Drodzy czytelnicy. Zapewne pamiętacie krótki cykl tekstów pt. Pilotaż, w których wraz z mężem omawiałam pilotażowe odcinki nowych seriali? Jeśli nie, to kliknicie sobie tutaj. A teraz, skoro wszyscy pamiętamy, o co chodzi, zapraszam na drugi sezon Pilotażu. Pierwszym serialem tej jesieni jest telewizyjna adaptacja filmów z serii Zabójcza broń.
FSM: Czy pamiętasz filmy z serii Zabójcza broń? A jeśli pamiętasz, to w jaki sposób? Pozytywnie? Negatywnie? Neutralnie?
Klaudyna: Pamiętam, nawet dobrze. Chyba z tego względu, że jest to taka seria, którą tv lubi, więc jak gdzieś się trafia na kanale, człowiek się zatrzymuje i patrzy. Jednak nie mogę powiedzieć, bym z tą historią czuła jakiś emocjonalny związek.
F: No widzisz, a są na świecie tacy, którzy czują niesamowicie silny emocjonalny związek. Jedni to fani czterech filmów z Melem Gibsonem i Dannym Gloverem, koneserzy kumpelskich, policyjnych, komediowych sensacji. A drudzy to goście, którzy trwają w przekonaniu, że wskrzeszanie znanych historii z przeszłości, choćby nie wiem jak niepotrzebne to nie było, jest najlepszym pomysłem na świecie. Do której kategorii należą twórcy serialu Lethal Weapon?
Śmiało mogę powiedzieć, że Bernard Minier jest moim ulubionym autorem kryminałów. Zachwycałam się już trzykrotnie, podążając wraz z komendantem Martinem Servazem za tropami zbrodni w malowniczych okolicach Tuluzy. Bielszy odcień śmierci, Krąg, Nie gaś światła stoją w czołówce doskonałych kryminałów. W zeszłym roku mojej uwadze umknęła kolejna powieść Francuza, nie związana z serią o komendancie Servazie. Paskudna historia zaskoczyła mnie od pierwszych stron. Autor bowiem nie tylko porzucił znanych nam bohaterów, ale i rodzimą Francję!