Halologia #17: Kronika Halo - Walka ewoluowała
W co gracie w weekend? #301 - Fallout 4 i Halo: Reach
Esencja Destiny 2 - najważniejsze cechy gry, o których nie dowiesz się z testów beta
Wyścigi zawitały do Destiny - oto Sparrow Racing League
Odyseja, by wyjaśnić największą tajemnicę Destiny właśnie się zaczęła*
Halologia #6 - Dlaczego w Polsce nie istnieje kult Halo?
Ciężko jest przejść do porządku dziennego po pożegnaniu się z grą, która absorbowała nas przez sześć lat. Czasem jednak tak się dzieje. Po zaliczeniu wszystkich dodatków w Falloucie: New Vegas oraz po czterokrotnym zobaczeniu w nim liter końcowych w przeciągu dwóch ostatnich weekendów pożegnałem się na zawsze z pustkowiami Mojave, ale, że Nuka-Cola, polowania na Deathclawy i detonowanie głowic nuklearnych dla jaj weszło mocno w mój krwiobieg nie chcę jeszcze kończyć zabawy w uniwersum Fallouta. Z tego też względu wróciłem do dawno niewidzianego Fallouta 4. Staram się też przejść pierwszy raz w życiu samemu jakieś Halo na poziomie legendarnym, więc napisałem też w kilku zdaniach o Halo: Reach. Po więcej zapraszam do dalszej części tekstu. Jeśli ogrywacie jakieś ciekawe produkcje i chcecie się tym podzielić z innymi graczami to zapraszam do komentarzy.
Gdy na przełomie tysiąclecia przeciętmy gracz słyszał hasło "FPS na konsolę", przeważnie pukał się w czoło. Branża była już po pierwszych udanych próbach rozglądania się za pomocą gałek analogowych, istniały bowiem takie gry jak Goldeneye, czy Perfect Dark. Były one jednak jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę. Mało kto mógł się spodziewać, że na debiutującej konsoli pojawi się strzelanina z perspektywy pierwszej osoby, która stanie się podręcznikowym przykładem systemsellera. Za sprawą której WALKA EWOLUUJE.
Już dziś ruszają beta testy Destiny 2 dla posiadaczy zamówień przedpremierowych. Ich raczej nie trzeba zachęcać do tego wyjątkowego FPSa, gdyż pomimo średnich recenzji, pierwsza część doczekała się licznego grona wiernych fanów, a nawet własnego konwentu Guardian Con. W piątek do walki o Ziemię z kosmiczną rasą Cabal dołączy reszta chętnych na konsolach Xbox One i PS4, lecz udostępniona zawartość tak naprawdę nie pozwoli przekonać się, co jest esencją gry. Ukończenie kampanii i misji fabularnych jest bowiem zaledwie wstępem do długiej przygody z Destiny 2, która zapewne ponownie potrwa dobre kilka lat!
To była tylko kwestia czasu. Sparrow’y - szybkie pojazdy przypominające skrzyżowanie skutera śnieżnego i speeder bike’a z Gwiezdnych Wojen były tak oczywistym bolidem wyścigowym, że wcześniej w Destiny gracze sami urządzali sobie zawody po planecie Wenus, ścigając się ze sobą bądź z czasem. Bungie w końcu jednak spełniło jedną z najczęściej pojawiających się próśb na liście życzeń i do końca roku możemy brać udział w eksperymentalnej Sparrow Racing League!
* i skończyła. Tekst został zaktualizowany o fakty, które wypłynęły następnego dnia
Tajemniczy Sleeper Simulant - egzotyczna broń, która jest gdzieś schowana w świecie Destiny spędza sen z powiek wielu graczom. Nikt do tej pory nie wpadł na pomysł, jak choćby rozpocząć wielką przygodę - quest, w którym będzie można ją otrzymać. Są domysły, mgliste wskazówki twórców, ale żadnych konkretów. Aż do dziś - środy 7 października. Wszystko wskazuje na to, że machina ruszyła, a Bungie zaprasza graczy na przygodę, być może większą i ciekawszą niż sama fabuła The Taken King…
W Stanach marka Halo to legenda. Kolejne odsłony tej serii były (i są) wyczekiwane na dalekim zachodzie przez miliony fanów, którzy wypatrują szansy na powrót do swojego ulubionego świata. Cosplay, gadżety i wielkie encyklopedie opisujące wszelkie aspekty uniwersum zaczęły się ukazywać, jak w przypadku najpopularniejszych marek. Jak to się więc stało, że w kraju nad Wisłą hasła "Halo" i "Master Chief" budzą rozbawienie?
Happy Bungie Day!
7 lipca świętowano jako Bungie Day. Siódmy dzień siódmego miesiąca oznacza w kalendarzu Bungie dzień jej społeczności - wszystkich graczy skupionych wokół flagowego tytułu - Destiny. Brak polskiej wersji oraz słaba zawartość dla pojedynczego gracza sprawiły, że gra nie jest u nas zbyt popularna, dlatego warto przybliżyć trochę jak to wygląda gdzie indziej, jak bardzo Destiny zmieniło się na krótko przed premierą i czego możemy spodziewać się po najnowszym dodatku The Taken King.
Jedną z najbardziej oczekiwanych gier zeszłego roku było Destiny. Ogromny budżet, umiejętnie podsycana kampania reklamowa, zapowiedzi - wszystko to budziło w graczach nadzieje na coś naprawdę wielkiego. Dla wielu jednak Destiny okazało się rozczarowaniem, oceny recenzentów oscylowały wokół średnich not, a wydany w grudniu dodatek Dark Below nie poprawił znacząco wizerunku gry. Czy sytuacja zmieniła się wraz z ukazaniem się najnowszego rozszerzenia - House of Wolves?
Z czym nam się kojarzy Destiny? Z ogromnym budżetem, wielkimi oczekiwaniami i sporym zawodem po premierze gry. Rasgul w swoim wpisie uznał ją nawet za jedną z największych porażek minionego roku. Normalnie podpisałbym się pod tym, bo większość stawianych jej zarzutów jest słuszna, ale jest jednak też i druga strona medalu. Pełne serwery, 13 milionów graczy i fakt, że choć sam nie lubię tego typu gier, to włączam ją zamiast Battlefielda czy ARMA. Prawie codziennie… Czy drętwe i nudne misje w Destiny to celowy zabieg twórców gry?
Dawno nie widziałem już tak nierównej gry jak Destiny. Zawierającej w sobie zarówno świetne i sprawdzone mechanizmy, jak i totalnie nieprzemyślane rozwiązania. Gry jednocześnie potwornie drażniącej gracza i każącej do siebie wracać. Najnowsza produkcja Bungie charakteryzuje się zarówno rozmachem i świetnym klimatem, jak i naprawdę szkolnymi błędami. Na szczęście, to gra sieciowa, więc wszystko da się z czasem naprawić. Pytanie tylko, jak długo to potrwa?