Historia mordercy który prawdopodobnie natchnął scenarzystów serialu The Fall - myrmekochoria - 2 lutego 2015

Historia mordercy, który prawdopodobnie natchnął scenarzystów serialu The Fall

Tekst jest mroczny nawet jak na moje standardy.

Postanowiłem obejrzeć The Fall (serial bardzo dobry i warty obejrzenia), który poleciła Klaudyna w swoim tekście. Po seansie pierwszego odcinka naszło mnie dziwne uczucie. Gdzieś to już widziałem, ale było to o wiele bardziej szalone i złowieszcze niż fikcja. Natrafiamy też na problem natury moralnej. Czy warto pisać o takich śmieciach, jak seryjni mordercy? Nikt nie pamięta imion ofiar ani nie wspomina z rozrzewnieniem leniwych niedzielnych południ, podczas których cieszyły się one z życia wraz ze swoją rodziną, zanim jakiś karaluch pozbawił ich wszystkiego. Fascynacja seryjnymi mordercami okazała się kolektywnym hobby dla wielu ludzi w przemyśle rozrywkowym, ale o tym kiedy indziej.  Siła charakteru, obcość, pogarda dla zasad moralnych, to wszystko ładnie wpisuje się w ciekawy scenariusz, który można przemienić w lukratywne przedsięwzięcie. Wszyscy jednak taplamy się w moralnym relatywizmie czyż nie? Kogo na co dzień najdzie myśl, że wojna w Afganistanie i Iraku trwa ponad 10 lat, że nasz kraj wspiera ten konflikt naszymi podatkami, gdy Dick Cheney umiera ze śmiechu w egzotycznym plenerze na tarasie zrobionym z pieniędzy (polecam list). Nie mówiąc już o tanich produktach z Azji? Przeto chyba w taki sposób chciałem usprawiedliwić się, że poświęcę wpis seryjnemu mordercy przy którym Paul Spector jest tylko nieporadnym dzieckiem bez żadnej dyscypliny.

“As you can see Wichita is located in the center of this Great Country of Ours and that means quite simply – we have him surrounded”

King Kung Fu

Wichita, to małe (300 tysięcy ludzi) miasto położone w centrum Stanów Zjednoczonych. Wybaczcie, ale musze wspomnieć, że powstał tutaj jeden z najgłupszych filmów (King Kung Fu), jakie dane było mi oglądać, ale jestem fanem filmów klasy bardzo B. Miasto bogobojne, religijne, przyjazne, obfite w klasę średnią. 15 stycznia 1974 roku wszystko miało się zmienić. Policjanci odnaleźli cztery ciała w domu rodziny Otero; ojciec, matka, syn (9 lat) – wszyscy uduszeni. W piwnicy odnaleziono powieszone na rurze zwłoki jedenastoletniej (…!) Josephine. Zbrodnia była szokująca nawet dla funkcjonariuszy.  Przez dziewięć miesięcy policjanci sprawdzali każdy trop, ale bez skutków. Po czasie do przestępstwa przyznało się trzech mężczyzn, ale szybko ich wersja została podważona przez samego sprawcę. Morderca napisał list do policji. Opisywał położenie ciał, przedmiotów i przyznawał się, że zrobił to sam bez niczyjej pomocy - jednocześnie drwiąc z organów ścigania. Wiadomość została odnaleziona w publicznej bibliotece, a jej położenie podał lokalnej gazecie nasz szaleniec. List był podpisany inicjałami BTK (Bind, Torture, Kill). Sprawa ucichła i nie podano jej opinii publicznej, ale trzy lata później BTK uderza ponownie. Jego kolejna ofiarą była Shirley Vian – matka trójki dzieci. BTK wszedł do domu zastraszył ją pistoletem, a później torturował i dusił ją (wolno), a to wszystko słyszały dzieci zamknięte przez niego w łazience. Tak, to śmieć pierwszej klasy. Po tym zdarzeniu (i kolejnym morderstwie Nancy Fox) policja już wiedziała, że ma do czynienia z seryjnym mordercą, który działa w określony sposób. Trzeba było podać tą wiadomość opinii publicznej. Panika w mieście była ogromna. Alarmy antywłamaniowe przeżywały renesans. Roy Hazelwood tworzył wtedy profil psychologiczny mordercy BTK. Pisał w nim, że to szalony egocentryk, który wywyższa się ponad innych i myśli, że nigdy nie popełni błędu, ale przez kolejne 30 lat BTK będzie nieuchwytny i zabije jeszcze pięć osób (choć liczba morderstw jest niemożliwa do ustalenia).

