The Deadly Tower of Monsters oraz TNT Monstervision. - myrmekochoria - 18 kwietnia 2017

The Deadly Tower of Monsters oraz TNT Monstervision.

You don't need no special glasses or an insect’s head
Just a healthy love for slime and disrespect for the dead
We’ll talk about some movies by the old double-wide
When you get that creepy feeling creeping up inside
Well then you got Monstervision it’s a heck of a fright
We’re tearin’ the heart out of Saturday night
These Monstervision movies serve a primitive drive
‘Cause watchin’ people die it makes you feel so alive
So throw away your clicker now the flicks have begun
‘Cause there’s nothing you can do while fully-dressed that’s as fun
Just watching TNT under the bug-zapper light
We’re tearing the heart out of Saturday night

Coś bardzo złego wydarzyło się w świecie gier przez te ostatnie 25 lat. Straciliśmy kreatywność i psychodeliczne szaleństwo gier z lat 90. na rzecz stabilności i względnej przyjemności. Wielkie studia nie starają się tworzyć nowych oryginalnych światów i idą na łatwiznę odgrzewając stare kotlety (EA). Ja nie mam nic przeciwko suplementacji dochodu odgrzewanymi kotletami, ponieważ to jest materialistyczna rzeczywistość i często życie ludzi i ich rodzin stoi na krawędzi noża w zależności od sprzedaży i premier. Nie licząc już tego nawet, że pewnie podpisano już cyrograf z giełdą i różnymi zarządami, ale poważnie raz na jakiś czas nie potraficie dać nam czegoś oryginalnego? Czy zapomnieliście dlaczego w ogóle pracujecie w tej branży? Gry (jako medium) są właśnie stworzone do epickich opowieści fantastycznych z bogatymi i abstrakcyjnymi światami, które rządzą się zupełnie innymi prawami - społecznymi czy fizycznymi. Gry nie mają żadnych ograniczeń w teorii. Istnieje budżet, ale nie jesteście limitowani przez rzeczywistość, aktorów, krajobraz czy kaprysy pogody. Na dodatek macie po swojej stronie potęgę efektów specjalnych i grafikę. Muszę przyznać, że mam słabość do gier ACE Studios. Staram się zagrać w każdą produkcje spod ich ręki. Po raz pierwszy natknąłem się chilijskie studio podczas gry w Zeno Clash i od tej pory stałem się fanem. Ich gry posiadają niezaprzeczalne wady i ograniczenia budżetowe, ale to wszystko można pominąć, gdy zobaczy się świat przedstawiony i atmosferę panującą w ich produkcjach. Od przed neolitycznych czasów ubranych w szaty abstrakcyjnego malarstwa, które czerpią garściami od Bosha czy Dalego. Po plastyczne wizje rodem z animacji Terry'ego Gilliama, w których toczymy kolosalny kamień przez plansze wystylizowane na różne epoki historyczne. Kończymy zaś na pastiszu horrorów klasy bardzo B. gdzie wspinamy się na GIGANTYCZNĄ wieżę pełną gumowych potworów i przeciwników animowanych za pomocą stop klatki. Musze przyznać – jest to najlepsza gra tego studia. Jeżeli jesteście fanami „campu” i filmów z lat 50/60 (i ogólnie tanich horrorów), to ta gra jest dla Was obligatoryjna i nawet nie czytajcie tego tekstu, bo tylko zepsuje Wam frajdę. Osobiście jestem sporym fanem takich klimatów i być może zaobserwujecie to podczas czytania. Niech tekst również będzie hołdem dla TNT Monstervision i słynnego prowadzącego Joe Bob.

