Recenzja gry Never Alone - zimno i do domu daleko... - g40st - 1 grudnia 2014

Recenzja gry Never Alone - zimno i do domu daleko...

g40st ocenia: Never Alone
65

Muszę się przyznać, że żyłem do tej pory w pewnej ignorancji. Przynajmniej jeśli chodzi o klimaty serwowane przez grę Never Alone – nietypową platformówkę opowiadającą o przygodach dziewczynki poszukującej źródła zamieci i towarzyszącego jej lisa polarnego. Rzecz dzieje się na dalekiej Arktyce, a dziewczynka nie jest bynajmniej zagubioną turystką, a rdzenną mieszkanką tamtych okolic. Eskimoską.

Moja ignorancja nie dotyczy jednak owej dalekiej północy. W końcu nawet dziecko wie, że jest tam cholernie zimno (pewnie co najmniej tak, jak teraz za oknem mojego pokoju), po białym śniegu przechadzają się białe misie, myśliwi walą pałkami po foczych głowach, a chcąc znaleźć ciepły kąt trzeba sobie zbudować okrągły domek z lodu. Pisząc o ignorancji mam na myśli brak jakiejkolwiek wiedzy na temat kultury i tradycji oraz opowieści zamieszkujących te tereny „tambylców”. Te stara nam się przybliżyć mieszczące się na Alasce studio Upper One Games. Never Alone powstało także dzięki bezpośredniej współpracy przy produkcji członków plemienia Inupiat oraz środków finansowych przeznaczonych na wsparcie popularyzowania kultury rdzennych mieszkańców Alaski.


Never Alone jest dosyć prostą i niezbyt długą grą platformową, w której naprzemiennie sterujemy dwoma postaciami, przełączając się pomiędzy nimi w dowolnym momencie. Istnieje także możliwość zabawy w kooperacji. Wtedy jeden gracz steruje krokami dziewczynki, drugi zaś obejmuje kontrolę nad zwinnym lisem polarnym. Obie postacie cechują się odmiennymi umiejętnościami, a kluczem do sukcesu jest zarówno zręczność i spostrzegawczość, jak i umiejętność logicznego myślenia, od czasu do czasu niezbędnego w pokonaniu jakiejś przeszkody.

O Never Alone zapewne nigdy byśmy nie usłyszeli, gdyby nie fakt specjalnego dofinansowania projektu, o którym wspomniałem powyżej i tajemniczego klimatu towarzyszącego nam w trakcie zabawy. Można się w nim doszukiwać nawiązań do takich produkcji, jak Limbo czy Brothers: A Tale of Two Sons, jednak daleki bym był od bezpośrednich porównań. Never Alone ze względu na swoją budowę jest nieco prostszym przedstawicielem gatunku, co nie znaczy, że gorszym. No, może odrobinę, bo jednak trudno nawiązać walkę z taką konkurencją.

Akcja gry ma miejsce w środowisku 2.5D. Mamy więc do czynienia z trójwymiarowymi tłami i postaciami, jednak wszystko co dzieje się na ekranie odbywa się w dwuwymiarowej płaszczyźnie. Kolejne plansze przedstawiają mroźne pustkowia, kilka razy poskaczemy na krze, a nawet popływamy w brzuchu wieloryba. Bohaterka gry poza przeskakiwaniem nad przeszkodami potrafi także kruszyć lód odblokowując niedostępne przejścia. Lis jest związany z królestwem duchowym, i stanowi niezbędną pomoc między innymi przyciągając w razie potrzeby platformy pozwalające na dalszą drogę.

Sterując samemu obiema postaciami niespecjalnie się napracujemy. Gra nie stanowi większego wyzwania, a jedynym z czym można mieć problem, to odpowiednie zgranie w czasie przy przełączaniu się pomiędzy dziewczynką i lisem. W przypadku zabawy z drugą osobą również i ta trudność zostanie wyeliminowana i tak naprawdę większe wyzwanie pojawi się dopiero pod sam koniec zabawy. Pisząc większe mam na myśli możliwość kilkukrotnego zgonu, ale na szczęście checkpointy zostały rozmieszczone tak gęsto, że ponowną próbę możemy podjąć właściwie od razu po wczytaniu stanu gry.

Przygodę można ukończyć w około 2,5 godziny, co zapewne zmartwi osoby, którym ekranowa zamieć spodoba się bardziej niż mnie. Osobiście odniosłem wrażenie, że w kilku momentach i tak rozgrywka jest za bardzo przeciągana, by nie powiedzieć, sztucznie wydłużana. Nie chcę przez to powiedzieć, że Never Alone mnie znużyło. Tak naprawdę nie miało kiedy. Dwie godziny to naprawdę niewiele.

Kończąc grę spotkałem się z opiniami, że jest ona mocno zabugowana. Głównym zarzutem był fakt, że oostać sterowana przez sztuczną inteligencję nie zawsze jest w stanie utrzymać się na tej samej platformie i zdarza się jej spadać gdzieś w przepaść, rujnując nam przy okazji zabawę. Mnie taki błąd zdarzył się tylko raz, więc grę spokojnie da się ukończyć bez zszarganych nerwów. Niemniej autorzy już wydali stosowną łatkę, która usunęła kilka problemów, więc mam nadzieję, że i ten został wyeliminowany.

W trakcie zabawy odblokowujemy filmiki przedstawiające wypowiedzi członków plemienia Inupiat, którzy opowiadają o różnych aspektach życia na Północy. Nie powiem żebym dzięki nim stał się ekspertem od kultury Eskimosów, ale na pewno w przyszłości wykażę się mniejszą ignorancją w tym temacie. To chyba największy plus Never Alone.

Plusy:

  • ciekawy, tajemniczy klimat
  • zróżnicowane umiejętności postaci
  • zimna paleta kolorów

Minusy:

  • za krótka
  • za prosta
  • zmarnowany potencjał na coś bardziej zapamiętywalnego
g40st
1 grudnia 2014 - 09:31