Howard Phillips Lovecraft jest moim ulubionym pisarzem zajmującym się straszeniem czytelnika. Jego koncepcja kosmicznego horroru, gdzie ludzkie życie i cały dorobek naszej cywilizacji jest bez znaczenia to coś co naprawdę potrafi zmrozić krew w żyła. Potworni bożkowie z kosmosu dla których człowiek jest tym czym dla nas jest mrówka są znacznie straszniejsi od wszelkiej maści zombiaków, wampirów i wilkołaków. Wydawałoby się, że z tego powodu na rynku będzie cała masa gier inspirowanych twórczością Samotnika z Providence. Niestety tak nie jest i tylko co jakiś czas natrafimy na tytuły inspirowane mitologią o przedwiecznych. Na dokładkę większość z tych gier to produkcje wątpliwej jakości. Na szczęście na rynku pojawia się Call of Cthulhu. Jedna z nielicznych gier, które zasługują na to by nawiązywać do twórczości jednego z najbardziej wpływowych XX wiecznych amerykańskich pisarzy.
Pewne gry kojarzą się z konsolami a inne z pecetami. Przynajmniej tak jest w moim przypadku i jak myślę o JRPG automatycznym skojarzeniem jest konsola podczas gdy RTS pasuje mi tylko do PC. Oczywiście to pozostałość dawnej epoki, gdy oba rynki gier były oddzielone jakimś polem minowym i samo przedarcie się z jednej strony na drugą było zbrodnią. Teraz jest na szczęście inaczej i każdy może się we wszystko zagrywać. Dlatego też postanowiłem sprawdzić jak pecetowa produkcja typu sim wypada na konsolce Sony. Czy Project Highrise: Architect’s Edition buduje czy też rujnuje wrażenie, że można teraz na wszystkim grac we wszystko?
Słyszałem kiedyś, że dzieci są w stanie lepiej postrzegać otaczającą je rzeczywistość. Wraz z dorastaniem tracimy umiejętność widzenia „prawdziwej” rzeczywistości i podobnie jak w przypadku słuchu zakres naszej percepcji zmniejsza się. Z tego powodu wszystkie historyjki i potworach pod łóżkami i straszydłach w szafach są prawdziwe. Mam głęboką nadzieję, że nigdy nie okaże się to prawdą bo jeśli te maszkary, które widziałem jako młody chłopak są prawdziwe to pora pakować się w rakietę kosmiczną i lecieć z misją na Marsa. Świat z Yomawari: the Long Night Collection też nie jest miejscem do pozazdroszczenia i nie wyobrażam sobie, że wytrzymałbym tam trzy minuty.
Koei Tecmo to dosyć ciekawy przypadek firmy zasypującej nas gierkami. Nigdy nie wiadomo czego można się po nich spodziewać. Nie jestem w stanie zrozumieć jak w trakcie tego samego roku można wydać dwie odsłony tej samej serii i jedna z nich jest najgorszą odsłoną danego cyklu podczas gdy druga to najlepszy przedstawiciel swojej marki. Muszę z wielkim zadowoleniem powiedzieć, że cykl Musou nie został zniszczony i Warriors Orochi 4 przywraca nadzieję na to, że marka będzie się rozwijała w dobrym kierunku. Co sprawiło, że w kilka miesięcy po fiasku jakim było Dynasty Warriors 9 otrzymujemy zaskakująco grywalną gierkę o siepaniu?
Druga Wojna Światowa i okultyzm idą całkiem w parze. W literaturze, filmie a nawet grach stosunkowo często pojawia się wątek nazistów opanowanych żądzą wykorzystania sił nadnaturalnych. Wszystko to ma podstawę w udokumentowanych wydarzeniach dziejących się przed i w trakcie najokropniejszego konfliktu w dziejach naszej planety. Dlatego możemy założyć, ze gdyby Cthulhu był prawdziwym potworem to Hitler i spółka staraliby się go przywołać i przeciągnąć na swoją stronę. Achtung! Cthulhu Tactics podejmuje się właśnie tej tematyki i serwuje nam historię typu co by było gdyby?