Śledztwo tkwiło w martwym punkcie i jedyną możliwością jakiegokolwiek przełomu była komunikacja z mordercą, który w końcu musi popełnić błąd. Ostatnie morderstwo miało miejsce w 1991 roku. Od tego czasu BTK nie dawał znaku życia policji. Wszyscy myśleli, że szaleniec mógł umrzeć ze starości. W 30 rocznicę pierwszego morderstwa BTK ukazała się o nim książka, która specjalnie sugerowała, że nikt już nie pamięta o okropnych zbrodniach z przeszłości. 19 marca 2004 roku do redakcji Wichita Eagle przychodzi list, w którym BTK przyznaje się do niewyjaśnionego morderstwa (Vicki Wegerle) z 1986 roku. Policja i FBI za wszelką cenę chcą utrzymać kontakt z psychopatą. Ostrzeżono nawet głównodowodzącego, że morderca może polować na niego i jego rodzinę. Policja przyznawała się do porażki, chcąc zwabić naszego ego maniaka w potencjalną pułapkę. Morderca porozumiewał się w bardzo niepokojący sposób z Landwehrem; kartki włożone do opakowania po płatkach śniadaniowych z zaznaczonymi literami BTK – przysłał mu nawet lalkę barbi przywiązaną do plastikowej rury. W tych listach BTK oznajmił, że zabije ponownie, ale jest już nieco starszy i musi się przygotować, żeby nie było żadnej wpadki. Nie chcę streszczać tutaj całego śledztwa, bo lepiej zapoznać się z nim osobiście.

“Kenny gets a lot of notoriety for catching BTK and a lot of other killers, but Kenny only cared about the victims. That’s something that gets overlooked a lot, something people didn’t know unless they worked with him. What drove him was justice for the victims.” Tom Stolz

Poznajmy za to bliżej naszego porucznika. Ken to taki dobry, porządny, skromny i uczciwy człowiek. W 1977 Landwehr przeżył napad na sklep odzieżowy, w którym pracował. Przestępcy związali go kablem (przeznaczenie z BTK?) i jeden z nich przyłożył mu broń do głowy i wyglądało, że to już koniec. Ken przeżył, ale od tego czasu miał obsesje na punkcie niesprawiedliwości, bo poczuł bezsilność ofiar na swojej skórze. W 1987 nasz bohater w końcu dostaję się do wydziału zabójstw i przez następne 20 lat rozwiąże ponad 600 zabójstw. Wszyscy jednogłośnie zgadzają się, że Ken był stworzony do tej pracy.  „Police officers and prosecutors who worked with Landwehr considered him a quick-witted investigator with a ruthless preference for facts, science and detailed case preparation. He coached detectives in the microscopic science of crime scene investigation but could size up a homicide scene at a glance”. Ken zawsze mówił o ofiarach jako niemych świadkach, którzy czekają na sprawiedliwość albo błąkają się na skraju naszej świadomości domagając się zadośćuczynienia. Landwehr swoim największym osiągnięciem nazywa pomaganie synowi w pracy domowej. Ken został przypisany do śledztwa BTK jeszcze jako „krawężnik” i śledził je od początku. Wyobraźcie sobie co musiał czuć, gdy znikąd co kilka lat pojawiały się kolejne morderstwa. Nie mówiąc już, że w 2004-2005 grał z mordercą w kotka i myszkę, gdzie rolę ciągle się odwracały. To całkiem niewiarygodne, że tak miły człowiek będzie musiał się mierzyć z być może jednym z najbardziej inteligentnych, okrutnych i diabolicznych seryjnych morderców w historii tej planety.

 BTK popełnia w końcu kolosalny błąd. Morderca wysyła wiadomość na dyskietce i pyta czy można namierzyć komputer, z którego wysłano 3,5 calową zgubę. Policja oczywiście mówi, że nie. Wystarczyło nacisnąć prawy przycisk myszy i kliknąć na właściwości. W polu autor i tytuł widniał napis „Christ Lutheran Church”, a plik ostatnio został zapisany przez osobę o imieniu Dennis. Informatycy wpisali nazwę w google, zawitali na stronę kościoła, odwiedzili zakładkę „People” i okazało się, że przewodniczącym kongregacji (rady parafialnej) jest Dennis Rader. Wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. 25 lutego 2005 roku BTK zostaje aresztowany.