„Greetings citizens of Gravoria! I'm Dick Starspeed and I come in peace”

Menu główne wita nas wspaniałym plakatem, który oczywiście odnosi się do filmu „Zakazana Planeta” z 1956 roku. Oprócz tego od razu usłyszymy męski głos przedstawiający się nam jako Dan Smith (reżyser), który został zaproszony po latach do studia, aby nagrać komentarz do swojego przełomowego filmu zwanego „The Deadly Tower of Monsters”. Podczas całej gry będziemy słuchać dziennikarza oraz reżysera komentującego wydarzenia na ekranie - całkiem dosadnie i zabawnie. Czasem gra zamieni się w czarno biały film z racji braków budżetowych albo zapanuje cisza, ponieważ panowie robią sobie przerwę. Pomijając dialogi ekran zostaje przyspieszony i charakterystyczne zakłócenia VHS ukazują się w całej glorii i chwale dawnych czasów. W opcjach graficznych mamy nawet specjalny filtr graficzny, który przypomni dawne czasy. Komentarze są bardzo zabawne, celne, bardzo często cyniczne i posiadające oskarżycielski ton wobec widowni – gra doskonale imituje komentarz twórców na DVD. Smith będzie wspominał dawne dni chwały, gdy stał na szczycie świata i tworzył szalone filmy. Smith jest kolażem wielu cech i charakterów. Dan jest cyniczny, leniwy, przebiegły, a czasem nawet odrażający, ale nie można mu odmówić celnego dowcipu oraz miłości do filmów i poświęcenia jaki włożył w tworzenie wieży. W jego osobie bez problemu można się dopatrzyć Rogera Cormana oraz Eda Wooda. Obaj reżyserzy nie cieszyli się za bardzo uznaniem i wielu uważało ich za skandalistów, ekscentryków albo szaleńców, ale oni byli po prostu opętani przez swoją wizje artystyczną zupełnie jak panowie z ACE Team – cokolwiek to nie znaczy. A jaką wizję prezentuje Deadly Tower of Monsters? Gra wydaję się być kolażem i jednocześnie pastiszem wszystkich dystynktywnych cech horrorów klasy B., ale tworzy w pewnym sensie nową samoświadomą parodię w bardzo interesującej scenerii .

Nasz statek rozbija się na planecie Gravoria, choć nie jest to zbyt dokładne stwierdzenie, bo rozbijamy się na monumentalnej wieży, a nie na powierzchni planety. Naszym protagonistą jest Dick Starspeed (Rysiek Gwiezdnaprędkość - uderzająco podobny w zachowaniu do Kirka) dzielny kosmonauta przemierzający otchłań kosmosu ze swoim syntetycznym kompanem. Do drużyny dołączy także „magnificent Scarlet Nova” długonoga piękność odziana w obcisły czerwony spendeks. Razem nasza dzielna drużyna musi pokonać hordy abstrakcyjnych stworzeń, gigantyczne potwory, szalonego naukowca, okrutnego dyktatora oraz bardzo wysoką wieżę.

„It would appeat that now is the time for us to climb: The Deadly Tower of Monster (TM)!<„Good screenwriting 101: Always announce the title with the film itself”>

Zapytacie jak wysoka jest ta wieża? Dobre pytanie i jedyne co ciśnie mi się na usta to stwierdzenie , że Wieża posiada własny pas asteroid i sztucznego satelitę – ale to wciąż pewnie jest dopiero 70 % całości. Cały czas wspinamy się w górę, używając czasem zdolności specjalnych postaci (mina, spowolnienie czasu, bieg) , aby przebyć jakąś przeszkodę. Gra przypomina Deathspanka oraz stare dobre paltformówki z lat 90, a polane jest to hack&slashowym sosem z rozwojem postaci i prostym systemem ulepszania broni (zbiera się koła zębate do ulepszenia broni – rozsiane w niedostępnych miejscach). Wieża jest podzielona na piętra, które prezentują różną estetykę, a zazwyczaj kończą się walką z bossem. Od drewnianych konstrukcji wyjętych rodem z oryginalnego King-Konga i Planety Małp, po kiczowate plastikowe wnętrza i scenografie z kina SCFI lat 50. i 60., kończąc na futurystycznych heksagonalnych kształtach mieniących się pomarańczem i czernią. Podczas wspinaczki nagle do mnie dotarło, że ta wieża musiała zostać stworzona na „papierze”, ktoś musiał wpaść na te wszystkie przejścia, architektoniczne dodatki czy platformy i powiem szczerze, że robi to nawet spore wrażenie na mnie. Skakanie w kosmosie pomiędzy satelitami z II połowy XX wieku, błękitne wnętrze akwarium pełne ryb, lazurowa tafla oceanu, plastikowe dżungla z dinozaurami animowanymi stop klatką, komputery z magnetycznymi szpulami, kolosalna szklana kopuła pod którą hodowane są atomowe mrówki, miarowo oddalająca się od nas planeta, iskry sypiące się z pił wspinającego się Mechameleona, podłoże oceanu przeorane gigantycznym szelfami, które teraz z wysoka wydają się małe.

