Przez okrągły rok milczałam, ale tekst z moim prywatnym podsumowaniem czytelniczym musi być! W tym roku moje osiągi są znacznie skromniejsze, choć wymykam się z pewnością statystykom dotyczącym czytelnictwa w Polsce. Nie przedłużając, zapraszam Was na wycieczkę po tegorocznych lekturach!
W połowie roku zorientowałam się, że nie opublikowałam żadnej recenzji książki. Postanowiłam być konsekwentna, by móc podzielić się czytelniczym podsumowaniem w ostatnie dni tego roku. Podsumowanie z zeszłego roku znajdziecie tutaj. To co? Do dzieła! Przed Wami 32 pozycje!
Klaudyna: To może ja zacznę? W życiu nie widziałam ani jednego odcinka Star Treka. Widziałam natomiast trzy ostatnie filmy kinowe. Seriali o szeroko pojętej zbliżonej, kosmicznej tematyce na koncie mamy, wedle moich rachunków, jeden. I jest to wielce udana nowa wersja Battlestar Galactica. Poza tym, wraz z wejściem w związek małżeński z Tobą, jawnie stanęłam po tej drugiej stronie mocy. Ja swoje usprawiedliwienie na niewiedzę w oczach prawdziwych fanów Star Treka przygotowałam. A Ty?
FSM: Eee... Ładnie to tak męża wrzucać pod pędzący autobus pełen zdenerwowanych trekkies? :) Ja też będę oceniał najnowszy serial ze świata gwiezdnej wędrówki z pozycji osoby, która miłość do i wiedzę na temat uniwersum ma raczej niewielką. Widziałem trzy nowe kinowe Star Treki (wszystkie są fajnymi kosmicznymi przygodówkami) i miałem okazję dawno temu oglądać wybrane odcinki Deep Space Nine i The Next Generation. Czyli coś tam wiem. Ale niewiele.
K: Ale w związku z tym, że jesteśmy odważni, spróbujemy się wypowiedzieć na temat, na którym za bardzo się nie znamy. Choć w sumie... może i głos nowicjuszy okaże się cennym? Wczoraj obejrzeliśmy dwa pierwsze odcinki serialu Star Trek: Discovery. I....?
Klaudyna: Jesteśmy po pierwszym odcinku trzeciego sezonu Fargo. To chyba dobry moment, by przypomnieć sobie, za co cenimy ten serial (bo cenimy!).
FSM: To jest, jak rozumiem, pretekst do wspomnienia dwóch poprzednich sezonów i filmu, który to wszystko rozpoczął? Ok. Fargo braci Coen to taki film, który po obejrzeniu po prostu trzeba polubić. Rzekome prawdziwe wydarzenia, które napędzają bardzo zabawną (w czarny sposób) spiralę przemocy, zostają w pamięci każdego kinomana. Taki sposób prowadzenia fabuły - przypadkowa zbrodnia popełniona w świecie pełnym bandziorów, szemranych interesów i zwykłych ludzi, powiązanych na niewiarygodne sposoby, jest świetnym punktem wyjścia do napisania scenariusza czegoś dłuższego niż dwugodzinny film. Noah Hawley (pisarz i twórca pierwszych sezonów serialu Kości) dostał błogosławieństwo i producenckie wsparcie braci Coen, i zrobił właśnie to - stworzył coś dłuższego.
FSM: Droga żono, czy jest tak, że im więcej seriali się konsumuje, tym surowszym jest się widzem? Czy może wręcz przeciwnie?
Klaudyna: Zazwyczaj tak właśnie się dzieje, ze jeśli dużo przyswajasz treści danego rodzaju, tym teoretycznie trudniej się zadowolić.
F: W takim razie jak bardzo zadowala nas nowe dzieło stacji TVN, serial Belle Epoque?
K: A! W tę stronę chcesz iść! Ale jak na samym początku wydamy wyrok, nikt nie będzie chciał czytać dalej. Zatem może zacznę od tego, ze pierwszy trailer, który pojawił się na TVNie - zaintrygował. Wydawało mi się, że lekcja została odrobiona. Dobry kawałek, piękne kostiumy... ulala!
F: TVN umie kręcić świetne reklamówki, co do tego wątpliwości nie ma. Pierwszy smaczek serialu wyglądał zachęcająco. A mając w pamięci dobrą passę na polu rodzimych produkcji odcinkowych - Wataha, Pakt, Belfer - można było mieć nadzieję na coś ciekawego. Wszak tytuły, którymi inspirowali się twórcy, należą do światowej czołówki (choćby takie Peaky Blinders).
