Enter the Gungeon - myrmekochoria - 20 lutego 2017

Enter the Gungeon

myrmekochoria ocenia: Enter the Gungeon
90

"But, I also suppose it's rare for Nintendo to have a Bible game with no references to the Bible, resembling Atari that's all about food trying to kill you. Yet it's also a board game rip-off with quizzes that you can't answer. And if it's a Bible game, why do you blow a snowman's head off? Whatever happened to “Thou Shall Not Kill”? Please, somebody tell me. What the Hell am I playing? I kinda like it, but I gotta turn it off before I go insane.”

AVGN, Bible Games

Ostatnio tęsknie do starych gier z czasów NES i SNES. Pewnie już o tym pisałem, ale gry wraz z ewolucją tej formy rozrywki stają się coraz prostsze. Dawniej nie było litości względem poziomu trudności . Te gry irytowały bardzo, ale nie do tego stopnia, aby przestać grać – rzucały wyzwanie. Platformówki wymagały od graczy skupienia, rozpoznawania wzorów (zachowanie przeciwników, trajektoria pocisków, ruch platform) oraz szybkiego działania względem bodźców w grze i tego co dzieje się na ekranie. Być może wraz z rozwojem technologii gry bardziej poszły w opowieść wizualną, ale chyba zgodzimy się, że proste mechanizmy rozgrywki zostały zaniedbane. Ale nie bójcie się drodzy obywatele, ponieważ Enter the Gungeon rzuci Wam solidne wyzwanie, któremu możecie nie sprostać.

Czym jest Enter the Gungeon? Pewnie jestem zobligowany poinformować, że ta gra należy do gatunku, który od jakiegoś czasu przeżywa renesans. Oczywiście mam na myśli roguelike połączony z dungeon crawlerem. Lepszym porównaniem byłby pewnie miks pomiędzy The Binding of Isaac i Crimsonland z olbrzymią ilością cudacznej broni palnej. Przyprawione jest to sporym poziomem trudności oraz psychodelicznym klimatem. Fabuła przypomina trochę Borderlands. Wcielacie się w rolę jednego z czterech dostępnych bohaterów i eksplorujecie losowe podziemia na planecie, gdzie według legendy kryje się wielki skarb oraz tajemna broń palna, która ponoć potrafi cofać czas. Tak naprawdę fabuła jest tylko pretekstem do uzależniającej rozgrywki, choć nie jest to do końca prawda, bo im dalej w podziemia tym bardziej rąbek tajemnicy jest uchylany.

“What, is there some kind of virus that attacks creativity going around or something? Twenty years ago, in the 8-bit era, games could be about French chefs riding giant stick insects while wielding a gun that shoots velociraptors. These days a game's considered original if the gritty, well-armoured soldier protagonist has a mustache.”

Ben "Yahtzee" Croshaw

Przynajmniej te czasy powracają. Po latach surowej rzeczywistości skąpanych w brązowym filtrze walki o demokracje nareszcie branża gier idzie w kolory, szaloną kreatywność i powrót do korzeni. Czym byłaby radosna eksterminacja wrogów bez ciekawej kolekcji broni palnej, a Enter the Gungeon ma się czym pochwalić. Bronie są fantastyczne. Wyglądają jakby stworzyła je losowa maszyna typu Criminalo Tropicalo 700 000 000 przez wrzucanie losowych elementów czy przedmiotów z rzeczywistości, tworząc nową jakość. To może krótka lista: pistolet świetlny z czasów NES wypluwający białe smugi lasera i kaczki z „Duck Hunt”. Nabój do strzelby strzelający strzelbami, które podczas lotu strzelają śrutem. Gniazdo rozwścieczonych, samonaprowadzających się os. Protonowy plecak z “Pogromców Duchów”. Zielony karabin szturmowy zamieniający się podczas ładowania w miecz świetlny, który odbija pociski do wroga. Devolver – rewolwer mający szansę zmienić wroga w innego słabszego. Macka otchłani dusząca wrogów jak boa dusiciel. Przecinak plazmowy z Dead Space. Bronie, które po przeładowaniu przemieniają się w coś innego albo prowadzą zupełnie inny tryb ostrzału. Lampa dżina posiadająca tylko trzy naboje w magazynku (życzenia), ale oznacza wroga i po czasie zjawa się napakowany, błękitny i wschodnio wyglądający dżin z Aladyna, który sprzedaje kolosalny cios podbródkowy wrogowi. Kręgosłup 47 będący owocem połączenia kręgosłupa i Ak-47. Rękawica Mega Mana. Ceglany pistolet strzelający żółwimi skorupami z Mario Bros. Wszelakiej maści karabiny szturmowe i pistolety, a nawet butla z gazem oznaczająca przeciwnika, którego później pożera wielki rekin jak w „Szczękach” Spilberga. Dodajmy, że nie odblokowałem jeszcze wszystkiego.