Oczywiście nie będzie sobie leniwie zwiedzać wieży, bo jak sama nazwa wskazuje jest ona niebezpieczna i na jej piętrach czają się przeróżne potwory. Przeto niech będzie mała próbka. Pełzające mózgi z filmu “Fiend without face” (1958), kopie “Niewidzialnego człowieka” (1933.”Power to walk into the gold vaults of the nations, into the secrets of kings, into the Holy of Holies. Even the moon's frightened of me, frightened to death!”), elektryczne anomalie odnoszące się do filmu “Man-Made Monster” (1941), atomowe mrówki z filmu “Them!” (1954), humonaidalne sylwetki z głową muchy w biąłych kitalch pijące oczywiście do “Muchy” (1958,1986), bezkształtne masa pożerająca materie a la “Blob” (1958) latające spodki oraz obcy podobni do Marsjan Tima Burtona, gumowe jaszczury podobne do Gorn ze Star Treka. Oprócz tego mopsy ubrane w bezrękawnik ozdobiony lampkami choinkowymi z końcówką odkurzacza nałożoną na pysk (???), roboty matrioszki, pterodaktyle, powiększeni atomowi ludzie w zielonych kostiumach lateksowych, yeti, nefrytowe posągi z czasów jadeitowego imperium w Chinach i wiele innych. Dochodzą do tego jeszcze czempioni, którzy doskonale wpisują się w atmosferę: gigantyczny goryl z durszlakiem na głowie, Mechameleon oraz Ośmiornica czy statek złego dyktatora, którego bronią są dłonie.

Całą to hałastrę jakoś trzeba będzie przegonić. Postać może posiadać dwie bronie – do walki wręcz i dystansową. Na uwagę zasługuje laserowy blaster, który wygląda dokładnie tak jak myślicie, czyli jak suszarka z wystającym prętem. Wrażenie też zrobł na mnie pistolet strzelający okręgami energii. Oprócz tego shotgun jest uderzająco podobny do elektrycznej maszynki do golenia, bo wygląda tak futurystycznie, zreszta takie przedmioty (pistolety do silkonu, ozdobne klamki, lutownice) z drobnymi kosmetycznymi poprawkami często używano jako rekwizytów w tej chwalebnej odsłonie kinematografii. Dochodzi do tego świetlny miecz (z odległej galaktyki), a nawet laerowy czerwony bicz, który doskonale komponuje się z wygladem Scarlet. Skoro już jestesmy przy erotycznych rzeczach, to czy nie powinno być lepszej przebitki na małą historię dziennikarstwa i rozrywki.

"Okay, we've learned that psycho- murderers can be nice to their mothers, so it's probably a good time to cover the four main types of serial killers, according to what the crack TNT research department found out. The first type is the Visionary Type. This is the type who kills because he hears voices or has visions. They claim "God told me to kill all the prostitutes," or "Satan told me to kill anyone driving a green Yugo." If you're this type, plead insanity. Alright?”

