Wielu z nas wspomina stare gry z łezką w oku. Mimo, że nie były za piękne (chociaż są wyjątki, nawet całkiem sporo) to sprawiały wiele przyjemności. Grając kilkanaście lat temu na ośmio i szesnasto bitowcach człowiek zastanawiał się, jakie jeszcze gry można zrobić, klął pod nosem, że twórcy nie pomyśleli o tym, czy o innym, przecież to takie oczywiste.
Ten weekend miał wyglądać całkiem inaczej. Mieliśmy z żoną jakieś plany, ale jedna przesyłka kurierska przekreśliła je bardzo skutecznie. Sukcesem będzie, jeśli uda nam się jutro wyjść z domu na dłużej. Co dostarczył kurier? Jedną ze straszniejszych gier w jakie grałem w ostatnich miesiącach. Jest jeszcze straszniejsza, bo moją małżonkę wciągnęła dokładnie tak samo jak mnie a może nawet bardziej.
Zdarzyło się wczoraj kilka rzeczy, ale o wszystkich nie ma co pisać, za to dwie tak się jakoś zbiegły w czasie i do tego są związane z serią artykułów o MMA. Pierwsza z nich wydarzyła się, kiedy siedząc na tronie czytałem urodzinowy numer pewnego czasopisma o grach. Pod koniec recenzji nowego Fight Nighta trafiłem na zdanie z którym zwyczajnie się nie zgadzam – z kilku powodów. Redaktor recenzent stwierdził, że FNC jest bardziej męski niż obmacywanie się w parterze w MMA czy UFC.
Beatrycze uwolniona, Lucyfer poskromiony, można odpocząć po dwóch tygodniach nerwów i zaciskania zębów co by przekleństwa w eter nie poleciały. Ukończenie Dante’s Inferno zajęło mi raptem dziewięć godzin czasu gry – na normalnym poziomie trudności – ale było w grze kilka momentów które sprawiały, że chciałem po prostu przestać. I tak, dawkując sobie grę w małych ilościach zobaczyłem zakończenie i w sumie, patrząc już na spokojnie stwierdzam, że to całkiem dobra gra.
Każdy z nas ma jakieś gry które w jego pamięci zostaną na bardzo długo o ile nie na zawsze. Jedną doskonałą pozycję spełniającą te kryteria popisałem jakiś czas temu – mowa o Freespace. Dziś pora na kolejny pecetowy hit dzięki któremu nabawiłem się niejednego odcisku. Need for Speed: Porsche Unleashed do dziś przez wielu graczy uważany jest za niedościgniony wzór, zupełnie słusznie, jeśli spytać mnie o zdanie.
Polskie studio Reality Pump ma na koncie kilka rozpoznawanych na całym świecie tytułów. Ostatnie z nich – cRPG noszące tytuł Two Worlds (z numerkiem odpowiednio jeden i dwa) odniosły umiarkowany sukces. W miarę ciepło przyjęli je gracze na całym świecie. Ja sam w żadną z nich jeszcze nie grałem – mam to gdzieś w planach – ale za to trafiłem dziś na demo gry osadzonej w świecie Dwóch Światów.
W sieci pojawił się kolejny filmik dotyczący Diablo 3 - tym razem w roli głównej towarzysze głównego bohatera. Super, kolejny skrawek informacji na temat Wielkiego Wyczekiwanego. I jak przy każdej informacji dotyczącej tej gry, pojawiają się komentarze. Część z nich zawiera słowa, których znaczenia najwyraźniej autorzy nie rozumieją, a mi nóż się w kieszeni otwiera.
Nie jest to wiadomość zakwalifikowana jako tajna albo poufna. Niemniej, lokalny patriotyzm każe mi pochwalić w szerszym gronie, jak to Wrocław potrafi. Uważacie, że w autobusach jest ciasno? To przekonajcie się, że może być jeszcze ciaśniej.
Zawsze ciągnęło mnie do kosmicznych symulatorów. Lubię sobie polatać w kosmosie, poczuć się jak Han Solo, postrzelać do przeciwników, poskakać między systemami gwiezdnymi i podziwiać kosmicznie piękne widoki. Nie przepadam przy tym za wątkami handlowymi które w kosmicznych symulacjach pojawiają się dość często. Zapewne dlatego moim ulubionym kosmicznym symulatorem jest gra wydana dwanaście lat temu – popularna do dziś, dostępna np. w serwisie GOG za niewielkie pieniądze, a dzięki prężnej społeczności, cały czas żywa. Chodzi oczywiście o Freespace 2.
Informacje o Batmanie z podtytułem Arkham Asylum docierały do mnie od dawna. Wiele osób chwaliło, trudno było trafić na słowo konkretnej krytyki. Gra pojawiła się na rynku, poleżała na półkach, zgarnęła trochę nagród i w końcu, płytka z Panem Nietoperzem zagościła w odtwarzaczu mojej konsoli.
Przeglądając to co dzieje się w światku gier niezależnych trafiam na bardzo różne pozycje. Czasem są to tytuły bardzo stare, czasem rzeczy całkiem nowe, a czasem dopiero powstające. Nie zawsze prawdę mówiąc wnikam, czy coś w co gram to nowość czy rzecz oklepana, celuję jednak z pokazaniem w tym cyklu pozycji ciekawych, niezależnie od ich statusu.
Dowiedziałem się ostatnio, że filozofowanie o grach jest kompletną bzdurą i stratą czasu, bo przecież temat niepoważny i mało w życiu codziennym istotny. Dlatego też, zgodnie z moją przekorną naturą chodziła za mną myśl, co by jednak o grach pofilozofować. Dziś okoliczności przyrody popchnęły temat do przodu. Kolega Clawz wpadł na pomysł, co by wspólnie o grach porozmawiać, na potrzeby bloga. Tak więc jest.
Moja przygoda z papierowymi grami fabularnymi (dalej zwanymi grami RPG) zaczęła się niecałe dwadzieścia lat temu. Nie pamiętam szczegółów, jak do tego doszło, ale pamiętam doskonale mój pierwszy raz. To było w pięknej starej kamienicy na Wrocławskich Krzykach. Oni wszyscy byli pełnoletni, pili piwo, mówili o rzeczach których nie rozumiałem. Ale najważniejsze, że pozwolili mi TO potrzymać.
Tym razem polecamy lekturę trochę bardziej abstrakcyjną, można powiedzieć, czysto filozoficzną. Nie wyjaśnimy żadnego pojęcia ekonomicznego, mało tego, jak dobrze pójdzie nie zahaczymy o żadną znaną nam dziedzinę nauki. Chcemy bowiem porozmawiać o kierunku w którym mogą pójść gry, ale tak całkiem puszczając wodze fantazji. Nie chodzi bowiem o to, co naturalnie wyrośnie z tego co już mamy i znamy, to obserwujemy przecież na co dzień.
Od premiery Diablo III śledzę intensywnie komentarze na forum GOLa. Odkąd opublikowano recenzję Czarnego, przybyło tematów do śledzenia, a mi tematów, na które chciałbym napisać. Jednak chyba przetrenowałem, nie mam nastroju albo siły dyskutować czy przedstawiać swojego punktu widzenia. Przynajmniej dziś, bo dzień był intensywny i nie mam większej ochoty wsadzać kija w mrowisko.