Najlepszy film Christophera Nolana? - recenzja Tenet
Niewidzialny człowiek - recenzja filmu
Długi tytuł, średnia zawartość - recenzja filmu "Ptaki nocy"
Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie - to nie jest film dla fanów dzieł Jamesa Camerona
Bez Michaela Baya może być lepiej! - recenzja filmu Bumblebee
Kontynuacja w rytmie dubstepu - recenzja filmu Deadpool 2
Jeżeli filmowa seria dobija do numeru 7, możesz od niej oczekiwać wszystkiego najgorszego. W przypadku Szybkich i Wściekłych było jednak trochę inaczej. Po klęsce (artystycznej, bo finansowo było bardzo dobrze) Tokyo Drift producenci postanowili jeszcze raz zaufać Justinowi Linowi, a ten nie zawiódł. Wyciągnął markę z bagna i podarował widzom 3 udane produkcje.
Kasa się zgadzała, fanów przybywało, a uniwersum F&F rosło w siłę. Pech jednak chciał, że w trakcie zdjęć do najnowszej odsłony zginął Paul Walker i twórcy musieli zmienić plany. Dla świeżaka na stołku reżyserskim – Jamesa Wana – była to sytuacja niemal podbramkowa. Tym bardziej jestem pełen podziwu, że udało się to wszystko zaszyć, wyklepać i wstawić do kinowego garażu.