznych szczegółów widzowi z jednej strony dokładniej pokazane jest cierpienie towarzyszące nieustannie wojnie, zaś z drugiej strony postać Dossa jest tego olbrzymim kontrastem i jawi się ona jako – nawiązując do religijnego przesłania filmu – prawdziwy anioł miłosierdzia.

źródło: imdb.com

Zwłaszcza kilka scen wydaje się wyjątkowo poruszających i dających do myślenia, lecz by uniknąć ewentualnych spojlerów nie będę ich dokładnie opisywał mając jednocześnie nadzieję, że jeśli ktoś jeszcze nie widział Przełęczy, to jak najszybciej nadrobi braki tak jak ja. Nie powstrzymam się jednak od małego nawiązania do symboliki filmu.

Jak wiadomo, Cesarska Armia Japońska, a zwłaszcza jej kadra oficerska bardzo duże znaczenie przywiązywała do tradycji samurajskich, kodeksu Bushido oraz honoru - przynajmniej oficjalnie (zwłaszcza pokazuje to jedna ze scen pod koniec filmu). Z drugiej strony, żołnierze amerykańscy są w filmach na ogół portretowani jako krzyżówka kowboja, superbohatera i takiego good guy'a, z którym zawsze można się napić albo pożartować (np. kilka postaci wykreowanych przez Brada Pitta). W Przełęczy ten obraz jest inny. Japończycy ukazani zostali w dużej mierze tak, jak faktycznie pokazuje to historia, czyli naprawdę często bezduszni i krwiożerczy żołnierze, natomiast Amerykanie jako patrioci, którzy ruszyli na wojnę często nie zdając sobie sprawy z jej okrucieństwa, ale mający w sercu swoją ojczyznę. Dodatkowo postać Dossa, który pozostając wierny swoim ideałom zestawiony może być z pozornie przestrzeganym kodeksem samurajskim. Do mnie, jako lekkiego anty-fana amerykańskości, ten obraz przemawia i pozostawia bardzo pozytywny odbiór. Może nie na tyle, że nagle zacznę wiwatować na 4 lipca i kochać Wujka Sama, ale jednak...

Kilka słów należy się także Andrew Garfieldowi grającemu główną rolę (był on nominowany w tej kategorii do Oscara). Może wstyd się przyznać, ale był pierwszy film z nim, który obejrzałem i wydaje mi się, że dzięki temu podszedłem do jego gry bez ewentualnych uprzedzeń (takie mam obecnie na przykład do kolejnych filmów z Michaelem Fassbenderem, ale to temat na osobny tekst). Na początku Garfield jakoś do mnie nie przemówił – ot współczesna wersja Forresta Gumpa, który trochę nie wie, jak działa świat i sprawia wrażenie nierozgarniętego. Jednak z biegiem czasu zrozumiałem wszystkie zachwyty nad jego grą. Ze sceny na scenę coraz bardziej było widać i czuć zaangażowanie i emocjonalny związek z odgrywaną przez niego postacią. Co więcej, Garfield-aktor nie narzucał się swoją osobowością, przez co Garfield-Doss żył swoim życiem. W kulminacyjnym momencie po bitwie naprawdę mu kibicowałem i byłem ciekawy, jak potoczy się dalej historia.

źródło: imdb.com

Powoli kończąc, jeszcze raz zachęcam wszystkich do obejrzenia bądź też nadrobienia Przełęczy ocalonych. Żaden film wojenny nie poruszył i nie pochłonął mnie tak bardzo. Dla formalności dodam tylko, jeśli ktoś się jeszcze nie zorientował, że Desmond Doss był postacią historyczną, medykiem-obdżektorem amerykańskiej armii podczas wojny na Pacyfiku, zaś za swoją heroiczną służbę pod Hacksaw Ridge (tytułowa Przełęcz ocalonych) gdzie uratował 75 żołnierzy został odznaczony Medalem Honoru (najwyższe amerykańskie odznaczenie wojskowe) jako pierwszy i jedyny podczas II wojny światowej obdżektor. Naprawdę inspirująca postać.

źródło: imdb.com
Foma
20 lipca 2017 - 23:44