Co dziś dostajemy zamiast wersji demonstracyjnych? - AleX One X - 8 października 2015

Co dziś dostajemy zamiast wersji demonstracyjnych?

Wśród ofiar zeszłej generacji konsol często wymieniane są wersje demonstracyjne gier. Niegdyś praktycznie każda gra dostawała taką “próbkę” do ogrania za darmo. Dziś nie jest już tak różowo i rzadko kiedy mamy możliwość sprawdzenia fragmentu wyczekiwanego tytułu przed premierą. Wydawcy zdają się uważać, że w czasach niezwykle rozbudowanych produkcji, w których ciężko dopiąć wszystko na ostatni guzik, takie darmowe testowanie przynosi więcej szkód niż pożytku. Jednak, jakby nie patrzeć na negatywny wydźwięk tego zjawiska, można też zauważyć zalążki nowego podejścia do darmowego testowania gry przed premierą.

Nie trzeba sięgać pamięcią wiele lat wstecz, by przypomnieć sobie, że kiedyś było tego odrobinę więcej. Teraz możemy zapomnieć o wersjach demonstracyjnych najpopularniejszych tytułów, bo jak już wspomniałem wydawcy chcą zachować niemiłe pierwsze wrażenie na chwilę po zakupie pełnej gry. Wydawać by się mogło, że jesteśmy całkowicie odcięci od możliwości sprawdzenia gry przed jej zakupem. Że musimy polegać na obcych opiniach, recenzjach, na własnym przeczuciu i przede wszystkim, musimy się oduczyć kupowania pre-orderów.

Skoro pokrótce podsumowałem obecną sytuację, mogę zadać główne pytanie tego wpisu:

Czy naprawdę jest tak źle z tym graniem w darmowe wersje?

Najświeższa wersja demonstracyjna jaką kojarzę na Xbox LIVE - Forza Motorsport 6

Są takie dwa zjawiska (a nawet trzy), które wydają się kwitnąć w obecnym planie marketingowym wielkich wydawców. Pierwszym z nich są triale gier, które osobiście kojarzę z bonusów jakie na PlayStation 3 zapewniał abonament PlayStation Plus. Polegało to na pobraniu gry w wersji cyfrowej i graniu przez pewien czas w tę wersję. Zdaje się, że był to około dwóch godzin, po których dostawaliśmy możliwość zakupu pełnej wersji i kontynuowania zabawy bez zbędnych przestojów. Nie wiem czy obecnie wygląda to podobnie, bo nie zdarzyło mi się jeszcze zakupić gry dostępnej jako taki trial (choćby przez zamiłowanie do kolekcjonowania pudełek), jednak obecnie funkcjonuje coś podobnego.

Wersje trial gier chyba nie zrobiły furory na PlayStation 3.

Poniżej kilka przykładów, jakie przychodzą mi do głowy:

Autorzy Metro Redux udostępnili obszerne “wersje próbne” obu gier jakie wchodzą w ten zestaw. Są to naprawdę obszerne próbki, bo obejmują sobą około 1/3 tych produkcji. Akurat w tym przypadku nie wyobrażam sobie, by po takiej dawce nie zapragnąć całości.

Bijatyka Dead or Alive 5: Last Round również ma swoją dość rozbudowaną wersję, którą można wypróbować bez żadnych opłat. Zawiera ona ograniczoną ilość zawodników, ale istnieje możliwość dokupienia kolejnych, niekoniecznie za pełną cenę. Istnieje tu pewne podobieństwa do nowego Killer Instinct, który jest określany jako F2P.

Po premierze The Crew Ubisoft postanowił udostępnić typowego triala swojej najnowszej ścigałki, którego możemy wypróbować przez dwie godziny, po których albo usuwamy grę z dysku naszej konsoli, albo zakupujemy pełniaka i śmigamy się dalej bez niepotrzebnych przerw.

Na próbkę Destiny też trzeba było czekać jakąś chwilę po premierze, ale ostatecznie na wszystkich czterech platformach docelowych pojawiła się możliwość pogrania bez potrzeby kupowania tej niepewnej produkcji.

Natomiast Bethesda zrobiła coś niespodziewanego - udostępniła obszerną, darmowa wersję The Evil Within na Steamie. Ten przykład wyróżnia się spośród wspomnianych wcześniej produkcji, bo obejmuje platformę na której demówki jeszcze nie do końca umarły. A poza tym ostatnia gra Shinjiego Mikami ukazała się na wszystkich liczących się sprzętach, więc nieobecność tej próbki na konsolach jest dość dziwna.

Ostatnio można również było skorzystać z darmowego grania w produkty reklamowe. Takie Fast & Furious w Forzie Horizon 2, czy Expendables w Broforce to mniejsze, ale samodzielne produkcje, które można było pobrać za darmo i ograć na wszelkie sposoby. A że mechaniki i grywalność dzielą z matczynymi produkcjami, to i o nich można wyrobić sobie opinię na bazie grania w reklamę filmu.