Ostatnim czasem zrobiła się moda na oglądanie starych, „złych” filmów, prawdopodobnie przyczynił się do tego „Grindhouse” Tarantino oraz legalizacja marihuany (w niektórych stanach) w Ameryce. Choć nie wiem czy to dobra diagnoza, bo te filmy (horrory klasy bardzo B oraz tak zwane „exploitation films”) zawsze były popularne wśórd publiczności. Przełamywanie tabu, przemoc, flaki, rozneglizowane niewiasty, karanie nastolatków za seks przdmałżeński (motyw przewodni Friday the 13 – takie purytańskie), ale także puszczanie oka do widza, atmosfera żartu i campu oraz wręcz niewiarygodne sytuacje i prawdziwe efeky specyjalnie, jak w kinie spod znaku Troma Entertainment. Powiem tak, jak nikt nie oglądał filmów Lloyda Kaufmana, to warto się zaznajomić, bo po prostu nie uwierzycie w to co dzieje się na ekranie – jak w przypadku Poultrygeist: Night of the Chicken Dead (2006). Albo znienawidzicie od razu albo rozpocznie sie miłośc na długie lata.

Jak to zazwyczaj bywa ten rodzaj rozrywki był kojarzony z upadkiem moralnym, dewiacjami i wyrzutkami społecznymi jeszcze do lat 90. – zreszta jak gry jeszcze jakieś 10 lat temu. Jednym z pierwszych dziennikarzy, który na poważnie zaczął pisać o tego typu filmach był Bill Landis a prowadził on swój magazyn z recenzjami filmów zatytułowany Sleazoid Expres (1980-1985), gdzie przeważnie pisał o filmach wychodzących w regionie Nowego Jorku (Time Square). W tamtych czasach Nowy Jork nie wyglądał jak dzisiaj. Przed porzadkami Rudolpha Giulianiego Times Square był wypełniony sex shopami, kinami poronograficznymi, burdelami, spelunami gdzie przesiadywali członkowie mafii, niemalże otwarcie sprzedawano i kupowano narkotyki czy broń. Oczywiście były także kina do których włśnie chodził Landis, gdzie puszczano takie perły jak "Mad Monkey Kung Fu" czy "Miss Nymphet’s Zap-In" . A jak chcecie poczuć klimat starego Nowego Jorku, to jak najbardziej polecam film “Frankenhooker” - może zaskoczyć.

Przejdźmy może do dania głównego. TNT Monstervision było programem telewizyjnym (1993-2000), w którym prezentowano filmy “shlockowe” z lat 70., 80. i 90. . Na początku nie było prowadzacego, ale w 1995 roku do programu dołączył Joe Bob Briggs. Joe Bob to tak naprawdę pseudonim pod którym kryję się bardzo dobry i przenikliwy dziennikarz John Irving Bloom. John był jednym z pierwszych ludzi, którzy traktowali te filmy na serio i pisał już o nich na początku lat 80. . Bloom nazywał te filmy “blood, breasts and beasts”, co oznaczało oczywiście przemoc, tanią grindhouseową seksualność lat 80. oraz element fantastyczny. Bloom pracował już wcześniej przy Drive-In Theater, gdzie w bardzo zabawny sposób podsumowywał filmy (drive in totals) oraz ukazywał jak bardzo abstrakcyjne są niektóre fabuły tych dzieł. Podawał ilość nagich cycków, trupów, pościgów samochodowych oraz najbardziej „niszczące” sceny, a i prawie zapomniałem różne rodzaj kung fu. Może przykład:

„57 dead bodies. 1 kidnapping. 4 motor vehicle chases. 1 wheelchair chase. 1 white slavery ring...no, wait a minute...yellow slavery ring. 1 Machine gun massacre. 1 machete battle. Multiple blue finger flame. 1 zombyfied levitating 2000-year-old man with really bad fingernails. Exploding building. Exploding temple. Knife to the forehead. 1 ocean of chained skeletons. 1 palace of golden Buddhas