Oprócz całej gamy śmiercionośnego uzbrojenia mamy jeszcze przedmioty pasywne (pomocnicy, większa szansa na drop danego przedmiotu, techniki dodające efekt do kopania stołu) i wszelakie modyfikacje amunicji (trujące, elektryczne, płonące, przeskakujące, zdalnie sterowane, rzucające urok na przeciwnika itd.) czy sposobu prowadzenia ognia. Niektóre modyfikacje wspaniale zazębiają się z daną bronią, a inne czasem psują walory dostępnej broni, ale w takim wypadku możemy je rzucić na pożarcie wygłodniałej skrzynce, która po dwóch przekąskach zwymiotuje coś od siebie. Na przykład korona Króla Nabojów (wygląda jak żelazny tron z „Gry o Tron”, ale z bronią palną) wraz z gumowymi pociskami sieje zniszczenie, zwłaszcza, że magazynek liczy sobie 3000 nabojów.   

"But now, it's time for the enemy roll call: we have green rotary dial telephones, Silver Surfers in flying wheelchairs, Silver Surfers air-guitaring, John McClane from Die Hard, the Grim Reaper throwing skulls, Frankenstein monsters wearing metal masks with visors like Geordi from Star Trek, and bubbles."

AVGN, X-men

Gra ma bardzo specyficzny klimat i przez specyficzny mam na myśli alternatywny wymiar wytworzony przez jakąś wyrwę w czasie, która pozmieniała znajome elementy rzeczywistości w coś innego, a świat po prostu przyjmuje zmiany. Może łatwiej byłoby powiedzieć, że dietyloamid kwasu lizergowego grał rolę w tworzeniu przeciwników. Na tej dziwnej planecie zmierzymy się z tak zwanym Cult of the Gundead. Naszymi przeciwnikami w większej mierze jest amunicja do broni palnej proszę państwa. 9 mm amunicja (z opaską na oku) do pistoletu (Bullet Kin), śrut do strzelby, naboje do karabinów szturmowych z snajperką, latające rekiny, granaty, a nawet łuski, które w tym świecie pełnią rolę nieumarłych, co w pewnym sensie ma w sobie pokrętną logikę. To nie koniec oczywiście. Oprócz tego mamy, smoki z „Bubble Bobble” plujące bańkami, Ołowiową Dziewicę, książki układające pociski w litery, stworzenia przypominające Bloba, zakapturzonych wysokich kapłanów nabojów zwanych Gunjurer, żelazne kwadraty obite ludzką skóra, aspekt Cthulhu. Walczy przeciwko nam nawet słońca – wielkie gazowe olbrzymy pulsujące energią, ale czego w dzisiejszych czasach nie załatwi broń i przemoc? Wisienką na torcie są bossowie. Nie wiem, czy warto zdradzać wszystkich, ale czemu nie? Mamy mewę, która pikującym lotem porywa działo Gatlinga i później zamienia się w napakowanego ptaka z ciałem kulturysty z bardzo owłosionymi pachami. Syntetyczny wąż zwany Amukondą, a walka z nim przypomina słynnego węża z Nokii. Król nabojów, który wygląda jak stereotypowy monarcha europejski z biało czerwonym sobolwoym futrem. Pojawia się nawet Giwergona, zamieniająca w kamień nieszczęśników. Smok stworzony z inteligentnej, niemalże płynnej, masy broni palnej (jak T-1000), a przypomina to Smauga i jego bogactwa skrywane w Samotnej Górze.

