Najlepszy film Christophera Nolana? - recenzja Tenet
Niewidzialny człowiek - recenzja filmu
Długi tytuł, średnia zawartość - recenzja filmu "Ptaki nocy"
Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie - to nie jest film dla fanów dzieł Jamesa Camerona
Bez Michaela Baya może być lepiej! - recenzja filmu Bumblebee
Kontynuacja w rytmie dubstepu - recenzja filmu Deadpool 2
Kolejny horror w kinie? O duchach? Nawiedzonej lalce? A może za wszystkim stoi jakiś potwór? Figa z makiem. Bohaterem dzisiejszej recenzji jest film, który zdążył sporo namieszać na amerykańskiej ziemi zbierając ponad 230 pozytywnych opinii i 1 negatywną w serwisie Rotten Tomatoes. A na dodatek głównym złym jest tutaj rasizm. Brzmi nieźle, nie?
Uciekaj! nie jest horrorem, na który zazwyczaj czekacie. To obraz, który ciężko nazwać efektownym (jest za to efektywny w tym co robi), a straszenia wielkiego tutaj w zasadzie nie ma. A przynajmniej nie będzie to straszenie dla samego straszenia. Przygotujcie się jednak na dyskomfort i atmosferę paranoi na wysokim poziomie.
W amerykańskim kinie utarło się określenie „przeskoczenie rekina”. To moment, w którym film lub serial osiąga apogeum absurdu i podąża już w tym stylu do samego końca, odcinając już nieco kupony od pierwotnej koncepcji. Termin ten idealnie wpasował się w uniwersum Szybkich i wściekłych.
Pierwsza odsłona z 2001 roku (jak ten czas leci!) to sprawnie zrealizowana, rozrywkowa produkcja z pogranicza sensacji i akcji. Począwszy jednak od czwartej części i słynnego już przejazdu pod płonąca ciężarówką mamy do czynienia z kreskówką, w której bohaterowie – niczym Kojot Wiluś i Struś Pędziwiatr – działają w trybie nieśmiertelności, angażując się w ratowanie świata. Jedni zdążyli już ten pomysł na sagę o Dominicu Torreto znienawidzić, ale zdecydowana większość (patrząc na wyniki box office) jednak przebiera nóżkami w oczekiwaniu na już ósmą część. Widownia efektem pracy debiutującego w serii F. Gary Graya nie powinna się rozczarować.