Nintendo jest firmą która stawia na różne dziwne rozwiązania. Czasem okazują się one olbrzymim sukcesem jak miało to miejsce w przypadku Wii i Splatoon. Innym razem pozostawiają wiele do życzenia i można nazwać je niewypałem. Noc chyba że ktoś chciałby uznać Virtual Boya albo nazwanie następcy Wii poprzez dodanie do słowa literki U za sukces. Z Nintendo człowiek nigdy nie wie na co trafi. Dlatego też odpalając Star Fox Guard nie byłem pewny tego co mnie czeka.
Każdy był chyba w sytuacji gdy w momencie kiedy potrzeba nam ciszy i błogiego spokoju zostajemy zaatakowani dźwiękami dobiegającym do nas przez ścianę czy zza okna. Bluzgamy pod nosem i staramy się uciszyć osobę zakłócająca nasz odpoczynek. Czasami to jednak nic nie daje i mamy ochotę zatłuc wnerwiającego nas drania. Co gdybyśmy mieli możliwość uciszenia tych wszystkich wnerwiających nas dziadów na dobre? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Party Hard. Czy to oznacza, że otrzymamy grę gwarantującą nam chwilę odsapnięcia?
Przyzwyczaiłem się do tego, że bycie fanem gier z cyklu Warriors jest uważane za coś dziwnego. Co rok kupować z 10 praktycznie identycznych gierek. Na dokładkę produkcje te są prostymi do bólu slasherami z dość archaiczną oprawą graficzną. Coś mnie jednak do nich przyciąga i ciągle staram się wszystkim udowodnić, że warto w nie zagrać. Samurai Warriors 4: Empires jest prawdopodobnie najlepszym argumentem przemawiającym za serią. Tylko czy to wystarczy by ktokolwiek chciał zagrać w gierkę gdzie rozwala się setki wrogów za pomocą gitary?
Nintendo kojarzy się wszystkim z wąsatym hydraulikiem. Maskotka korporacji z Kraju Kwitnącej Wiśni doczekała się masy wyśmienitych gier. Nintendo ma w swojej stajni jeszcze masę postaci kochanych przez rzeszę graczy. Jednak z jakiegoś powodu to Mario jest najpopularniejszy i najczęściej pojawia się w grach wideo. Ktoś od speców z Wielkiego N tym razem postawił na innego bohatera ze stajni japońskiej firmy. Otrzymaliśmy więc kolejną grę o przygodach Foxa McClouda. Czy recenzowane Star Fox Zero jest dowodem na to, że Nintendo powinno pozostać przy wydawaniu gier z Mario w roli głównej i odpuścić sobie produkcje z lisem?
Wszystko co ma swój początek ma też swój koniec. Nawet najpotężniejsze imperium musi kiedyś popaść w ruinę i zapomnienie. Gwiazdy przemijają i pozostawienie Nawet dające nam światło i ciepło słońce kiedyś przeminie. Tak myśli nasuwają mi się po obcowaniu z prawdopodobnie ostatnią częścią cyklu Dark Souls. Pozostaje tylko pytanie czy koniec jest równoznaczny z upadkiem i tragedią?
Spelunky i Binding of Isaac to dwie gry z segmentu indie przy których spędziłem szmat czasu. Odpowiednio doszlifowany gameplay sprawił, że te dwie gry z segmentu roguelike-like zawładnęły moim życiem. Teraz odkryłem kolejną produkcję w podobnej stylistyce. Czy Enter the Gungeon jest jednak na tyle dobre by stanąć obok wymienionych wyżej produkcji?
Gra o Tron to jedna z tych perełek telewizyjnych, które rozpoczynają nową epokę. Pierwszy sezon produkcji HBO stał się wielkim hitem. Adaptacja sagi Georga R.R. Martina udowodniła, że seriale stworzone nie pod sieci telewizyjne mogą być nie tylko świetnie przyjęte przez krytyków ale i popularne. Dziś praktycznie każdy chce mieć własne, prestiżowe seriale. Nawet Amazon bawi się w adaptowanie kultowych książek. Dlatego też Game of Thrones ma specjalne miejsce w moim sercu. Musiałem więc obejrzeć najnowszy odcinek mega serialu tak szybko jak tylko to możliwe.
Metroid to jeden z najfajniejszych pomysłów na gry jaki kiedykolwiek się pojawił. Axiom Verge na pierwszy rzut oka wygląda jak klon przygód Samus Aran. Tytuł ten jest jednak czymś zdecydowanie więcej. Czy to oznacza, że warto zainteresować się tą podróżą do innego świata? Czy PlayStation Vita doczekało się w końcu jakiejś genialnej metroidvanii?
Przyszłość nie zapowiada się zbyt różowo. Jeśli nie czeka nas jakaś apokalipsa to trzeba liczyć się z wojną, atakiem kosmitów lub buntem robotów. Swoją cegiełkę do tego zbioru dodaje także studio Klei. Cyberafera szpiegowska wydaje się czymś mniej strasznym od ataku zombie. Jednak jest czymś zdecydowanie bardziej realnym. Najgorsze jest jednak to, że już wyobrażam sobie życie w świecie Invisible, INC. Tylko czy opłaca się już teraz odwiedzać Ziemię roku 2074?
Różne kultury w różnych epokach miały swoje własne wyznaczniki tego czym jest piękno. Idealny wygląd zmieniał się wraz z upływającym czasem. Najpopularniejszym, znanym nam przykładem tego stanu rzeczy są rubensowskie kształty z baroku. Kobiecość wtedy równała się określonej figurze, która w dniu dzisiejszym nie jest strasznie pożądana. Obecnie wzorce urody zmieniają się strasznie szybko i osobiście nie wiem co jest teraz modne. Na szczęście z pomocą przychodzi internet, który jak zawsze pokazuje co jest na topie.
Nie spodziewałem się nigdy, że dożyję dnia kiedy ujrzę konsolową bijatykę z postacią inspirowaną twórczością H.P. Lovecrafta. Niby jest to tylko jakaś dziewczyna, która ma być wcieleniem Necronomiconu ale to i tak więcej niż byłem w stanie sobie wyobrazić. Coś nie do pomyślenia okazało się jednak rzeczywistością. Wszystko to dzięki gierce o niewielue mówiącym tytule Nitroplus Blasterz: Heroine Infinite Duel. Czy oznacza to jednak, że miłośnicy twórczości Samotnika z Providence powinni siegnąć po ten produkt?