W programie mieliśmy bardzo zabawne i surrealistyczne rozmowy na temat filmów, wielogodzinne maratony filmowe, cyniczne docinki, łamana jest trzecia ściana, głęboki intelektualny żargon miesza się prostym słownictwem i komentarzym społecznym, atmosfera na planie jest bardzo luźna i nikt nie przejmuje się potknięciami czy złymi ujęciami, a zza kamery często słychać śmiechy ekipy. Widać, że wszyscy wspaniale bawili się podczas kręcenia tego programu i że w głębi serca ci ludzie są oddanymi wielbicielami tego gatunku. Uwielbiam scenografie w tym programie, a intro do dziś ogrzewa me serce: Joe Bob wychodzi ze starej przyczepy kempingowej na swoje zabałaganione podwórko, przyjmuje nas w taniej jadłodajni amerykańskiej, czasem rozmawia z kimś kogo nigdy nie widzimy później. Do programu dochodziły jeszcze listy pisane odręcznie. Często goszczą u nigo reżyserzy tych śmiesznych filmów (jak Frank Henenlotter reżyser “Basket case”) i dzielą się ciekawostkami zza kulis. To właśnie z tego programu dowiedziałem się o takich filmach jak “Basket Case”, “Deathstalker” czy działalności Troma Entertainment. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo Bloom wpłynął na współczesne formy pisania i jak przeniosły się one do Internetu. Nie licząc tego jest również bardzo dobrym dziennikarzem, który pisze również na poważne tematy. Joe Bob jest niekwestionowanym czempionem i piewcą tych filmów i chwała mu za to.

“Silence traitor! I grow tired of your incessant techno – babble”

Dialogi stoją na bardzo wysokim poziomie, co w tym wypadku oznacza, że są typowe dla gatunku, ale z prześmiewczym przesłaniem. Kommentarze reżysera wspaniale współgrają (gag z kukłą) z tym co dziej się na ekranie, choć będą się powtarzac jak umrzemy. Najlepsze kwestie mówione ma Dr Peculiar, ale przebrzydły imperator ma jeden monolog o niewolnictwie, bezsensownych czynnościach, nadawaniu sensu przez błyskoki poślednim umysłom i złocie, który może mocno rozbawić, chociaż z takiego poziomu zła nie ma się co śmiać, bo obowiązuje dzisiaj. Spodobały mi się bardzo cyniczne ciekawsotki z planu, którmi raczy nas Dan Smith. Narzekanie na aktorów i ich beztalencie czy dziwne cechy charakteru (zboczenie seksualne, niechęć do powtarzania scen itd.). Muzyka jest NIEWIARYGODNA. Zazwyczaj nie ma sensu pisać o muzyce – po prostu trzeba jej posłuchać, a soundtrack dostaniecie w prezencie jak grę kupicie. Pokuszę się jednak o małe streszczenie. Motywm z głównego menu już zwiastuje jaka epicka przygoda będzie nas oczekiwać. Muzyka w tej grze skłąda hołd takim klasykom jak King Kong by pózniej zatopić się w ekstazie science fiction z lat 50/60 – chyba najelpszymi motywami są kawałki o “obcych” i “tajemnicy”. Dawno nie słyszałem też lepszych odgłosów blastera i “Gwiezdne Wojny” powinny się wstydzić, zresztą ja bym się wstydził tych nowych, bo nie ma tam ani krztyny oryginalności czy serca, ale to się właśnie dzieje panie Lucas, gdy sprzedaje się duszę i swoje dzieło za pieniądzę bezdusznej maszynie marketingu opartej o śmieszną nostalgię... .

“So pedestrian the money lender obstructing the effort of the scientist”

Ja na taką grę czekałem od lat, więc pewnie rozumiecie moja entuzjastyczna ocenę. Jeżeli nie jesteście fanami gatunku i nie lubicie filmów klasy B i tanich horroów, to bez problemu możecie odjąć od oceny nawet 30 punktów. Gra jest krótka (3-6 godzin), a po skończeniu wątku głównego nie ma za bardzo nic do roboty - raczej poelcam grać na najwyższym poziomie trudności. Jeżeli to nie stanowi dla Was problemu i kochacie gry z sercem, to nie ma się co zastanawiać. Miejmy nadzieję, że jakieś bogate studio albo inwestor obsypie ACE Studios deszczem pieniędzy, bo udowodnili już nie raz, że potrafią uwolnić kreatywność i stworzyć coś wspaniałego. Four stars! Check it out!

myrmekochoria
18 kwietnia 2017 - 15:43