Kiedy w 2006 roku zaczynałem swoją przygodę z serialem Heroes byłem pełen nadziei. Lost pokazało że da się zrobić nietypowy serial, który przyciągnie do siebie rzesze ludzi. Biznes z filmami o superbohaterach powoli się rozkręcał. Niestety dość szybko się zawiodłem i w pewnym momencie odpuściłem sobie produkcje stającą się z odcinka na odcinek coraz większym szmelcem. Dlatego też 9 lat później jestem bardzo sceptycznie nastawiony do Heroes Reborn. Jednak z jakiegoś głupiego powodu zdecydowałem się przekonać o tym jak bardzo źle ( lub dobrze) wypada powrót do zapomnianego przez świat serialu.
Zbliża się moja ulubiona pora roku. Za oknem brzydko i zimno, więc siedzenie przed TV/ komputerem jest usprawiedliwione. Październikową tradycją stało się oglądanie wszelkiej maści straszaków, horrorów i innych dziwadeł. Oryginalne zasady zabawy to obejrzenie 31 filmów grozy w przeciągu 31 dni miesiąca poprzedzającego Wszystkich Świętych.
Marvel nie poprzestaje prezentowania okładek komiksów inspirowanych klasycznymi i popularnymi Hip-Hopowymi albumami. Tym razem kolejna porcja tej uczty dla oczu.
Amnesia była grą inspirowaną twórczością Howarda Philipha Lovecrafta. SOMA idzie w kompletnie innym kierunku co potwierdzone jest przez otwierający grę cytat Philipa K. Dicka. Mamy do czynienia z grą w stylu Science- Fiction której akcja dzieje się w XXII wieku.
Wcielamy się w młodego mężczyznę imieniem Simon. Nasz bohater z nieznanych sobie przyczyn trafia na jak to się wydaje opuszczoną stację badawczą. My wraz Simonem odkrywamy dlaczego znalazł się on w tym miejscu a także co stało się z podwodnym kompleksem Pathos-2.
Staram się przedstawić historię w jak najbardziej lakoniczny sposób. Wszystko to dlatego, że już początek gry serwuje nam niespodziewane sceny. Spoilowanie ich odebrałoby wiele radości z poznawania tego tytułu. Po pierwszych 20 minutach gry miałem pewne spekulacje dotyczące tego jak będzie wyglądała fabuła produkcji Frictional Games. Na szczęście moje domysły bardzo szybko wyleciały do kosza i zostałem wciągnięty w wir wydarzeń zaprezentowanych w grze.
Koei jest kojarzone przez wielu wyłącznie z grami z cyklu Warriors. Proste siekanki znalazły swoją niszę, która pozwala firmie na istnienie. Nie należy jednak zapominać, że to japońskie studio zna się na czymś więcej niż tylko tworzeniu button masherów osadzonych w dawnych Chinach. Dowodem na to ma być wydane właśnie Nobunaga's Ambition : Sphere of Influence. Czy tytuł ten jest czymć godnym uwagi? Czy lepiej by Koei pozostało przy robieniu swoich slasherów?
Od premiery Metal Gear Solid V: The Phantom Pain minęły już dwa tygodnie. Ja grę ukończyłem, jestem nią zachwycony i chcę więcej. Dlatego też w oczekiwaniu na nową odsłonę Metal Gear Online postanowiłem przejrzeć kilka interesujących, japońskich reklam gier z wężowego cyklu.
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain jest już na półkach sklepowych od ponad tygodnia. Wielu graczy (w tym ja) poświęciło dziesiątki godzin by jak najprędzej ukończyć ten wspaniały tytuł. Osobiście jestem najnowszym MGSem zachwycony i po ukończeniu gry mam ochotę na więcej. Niby zostało mi jeszcze trochę misji pobocznych, jest możliwość inwazji baz innych graczy, plus na horyzoncie mam Metal Gear Online. To wszystko to jednak za mało, i podobnie jak masa innych graczy, mam ochotę na więcej. Ktoś wyszedł naprzeciw tym oczekiwaniom tworząc tajemniczą stronę ingsoc.org, która to ma być dowodem największej sztuczki jaką Hideo Kojima kiedykolwiek wykręcił graczom. O co w tym całym internetowym zamieszaniu chodzi?
Każdy kraj ma swoich bohaterów i własne legendy, o których nie słyszał praktycznie nikt z zewnątrz. Czasem zasłyszy się o nich przez przypadek ale zazwyczaj jest tak, że jak się nie jest osobą z danego państwa lub nie „siedzi się” w konkretnej tematyce to nigdy nie pozna się danej historii. Tak było właśnie ze mną i niejakim Piersem Gerlofs Donią. Ten holenderski bohater z XVI wieku wymachiwał ponad 2. metrowym mieczem. Ja mogłem się o nim czegoś dowiedzieć dzięki Cross of the Dutchman – grze wydanej przez studio Triangle. Tylko czy warto było poznawać tą legendę w taki właśnie sposób?
Cykl Metal Gear Solid od zawsze charakteryzował się dziwacznymi i zabawnymi elementami, które mogły umknąć uwadze części graczy. Onanizujący się Snake, Meryl ćwicząca w majtkach czy trzy węże symbolizujące projekt Les Enfants Terrible podczas walki z The Boss to tylko kilka przykładów tych bajerków. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej odsłony cyklu. Postanowiłem podzielić się kilkoma smaczkami i easter eggami, które wydaj się być godne uwagi. Na pewno nie jest to wszystko bo po 45 godzinach gry mam ten tytuł ukończony w zaledwie 51%. Jestem pewny,że Hideo Kojima i reszta ekipy z Koji Pro ukryła w olbrzymim świecie masę ciekawostek.
Cykl Metal Gear Solid należy do najlepszych gier w historii. Każda odsłona serii została ciepło przyjęta przez graczy i recenzentów. Osobiście mam wielki sentyment do tych gier bo od kilkunastu lat śledzę sagę rodu wężów. Dodatkowo jest to najprawdopodobniej ostatnia gra z Metal Gear w tytule przy której dłubał ojciec cyklu – Hideo Kojima. Dlatego też musiałem dorwać ten tytuł jak szybko się tylko da i podzielić się moimi pierwszymi wrażeniami z Phantom Pain.