Nie przeczytałam 52 książek w 2016 roku. Nawet nie brałam udziału w tym jakże popularnym w styczniu wydarzeniu promowanym na Facebooku. Wyrobiłam w sobie dyscyplinę cowieczornego czytania w łóżku i staram się utrzymywać formę w tym względzie - wyszło mi, że przez ostatnie 12 miesięcy pochłonęłam 32,5 książki. Jakie tytuły towarzyszyły mi w 2016 roku? Zapraszam do lektury!
[uwaga, w tekście znajdą się niewielkie spoilery dotyczące pierwszego odcinka serialu]
Klaudyna: Westworld. Produkcja HBO. Nazwiska: Hopkins, Harris, Nolan. Klimat sci-fi. Czego chcieć więcej na zachętę? Obejrzeliśmy i...?
FSM: Obejrzeliśmy i przekonaliśmy się, że Twoje życzenie z poprzedniego naszego blogowego starcia zostało spełnione. Kolejny Pilotaż przyniósł coś lepszego, bo pierwszy odcinek Westworld to rzecz leżąca na tak wysokiej półce, że twórcy telewizyjnych wcieleń MacGyvera i Zabójczej broni nie tyle jej nie widzą, co nawet nie wiedzą, gdzie ona jest.
K: Skoro mamy coś z górnej półki, zacznijmy może od początku. Czołówka! Pieczołowicie dopieszczona, z cudownymi zdjęciami, okraszona pięknymi dźwiękami. Rozpoczyna się pierwszy odcinek i już od startu wiesz, że to jest to! Kąciki ust idą lekko w górę, bo intuicja podpowiada - będzie wspaniale!
F: Co ciekawe, Westworld teoretycznie pochodzi z tej samej rodziny, co wspomniane wcześniej dwa seriale. To też jest nowa wersja starego dzieła, choć jakość gotowego produktu jest niepomiernie wyższa. Tym razem chodzi o film Michaela Crichtona z 1973 roku. Panowie Jonathan Nolan i J.J. Abrams oraz pani Lisa Joy wzięli za warsztat bardzo ciekawą wizję totalnego parku rozrywki i odpowiednio ją uwspółcześnili. Bo czym jest tytułowy Westworld?
Drodzy czytelnicy. Zapewne pamiętacie krótki cykl tekstów pt. Pilotaż, w których wraz z mężem omawiałam pilotażowe odcinki nowych seriali? Jeśli nie, to kliknicie sobie tutaj. A teraz, skoro wszyscy pamiętamy, o co chodzi, zapraszam na drugi sezon Pilotażu. Pierwszym serialem tej jesieni jest telewizyjna adaptacja filmów z serii Zabójcza broń.
FSM: Czy pamiętasz filmy z serii Zabójcza broń? A jeśli pamiętasz, to w jaki sposób? Pozytywnie? Negatywnie? Neutralnie?
Klaudyna: Pamiętam, nawet dobrze. Chyba z tego względu, że jest to taka seria, którą tv lubi, więc jak gdzieś się trafia na kanale, człowiek się zatrzymuje i patrzy. Jednak nie mogę powiedzieć, bym z tą historią czuła jakiś emocjonalny związek.
F: No widzisz, a są na świecie tacy, którzy czują niesamowicie silny emocjonalny związek. Jedni to fani czterech filmów z Melem Gibsonem i Dannym Gloverem, koneserzy kumpelskich, policyjnych, komediowych sensacji. A drudzy to goście, którzy trwają w przekonaniu, że wskrzeszanie znanych historii z przeszłości, choćby nie wiem jak niepotrzebne to nie było, jest najlepszym pomysłem na świecie. Do której kategorii należą twórcy serialu Lethal Weapon?
Śmiało mogę powiedzieć, że Bernard Minier jest moim ulubionym autorem kryminałów. Zachwycałam się już trzykrotnie, podążając wraz z komendantem Martinem Servazem za tropami zbrodni w malowniczych okolicach Tuluzy. Bielszy odcień śmierci, Krąg, Nie gaś światła stoją w czołówce doskonałych kryminałów. W zeszłym roku mojej uwadze umknęła kolejna powieść Francuza, nie związana z serią o komendancie Servazie. Paskudna historia zaskoczyła mnie od pierwszych stron. Autor bowiem nie tylko porzucił znanych nam bohaterów, ale i rodzimą Francję!
