Najlepszy film Christophera Nolana? - recenzja Tenet
Niewidzialny człowiek - recenzja filmu
Długi tytuł, średnia zawartość - recenzja filmu "Ptaki nocy"
Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie - to nie jest film dla fanów dzieł Jamesa Camerona
Bez Michaela Baya może być lepiej! - recenzja filmu Bumblebee
Kontynuacja w rytmie dubstepu - recenzja filmu Deadpool 2
Chyba największym problemem 10 Cloverfield Lane jest sam tytuł. Zakupienie biletu w kasie kina graniczyło u mnie z cudem – dziewczyna za ladą raczej nie ogarniała bieżącego repertuaru i chyba liczyła, że wybiorę się jednak na Księgę Dżungli (jak pozostałe piętnaścioro dzieci w kolejce za mną). Upór i determinacja, jak również palec wskazujący („proszę o bilet na TEN film, o właśnie tak, ten trzeci od dołu”) umożliwiły mi jednak wejście na salę, w której na luzie i bez większych oczekiwań obejrzałem porządny thriller wyprodukowany za kasę J.J. Abramsa.
Czym nie jest 10CL? Najprościej ujmując – nie jest sequelem Cloverfielda z 2008 roku (u nas leciał z polskim przekładem „Projekt Monster”). Jakkolwiek tytuł wywołuje oczywiste skojarzenia, a na liście producentów widnieją podobne nazwiska – obraz Dana Trachtenberga ma się do tamtego hitu jak Quo Vadis do Potopu. Dzielni fani siłą rzeczy znajdą jakieś nawiązania, ale taka rozkmina na dłuższą metę w trakcie seansu nie ma sensu. Nie dość, że 10CL ma inny sposób na narrację to jeszcze rozgrywa się w trochę innych realiach niż pierwszy Cloverfield.