Miałem tu wkleić screena z Forza Horizon 2 presents Fast & Furios, ale stwierdziłem, że dwa obrazki z tej serii w jednym tekście to za dużo.

I jest jeszcze EA Access, które poza dostępem do kilku gier Electronic Arts daje nam możliwość wcześniejszego pogrania w próbne wersje nadchodzących hitów tej firmy. Można by ponarzekać, że kiedyś nie była potrzebna subskrypcja by mieć dostęp do demówek, jednak to też nie są takie ograniczone wersje, które kiedyś sprowadzały się do pierwszego etapu właściwej gry. Czas na przetestowanie nowych gier wynosi około ośmiu godzin i o ile zwykle etapy singlowe są w jakiś sposób ograniczone (Hardline zawierał dwa pierwsze rozdziały) tak w multi ogranicza nas tylko wspomniany limit czasowy. I muszę przyznać, że to dość sporo, bo osobiście czułem się zaspokojony po wykorzystaniu przysługujących mi chwil grania i odłożyłem zakup ostatniego Battlefielda na później. To samo tyczy się wszelkich nowości wychodzących na Xboxa One.

Testując te wszystkie wymienione próbki gier, widać wyraźnie pewien fakt: nowe konsole są dostosowane by oferować “wersje próbne”, które są oddzielne od istniejących wciąż demówek. Opcje dla twórców gier są więc gotowe. Chyba możemy spodziewać się kolejnych darmowych godzin grania.

Przyznaję się, że zdarzyło mi się kupić EA Access tylko po to, by pograć te 8 godzin w najnowsze gry EA.

Drugi wariant o którym wspomniałem to tak zwane wersje alfa/beta, dotyczące głównie gier multiplayerowych. Nie będzie raczej wielkim odkryciem stwierdzenie, że są to tak naprawdę zakamuflowane dema. Nazywanie ich testami alfa/beta jest tylko przykrywką, by mieć wymówkę na tymczasowe udostępnienie zawartości przed premierą. Naprawdę nie wierzę, że są to faktyczne testy, mające poprawić jakość finalnego produktu. Betatesty kolejnych Battlefieldów odbywały się na kilka tygodni przed premierą, gdy funkcjonowały jak osteczne wersje. Z niedawno zakończonymi testami Rainbow 6 Siege było tak samo, wczoraj wystartowało Star Wars: Battlefront, czyli tez chwilę przed debiutem. Kolejne tytuły mogę wymieniać długo: Evolve, Call of Duty: Black Ops III, wspomniane już przy okazji “wersji próbnych” Destiny i The Crew. Wszystkie te “bety” były w pewnym momencie dostępne dla wszystkich chętnych, bez względu na ich pierwotną dystrybucję (pre-order, dodatek do gry). Stały się one właśnie pewnego rodzaju bonusem, który nie niesie za sobą ryzyka wersji demonstracyjnej - beta z definicji jest produktem niedokończonym, więc rzadko kogo odstrasza. Na chwilę obecną kojarzę tylko testy Halo 5: Guardians, które odbywały się prawie rok przed premierą gry i które mogły być najprawdziwszą w świecie betą.

Tak! Znalazłem wymówkę, by wspomnieć tu o Halo!

A czego dotyczyła uwaga z nawiasu pod głównym pytaniem tego wpisu? Ta dotycząca trzeciego zjawiska?

To tu wspominałem o trzeciej opcji na darmowe granie.

Użytkownicy Steama znają bardzo dobrze trzecią metodę na sprawdzenie gry przed kupnem, choć niekoniecznie przed premierą. Są to darmowe weekendy, podczas których przez dwa/trzy dni można pograć bez ograniczeń w różnego rodzaju produkcje. Najczęściej łączą się te weekendy ze zniżkami na dany tytuł, więc jeśli jakaś gra przypadnie wam do gustu podczas takiego niedzielnego testowania, to jest to dobry moment by zdecydować się na inwestycję. Taka praktyka wchodzi też powoli na konsole, bo na Xboxie One grałem w ten sposób w Forzę Motorsport 5, Sunset Overdrive i Evolve.

Użytkownicy Steama są regularnie kuszeni perspektywą zarwania całego weekendu na ogranie niektórych tytułów.

Co chcę powiedzieć tym wpisem? Wersje demo może i umierają. Ale jednocześnie jesteśmy świadkami powstawania innych metod zapewniających nam możliwość sprawdzenia gry przed kupnem. Oby tylko “wersje próbne” czy też triale stały się standardem (nie tylko po opłaceniu abonamentu), oby betatesty się ucywilizowały, a darmowe weekendy wkroczyły na konsole. Wtedy okaże się, że nie ma za czym tęsknić, bo tak naprawdę jest lepiej niż kiedykolwiek.


AleX One X
8 października 2015 - 10:18