Warhammer 40K to w chwili obecnej trochę dziwna marka. Od kiedy rozleciało się THQ, powstało całkiem sporo mniejszych projektów osadzonych w tym bogatym uniwersum. Praktycznie w każdym miesiącu mamy premierę jednej, czy tam dwóch gierek korzystających z tego IP. Co ciekawe całość jest tak rozbudowana i różnorodna, że czasem możemy nie zdawać sobie nawet sprawy, że jakiś tytuł należy do uniwersum Warhammer 40K. Tak właśnie jest w przypadku Spce Hulk, które na przestrzeni lat doczekało się sporej liczby odsłon. Oryginalnie była to gra planszowa, która doczekała się kilku cyfrowych wersji. Najnowszą z nich jest Space Hulk: Tactics. Czy fani wszystkiego co taktyczne mogą bez wahania sięgnąć po ten tytuł?
Bycie nauczycielem nie jest prostą robotą. Osobiście mam mocno ograniczone doświadczenia bo pracowałem głowinie z osobami starszymi jak studenci i i licealiści. Od znajomych słyszę jednak, że zgodnie ze starym przekleństwem uczenie cudzych dzieci nie jest dobrą robotą. Mimo wszystko gierka o uczeniu młodych poszukiwaczy przygód wydała mi się czymś wartym zainteresowania i poświęcenia czasu. Tylko czy Valthirian Arc: Hero School Story nie okaże się kolejnym przykładem na to, że uczenie innych to strata czasu?
Disgaea to prawdopodobnie mój ulubiony cykl gier SRPG. Pierwsza część, którą odkryłem na PS3 dzięki bardzo entuzjastycznemu tekstowi w PSX Extreme, oczarowała mnie jak mało który tytuł. Do dnia dzisiejszego spędziłem z tą produkcją steki godzin na PlayStation 2, PlaySTation Portable, Nintendo DS a teraz także z wersją Disgaea 1 Complete na PlayStation 4 i Nintendo Switch. Mój sentyment i olbrzymia sympatia do gry sprawia jednak, że momentami mam wątpliwości czy jest to produkcja dla każdego i czy w 2018 jest sens grać w rimejk gry z PS2.
Od kilku lat Październik jest moim ulubionym miesiącem. Nie chodzi tylko o fakt, że rocznica powstania ChRL daje mi tydzień wolny od pracy. Tym co sprawia mi niezmierną radość jest poświęcenie uwagi wszelkiej maści straszakom, horrorom i wszystkiemu co jeży włos na głowie. Mogę w spokoju obejrzeć kilkadziesiąt filmów grozy i nikt nie zwraca mi uwagi, że zamiast komedii romantycznej oglądam zombie słoiki wysysające mózgi noworodkom. Poniższy wpis to kilka moich typów na pierwsze dni celebracji wszystkiego co straszy.
Mniej więcej rok temu posiadacze Nintendo Switch mogli się zaopatrzyć w jedną z najlepszych gier SRPG dostępnych na rynku. Disgaea 5 Complete to na dzień dzisiejszy najlepszy taktyczny RPG w jaki możemy zagrać na hybrydowej konsoli Nintendo (przynajmniej do premiery Fire Emblem). Osoby, które zakochały się w tym długim i rozbudowanym tytule będą miały okazję poznać korzenie kultowej serii Nippon Ichi Software. Na Switchu wylądował właśnie remaster pierwszej części serii. Tylko czy Disagea 1 Complete jest jeszcze godna naszej uwagi?
Wrzesień był mocnym miesiącem dla fanów dobrych gierek. Październik zapowiada się na jeszcze silniejszego kopniaka dobroci bo kilku kandydatów do miana gry roku wychodzi właśnie w tym miesiącu. Nie wiem jak przeżyjemy tą dawkę dobroci ale osobiście zapisuje się do trzeciej roboty żeby uzbierać kasę na te wszystkie gorące premiery.