O optymizmie Oty Pavela wspominałam przy okazji Śmierci pięknych saren. Tym razem sięgnęłam po inny zbiór opowiadań – Jak tata przemierzał Afrykę. I znów spotykamy wszystko co najlepsze – afirmację życia, radość, optymizm i ludzi, którzy kochają to, co robią. Jeśli jesienna aura tego lata Wam doskwiera w psychikę, Ota Pavel z pewnością ukoi.
10 lipca 1973 roku w Pradze rozpędzona ciężarówka wjeżdża w tłum ludzi, czekających na przystanku tramwajowym. Za kierownicą siedzi dwudziestodwuletnia, drobna dziewczyna – spokojna, opanowana. Na miejscu giną trzy osoby, w ciągu kilku następnych miesięcy, w wyniku poniesionych obrażeń, umrze jeszcze pięć. Nieszczęśliwy wypadek? Zasłabnięcie? Utrata kontroli nad pojazdem? Wpływ alkoholu lub narkotyków? Nie. To była zemsta na społeczeństwie.
Roman Cílek odświeża w swoim reportażu historię Olgi Hepnarovej, dziewczyny, która jako ostatnia kobieta w historii Czechosłowacji została skazana na karę śmierci. W Ja, Olga Hepnarová stara się rzetelnie odtworzyć życie dziewczyny w sposób neutralny – ani jej nie usprawiedliwiając, ani nie osądzając. Kreśli jednak skomplikowany rys, który podejrzewam w każdym czytelniku wzbudzi zgoła inne emocje.
Hollywood przyzwyczaiło nas do pewnego typu opowieści o miłości. Piękna ona, piękny on, a siłą popychającą ich ku sobie - przeznaczenie! I mimo przeciwności losu, mimo że zawsze coś im staje na drodze, ich miłość bezwarunkowo wygrywa. A wszystko podane w estetycznej, uniwersalnie pięknej konwencji. A gdyby tak... odrzeć miłość ze wszystkich dotychczasowych schematów i zostawić ją surową i gorzką? Tego próbował dokonać Judd Apatow w serialu Love. Jak wyszło?
Patrick deWitt wzbudził moją sympatię kilka tygodni temu, gdy sięgnęłam po Braci Sisters. Ucieszyło mnie, że w sprzedaży ma się pojawić kolejna jego powieść o wdzięcznym tytule – Podmajordomus Minor (major-minor <3). Tym razem kanadyjski pisarz zabiera nas w fikcyjne miejsce, które można określić alternatywną Europą z XIX wieku. A jak dobrze wiemy ze szkoły – to czas romantyzmu, bohaterów miotanych silnymi skrajnymi emocjami, obrazów Caspara Davida Friedricha (do których mam szczególną słabość). Tę malowniczą podstawę deWitt wykorzystał bardzo przewrotnie i jeśli sądzicie, że Podmajordomus Minor to kolejne Cierpienia młodego Wertera – nic bardziej mylnego!
Projekt: Prawda Mariusza Szczygła to książka, której wyczekiwałam i która stała się automatycznie ważna. Przeczytałam ją na początku maja i długo zbierałam się w sobie, by zacząć ten tekst. Pomyślałam, że doskonałym pomysłem będzie przejrzeć ją raz jeszcze, zanim napiszę te kilka zdań. Nie zorientowawszy się, zaczęłam ją czytać od nowa. Od początku. Zatrzymałam się dopiero, gdy głos uwiązł mi w gardle, a do oczu napłynęły łzy. Bowiem Projekt: Prawda porusza dogłębnie.
Kupiłam książkę, sądząc po okładce. Grafika Dana Stilesa przyciągnęła wzrok, ale i opis na okładce wraz z fragmentami recenzji napawały nadzieją. Padły tam bowiem nawiązania do filmowej twórczości Coenów, porównania do liryzmu Dylana, a i miejsce dla Don Kichota się znalazło. Choć Dziki Zachód, panowie na koniach, pojedynki w południe i bijatyki w saloonach nie leżą w kręgu moich zainteresowań (choć jakby dłużej się zastanowić nad tą kwestią – znalazłoby się kilka wyjątków), wsiadłam do konia i pogalopowałam przez strony Braci Sisters, autorstwa Patricka deWitta.