Wielu z nas wspomina stare gry z łezką w oku. Mimo, że nie były za piękne (chociaż są wyjątki, nawet całkiem sporo) to sprawiały wiele przyjemności. Grając kilkanaście lat temu na ośmio i szesnasto bitowcach człowiek zastanawiał się, jakie jeszcze gry można zrobić, klął pod nosem, że twórcy nie pomyśleli o tym, czy o innym, przecież to takie oczywiste.
W sieci pojawił się kolejny filmik dotyczący Diablo 3 - tym razem w roli głównej towarzysze głównego bohatera. Super, kolejny skrawek informacji na temat Wielkiego Wyczekiwanego. I jak przy każdej informacji dotyczącej tej gry, pojawiają się komentarze. Część z nich zawiera słowa, których znaczenia najwyraźniej autorzy nie rozumieją, a mi nóż się w kieszeni otwiera.
Ten weekend miał wyglądać całkiem inaczej. Mieliśmy z żoną jakieś plany, ale jedna przesyłka kurierska przekreśliła je bardzo skutecznie. Sukcesem będzie, jeśli uda nam się jutro wyjść z domu na dłużej. Co dostarczył kurier? Jedną ze straszniejszych gier w jakie grałem w ostatnich miesiącach. Jest jeszcze straszniejsza, bo moją małżonkę wciągnęła dokładnie tak samo jak mnie a może nawet bardziej.
Nie jest to wiadomość zakwalifikowana jako tajna albo poufna. Niemniej, lokalny patriotyzm każe mi pochwalić w szerszym gronie, jak to Wrocław potrafi. Uważacie, że w autobusach jest ciasno? To przekonajcie się, że może być jeszcze ciaśniej.
Gra o której dziś napiszę kilka słów była, a w zasadzie jest, produkcją pionierską. Jedna z pierwszych zrobionych i legalnie wydanych w Polsce gier nie tylko pokazała, że tak można. Dowiodła też, że gry tworzone w naszym kraju mogą mocno zamieszać nie tylko na rodzimym rynku. Robbo w interesujący sposób łączyło elementy znane np. z Boulder Dasha z autorskimi pomysłami. Gra jest popularna do dziś, doczekała się nie tylko portu na PC ale też wersji na telefony komórkowe obsługujące Javę.
Nigdy nie byłem wielkim fanem zwiedzania muzeów. Owszem, jako małolat uwielbiałem warszawskie muzea Techniki, Kolei i Wojska Polskiego, ale już jako dorosły człowiek ich nie odwiedziłem. Będąc za małolata w Londynie, potrafiłem jednego dnia ‘zwiedzić’ British Museum i Imperial War Museum. Na biegu, rzuciłem okiem na wszystko co mnie interesowało i pobiegłem dalej. Dziś jednak przeczytałem o muzeum które BYĆ MOŻE zwiedził bym dokładniej.
Dwayne Johnson, człowiek którego mina w każdym filmie przypomina wyraz twarzy osoby cierpiącej na spore zatwardzeniem. Sukcesem na który warto było czekać był dla Dwayne’a występ gościnny w Family Guy w którym minę zmienił drastycznie, wyglądał jakby w końcu udało mu się wypróżnić. I chociaż lubię filmy z jego udziałem, cieszy mnie informacja, że Johnson wraca tam, skąd się w zasadzie wziął, to jest na ring.
Mój stosunek do oprawy i odpustowości KSW raczej nie należy do tajemnic. Dawno nic nie pisałem więc w dwóch słowach - same gale moim zdaniem idą w dobrym kierunku. Bardziej sportowo niż pod względem oprawy, ale w sumie to własnie wartość sportowa jest w tym wszystkim najważniejsza. Dziś natomiast zobaczyłem trailer zbliżającej się gali KSW i chociaż zapewne mylę światełko w tunelu z płomieniem zapalniczki, to i tak mi się podoba. Nie razi oczu, nie bije z niego niski koszt produkcji, ogląda się go dobrze i pokazuje to, co ma pokazywać.
Zawsze ciągnęło mnie do kosmicznych symulatorów. Lubię sobie polatać w kosmosie, poczuć się jak Han Solo, postrzelać do przeciwników, poskakać między systemami gwiezdnymi i podziwiać kosmicznie piękne widoki. Nie przepadam przy tym za wątkami handlowymi które w kosmicznych symulacjach pojawiają się dość często. Zapewne dlatego moim ulubionym kosmicznym symulatorem jest gra wydana dwanaście lat temu – popularna do dziś, dostępna np. w serwisie GOG za niewielkie pieniądze, a dzięki prężnej społeczności, cały czas żywa. Chodzi oczywiście o Freespace 2.
Ten tydzień wyjątkowo obfituje w różne małe różności które trzeba zrobić, to i nie ma czasu na regularne pisanie. Nostalgia jednak pchnęła mnie do popełnienia niniejszego wpisu. Jedną z gier z małego Atari które najmilej wspominam jest wydany w 1988 roku, stworzony przez Zeppelin Games Zybex.
Recenzja UFC Undisputed 3 już od kilku dni wisi w odpowiednim dziale GOLa, ale ja nie przestałem grać. Dziś – i nie tylko – na tapetę trafił tryb „Title Mode” i o nim, oraz o poziomie trudności nowego UFC słów kilka. Lektura w sam raz dla niezdecydowanych, czy Undisputed 3 kupić. W sam raz dla tych, którzy dzisiejszą noc mają już dokładnie zaplanowaną, bo przeca dziś – lada moment - gala KSW i o 4 rano transmisja UFC 144.
Kto by się spodziewał, że z dnia na dzień pojawi się okazja, co by na blogu napisać o MMA. Ja jak niektórzy wiedzą, koncentruję się głównie na UFC, pozostałe organizacje sobie odpuszczając. Jednak np. rozmawiając z teściem, bardzo dużo dobrego słyszę o federacji Bellator. Wcześniej czy później coś w tym temacie obejrzę, a już w lecie tego roku, będę mógł, jak to się mówi ostatnio - grać w grę.
Wersal to położona pod Paryżem miejscowość (i gmina) znana głównie z położonego tam kompleksu pałacowego. Ludwiki, z czternastym na czele, postanowiły machnąć sobie pałacyk od którego innym mordy zbledną. Udało się. Mordy najpierw zbladły, potem się wkurzyły, a potem to już wiadomo. Do pałacu nadal ciągną tłumy ludzi, Wersal jest dość modnym miejscem na wycieczki. Ja oczywiście do klasycznego turysty mam daleko, więc zwiedziłem Wersal w trybie błyskawicznym.
Kradzieże gier ze sklepowych półek zdarzają się zapewne dość często. Sam nie mam w tym doświadczenia - z żadnej strony - ale jako były sprzedawca wiem, że trzeba mieć oczy dookoła głowy. Nie przed każdym złodziejem uda się zabezpieczyć. Jak pokazuje przykład z USA, chęć zdobycia gier nie płacąc za nie, potrafi popchnąć człowieka do całkiem niecodziennych kroków.
Tak zwane ‘ring girls’ są w UFC od bardzo dawna. Oglądając stare gale mam okazję obserwować ich ewolucję. O ile w kwestii urody nie dochodzi do jakiś gigantycznych zmian, to ubiór zmienia się zdecydowanie. Na początku dziewuchy nosiły zawiązane pod biustem koszulki i podciągnięte prawie po pachy dżinsowe spodnie. Dziś prezentują się całkiem inaczej, popatrzcie sami na cztery oficjalne ‘octagon girls’. Nie dodaję galerii, w Internecie znajdziecie mnóstwo fotek dziewczyn.