Nikogo w dzisiejszych czasach nie dziwią kolejne informacje o znanych osobach ujawniających swoje homoseksualne preferencje. Ostatnim takim odważnym stał się Zachary Quinto, grupie geeków znany z serialu Heroes czy pełnometrażowego Star Treka. Ja sam jestem tolerancyjny i cieszą mnie takie deklaracje, bo ludzie w końcu dochodzą do wniosku, że żyjemy w wyrozumiałym społeczeństwie. Ale, nie o orientacjach seksualnych gwiazd chciałem tu mówić, nas przecież interesują gry.
Nie przepadam za trudnymi grami. Oddaję się elektronicznej rozrywce, żeby wygrywać, poczuć się lepszym i wcale mi w tym nie pomaga obrywanie od komputerowego przeciwnika. Lata grania sprawiły, że nie zaczynam już zabawy z nowym tytułem od najniższego poziomu trudności, ale nie waham się, jeśli jest mi zbyt ciężko. W końcu chodzi o to, żeby się dobrze bawić. Ostatnimi dniami – tygodniami nawet – głośno jest o tytule, który jest trudny. Z założenia ma kopać gracza po tyłku a regulacja poziomu trudności w nim nie występuje, bo po co. Dark Souls trafiło – na razie na weekend – w trzewia mojej konsoli i w skrócie mówiąc moje wrażenia można zamknąć w trzech literach – WTF?
Tym razem polecamy lekturę trochę bardziej abstrakcyjną, można powiedzieć, czysto filozoficzną. Nie wyjaśnimy żadnego pojęcia ekonomicznego, mało tego, jak dobrze pójdzie nie zahaczymy o żadną znaną nam dziedzinę nauki. Chcemy bowiem porozmawiać o kierunku w którym mogą pójść gry, ale tak całkiem puszczając wodze fantazji. Nie chodzi bowiem o to, co naturalnie wyrośnie z tego co już mamy i znamy, to obserwujemy przecież na co dzień.