Styczniowe zakupy książkowe - g40st - 6 lutego 2017

Styczniowe zakupy książkowe

Co robicie kiedy nie gracie, nie chlejecie, nie szlajacie się po mieście, nie gapicie się bezmyślnie w telewizor lub w internet, nie śpicie i nie pracujecie oczywiście? Mnie najczęściej zdarza się czytać książki. Wydaje mi się, że całkiem sporo, choć przez większość czasu mam wrażenie, że to wciąż za mało, i wiele ciekawych rzeczy mi przez to umyka. Nie jestem na bieżąco z wydawaną literaturą i w całkowitej opozycji do pewnego Puchatka, który zaglądając do środka widział coraz mniej Prosiaczka, ja widzę go coraz więcej i więcej. Prosiaczek rozrasta się o gigantycznych rozmiarów, zapełniając koszyki księgarń internetowych, z wytęsknieniem oczekując przeprowadzki na moje półki, na których już od dawna nie ma miejsca, więc nowe woluminy lądują gdzie popadnie. I chociaż już wielokrotnie przymierzałem się do zakupu czytnika ebooków, wciąż żadnego sobie nie sprawiłem. Nie potrafię się przekonać. Dla mnie czytanie to faktura kartek i zapach druku, czyli coś, czego żaden „kundel” nie potrafi zaoferować. Nie wykluczam, że kiedyś... może. Ale jeszcze nie teraz.

Kupuję sporo książek i jak każdy szanujący się czytelnik, nie wszystkie jestem w stanie przeczytać od razu. Właściwie to chyba lubię, kiedy książka się „uleży”, mruga do mnie zachęcająco, a ja udaję, że nie robi to na mnie wrażenia. Wiecie, ten stan, kiedy wyczekiwany przyjaciel przybywa do naszego domu, a my zamiast przywitać go serdecznie lampką wina trzymamy dystans zwiększając napięcie.

Kupuję różne książki, nie ograniczam się do kilku gatunków. Poniżej, najbardziej ku własnej satysfakcji, zamieszczam listę kupionych przeze mnie tytułów w styczniu. Nie jest ona do końca reprezentatywna, bo po części skupiła się na uzupełnianiu zbiorów związanych z seriami fantasy, ale za miesiąc niniejszy przegląd powinien być już bardziej zróżnicowany.

Steven Erikson – Wicher śmierci, Pył snów, Okaleczony bóg

W końcu postanowiłem uzupełnić swój zbiór Malazańskiej Księgi Poległych, czyli epickiej sagi fantasy, w której zakochałem się ładnych kilka lat temu. Jednak do tej pory całość doczytałem tylko do połowy, co i tak w tym przypadku jest nie lada osiągnięciem, bo każdy z tych dziesięciu tomów składających się na całość, śmiało może posłużyć za narzędzie zbrodni. W każdym razie mam już prawie komplet i do szczęścia brakuje mi jedynie Myta ogarów.

Brandon Sanderson – Słowa światłości

To jeszcze jeden z rozbijaczy głów. Objętościowo, ma się rozumieć. Drugi tom serii, choć jeszcze pierwszego nie ruszyłem, ale z Brandonem poznaliśmy się już dawno przy okazji pierwszego wydania Z mgły zrodzonego, więc nie boję się zawodu.

Dan Simmons – Terror

Na tego autora nie trzeba mnie długo namawiać. Zaczęło się oczywiście od genialnego Hyperiona – kto nie czytał, niech natychmiast uzupełni braki! Tym razem jednak zupełnie inna opowieść, o XIX-wiecznej wyprawie badawczej w rejon Archipelagu Arktycznego. Powinno być mądrze i strasznie, wszak to ponoć potężne nawiązanie do literatury samotnika z Providence.

Robert V. Hine i John Mack Faragher - Pogranicza. Historia amerykańskiego Zachodu

Wydana przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego praca dwóch historyków, która w dość oględny, acz niezwykle zajmujący sposób przedstawia czytelnikowi podbój amerykańskiego pogranicza. Od czasów Kolumba, aż po współczesność. Od walk z Indianami, po organizację związków zawodowych, prawa osadnicze i wspólnoty religijne. Tak, interesuję się takimi rzeczami, a w tym przypadku mogę pochwalić się, że już jestem nawet po lekturze. Dobra i polecana przeze mnie rzecz, choć zdaję sobie sprawę, że nie dla wszystkich.

Jarosław Wojtczak – Jak zdobyto Dziki Zachód

No i macie mnie. Wymienione wcześniej Pogranicza same na niewiele wskazywały, ale druga książka o podobnej tematyce nie może być przypadkiem. Otóż pozostałem niepoprawnym dzieckiem, które zaczytywało się w powieściach Karola Maya, państwa Szklarskich, Sat-Okha i wielu innych. Zazwyczaj z opowieści o czerwonoskórych się wyrasta, ale mnie się jakoś nie udało. Pracy pana Wojtczaka jeszcze nie czytałem, więc nie wiem czy polecić.

Karol May – Przez pustynię, Winnetou tom 1-3

Skoro już jesteśmy na tym nieszczęsnym Dzikim Zachodzie, to pochwalę się i tym zakupem. To oczywiście pokłosie reklamowanej w telewizji kolekcji Hachette, która miała pozwolić mi odświeżyć po latach przygody Old Shatterhanda – teraz już z pełną świadomością tego, że autor nazmyślał ile się dało i generalnie pisał głupoty. Co nie przeszkadza przy tego typie literatury wcale nieźle się bawić. Książki są oczywiście zacne, dwa tomy Winnetou udało mi się nawet przeczytać, ale roi się w nich od literówek. Co tam roi! Wyobraźcie sobie książkę o objętości ok. trzystu pięćdziesięciu stron, w której sto byków, da się znaleźć czytając ją jednym, przymrużonym niczym u najlepszych amerykańskich westmanów, okiem.

Katarzyna Bonda – Lampiony

Trzecia część przygód policyjnej profilerki alkoholiczki. Poprzednie dwa tomy były całkiem niezłe, a jako że ten toczy się w moim rodzinnym mieście, postanowiłem kontynuować znajomość. Czeka na przeczytanie.

Elżbieta Cherezińska – Korona śniegu i krwi

Moje pierwsze spotkanie z tą autorką, do której podchodzę bardzo nieufnie. Nie ze względu na to co pisze, czy jak pisze, ale z powodu środowiska, w którym się najczęściej obraca. To znaczy, nie chciałbym być nieuczciwy i być może to owe środowiska same przykleiły się do autorki... Nie mam pojęcia. W każdym razie sama pani Elżbieta, gdziekolwiek się pojawia mówi całkiem rozsądnie, więc w końcu się przełamałem. Się okaże czy słusznie.

Brian Jay Jones – George Lucas. Gwiezdne wojny i reszta życia

Od siódmego roku życia uwielbiam Star Warsy. A to ponoć sprawnie napisana książka o facecie, który sprawił przyjemność nie tylko mnie, ale milionom widzów na całym świecie. Będzie się czytało.

Planeta Lema. Felietony ponadczasowe

Kilkadziesiąt nie starzejących się felietonów mistrza polskiego s-f. Na różne tematy – jest o nauce, o kulturze, teksty opisujące bieżące (dla autora) wydarzenia. Czytam z wielkim zainteresowaniem, aczkolwiek nie po kolei, a na wyrywki. Dzięki temu nie czuję objętości, a i jakoś łatwiej mi się wszystko przyswaja. Książka wyjątkowa, koniecznie się z nią zapoznajcie.


Za miesiąc - mam nadzieję - ciąg dalszy.

g40st
6 lutego 2017 - 08:29