Recenzja Sniper Elite V2, pogromcy Ghost Warriorów
Co mają wspólnego "Frankenstein" i CI Games? Recenzja Enemy Front
Rzecz o tym, jak to jest mieć węża w kieszeni - recenzja Metal Gear Solid: Portable Ops
Czy byłbyś łaskaw zakończyć historię Rapture i Columbii? - recenzja BioShock Infinite: Burial at Sea - Episode Two
Mocny zawodnik z tego Starkillera - recenzja Star Wars: The Force Unleashed [PSP]
Słowo w obronie remasterów
Przeniesienie serii bądź jednej gry znanej ze stacjonarnych konsol na handhelda wiąże się ze sporym ryzykiem. Sprzęt przenośny ustępuje mocą pudłom leżącym pod telewizorami, a i nie bez znaczenia jest komfort sterowania czy – a nawet przede wszystkim – charakter rozgrywki. W przypadku Metal Gear Solid poza wymienionymi dochodzi kolejna zagwozdka: czy niewielkie ekran i nośnik nie okażą się za ciasne dla zagmatwanej, wielowątkowej fabuły? Pomińmy niekanoniczne fanaberie w postaci Acidów, skupiając się na pierwszym istotnym dla uniwersum MGS-ie na PSP: Portable Ops.
Pierwszy epizod Burial at Sea skończyłem udzielając kredytu zaufania drugiej części. Nie był porywający ani innowacyjny, mieszcząc się w kategoriach solidnego rzemiosła, ale budził nadzieje, że finał rzeczywiście okaże się WIELKI. I teraz spokojnie mogę stwierdzić, że taki jest – rewelacyjny, klimatyczny, pomysłowy, a jednocześnie mocny i dosadny. Idealna kropka nad bioshockowym „i”, fenomenalne pożegnanie wspaniałej marki, jak i słynnego studia dowodzonego przez samego Kena Levine’a.
Gwiezdne Wojny szykują się do kolejnego podboju kin, tym razem za pieniążki Kaczora Donalda i spółki. Jako marka Star Warsy wciąż mają się świetnie – wystarczy wybrać się choćby najbliższego Empiku, by znacznie łatwiej znaleźć gadżet kojarzony z Vaderami i Skywalkerami, niż z Kirkami i innymi Picardami. Fani uniwersum stworzonego przez George’a Lucasa także w grach znajdą sporo treści przeznaczonych właśnie dla siebie, jak chociażby recenzowane dziś Star Wars: The Force Unleashed. I powiadam Wam, Moc jest w nim silna!
Cieszę się, że przybywa mi lat. I bynajmniej nie chodzi o to, że postradałem zmysły i czerpię frajdę ze skracających się z każdym dniem telomerów w moich chromosomach. Po prostu wraz z kolejnymi wiosnami nabieram doświadczenia jako gracz i zmieniam pogląd na pewne kwestie, dojrzewam. Olewanie fabuły? PC Gaming Master Race? Demony przeszłości. Jakiś czas temu na ten strych wywaliłem następną rzecz: hejtowanie wznowień starych hitów.