Although the graphics aren't quite apar with Steven Seagal Safari. The gameplay and longevity more then make up for it. The A.I. is quite impressive and voices make you fell like you are in a presence of a movie star himself. I give it 3 puddles out of 5 and my own personal: "Hooray"!

Burnt Face Man

Gra ma swój wizualny urok. Kojarzyć się może z atmosferą starych salonów gier z lat 90. – błyskające światła, smugi broni elektrycznej, płomienie, efekt zamrożenia, pociski tworzą geometryczne wzory i zasypują dany pokój gradem niosącym śmierć, piksele wypadające z upadającego żyrandolu. Każdy poziom podziemi (łącznie 5) różni się wystrojem jak i kolorystyką – nie mówiąc o poziomie trudności, a to chyba dobry moment, żeby porozmawiać o wyzwaniu. Gra jest trudna na początku (i nie tylko), ponieważ nie mamy dostępu do wszystkich broni czy przedmiotów pasywnych. Za zabicie bossa otrzymujemy walutę, którą można wymienić na nowe przedmioty u sprzedawców, ale trzeba ich odnaleźć w trzewiach podziemi, a zazwyczaj do tego potrzebny jest złoty klucz. Ja jeszcze jej nie skończyłem tj. nigdy nie udało mi się przejść 5 poziomu podziemi, ale teraz to chyba kwestia czasu. Jeżeli nie uda się Wam zdobyć dodatkowych serduszek (3 standardowo – przekłada się to na 6 uderzeń), to nie warto nawet pchać się do poziomu czwartego czy piątego. Pierwsze trzy poziomy są znośne, ale dwa ostatnie mogą napsuć trochę krwi: pełno pocisków, zagrożenie na ziemi (ogień, kolce, doły, trucizna), teleportujące się młoty, które nie znikają do wyczyszczenia poziomu z wrogów, stereotypowa śmierć ciskająca naprowadzającymi kulami energii, wspominałem o nawale pocisków? Waszym najbliższym przyjacielem w tej grze jest unik i ślepaki (granat zerujący plansze z pocisków – może być modyfikowany przedmiotami pasywnymi). Skoro jesteśmy przy poradach, to warto wysilić swoje zdolności i nie dać się trafić w walce z bossem, ponieważ wtedy otrzymujemy za to dodatkowe serce, więc na dwóch pierwszych poziomach można względnie łatwo zarobić dodatkowe zdrowie.

„Maleńki statek kosmiczny, pilotowany przez maleńkiego, bohaterskiego astronautę. Może jego maleńka przeszłość pełna jest maleńkiej goryczy”

Oprócz tego musze pochwalić Enter the Gungeon za poczucie humoru. Gra jest dowcipna, operuje humorem słownym i parodiuje świat gier i popkulturę. Udało mi się wyzwolić z opresji jednego sprzedawcę, a wygląda on jak brama zamku ze spuszczoną kratą i wschodnim turbanem na głowie. Kupiłem coś u niego w sklepie za klucze i odpowiedział „kluczowo” – może jestem dzieckiem, ale roześmiałem się w głos. Wypadałoby pochwalić ludzi odpowiedzialnych za spolszczenie, bo zachowanie oryginalnej atmosfery humoru w grze zasługuje na wzmiankę. Dodam jeszcze, że niedawno wyszedł spory patch/dodatek za darmo, który dodał wiele nowych elementów: od broni po przeciwników.

Przeto jeżeli znudził Wam się The Binding of Isaac i szukacie czegoś nowego, to Enter thje Gungeon jest znakomitym wyborem. Czekać tylko aż twórcy stworzą tryb kooperacyjny przez Internet i gra jest murowanym hitem.

Jakby ktoś myślał, że Mel Gibson Safari 3 nie istnieje.

myrmekochoria
20 lutego 2017 - 15:28