Kim jest Dennis Rader? Mąż, ojciec dwójki dzieci, wzorowy obywatel, opiekun skautów, od niedawna urzędnik miejski, który ciężko pracuje. Rader jest chodzącą enigmą, a może inaczej - jest jak mentalny kameleon, który potrafi ukazywać się ludziom w różnym świetle. Nic tak naprawdę o nim nie wiemy, oprócz tego, że jest niesłychanie inteligentny i zły. W jego dzieciństwie nie było molestowania seksualnego, co jest ważnym wyznacznikiem dla psychologów. Ponoć torturował zwierzęta, ale to są jego zeznania, więc nie warto w nie wierzyć, bo jest patologicznym kłamcą. Całe jego życie było skoncentrowane wokół zabijania. Przez czternaście lat pracował w firmie, którą montowała alarmy antywłamaniowe w domach. Dennis poznawał rozkład domów na przedmieściach, a pamiętajcie, że większość tych przybytków była wtedy budowana w podobny sposób (korytarze, piwnica, pokoje – słynne amerykańskie przedmieścia kopiuj-wklej). Rader specjalnie używał skomplikowanych węzłów, żeby zmylić policję (zawęzić liczbę podejrzanych; marynarz, alpinista, żeglarz), popełniał również błędy ortograficzne i stylistyczne w listach. Zmieniał ubrania przed morderstwem. Czytał naukową prasę z zakresu kryminalistyki (również metod laboratoryjnych), zwłaszcza o seryjnych mordercach. Woził ze sobą torbę „hit kit” (urocze), w której miał sznurki, taśmę, nóż i pistolet. Przeważnie ucinał kabel telefoniczny i rozbrajał alarm. Czasem czekał z bronią  na kobiety i mówił im tylko, że chce je związać, bo ma takie fantazje, a nie może ich urzeczywistnić. Rader nazywał swoje ofiary „projektami” (nawiązanie do Paula Spectora – jest mnóstwo tych podobieństw); śledził je, poznawał ich codzienną rutynę, przygotowywał się, to wszystko mogło trwać nawet latami. Największym atutem BTK była cierpliwość, bo w większej mierze seryjni mordercy działają impulsywnie, a jeżeli dodamy do tego komponent seksualny, to bardzo często nie kontrolują samych siebie (John Wayne Gacy, Jeffrey Dahmer). U Dennisa komponent seksualny gra ogromną rolę, ale jest też coś innego o czym zazwyczaj się nie mówi w jego sprawie. BTK to jeden z najlepszych przekładów na drapieżnika (obok Richarda Kuklinskiego zwanego Ice Man). On po prostu lubi zabijać, a konsekwencje takie jak śledztwo, potencjalne dowody, są dla niego rozrywką i możliwością pokazania zwykłym ludziom przewagi, jaką ma nad nimi wszystkimi.  Lepiej posłużymy się jakimś dantejskim porównaniem. Dennis Rader, to demon z niższych kręgów piekieł, który bez problemu potrafi odnaleźć się w zabawnej (prawdopodobnie dla niego) rzeczywistości, gdzie te proste ssaki myślą, że mam pracę, rodzinę i te wszystkie śmiesznostki, to jestem jednym z nich. BTK prowadził dziennik, rysował swoje ofiary, robił im zdjęcia w różnych pozach, zabierał im dokumenty i być może nagrywał na dyktafonie morderstwa. „Zrzucał winę” na tajemniczy „Factor X”, który ponoć miał kontrolować jego poczynaniami. Istnieje dziwna teoria (mało prawdopodobna), która mówi, że to wszystko (dzienniki, wiązanie samego siebie, duchowe pierdoły i teorie itd.), to tylko zasłona dymna w szerszym planie BTK. Rader podług tej myśli miał dać się złapać (trzeba przyznać, że zaufanie policji w sprawie z dyskietką było głupie albo dla niektórych podejrzane), ponieważ nie groziła mu kara śmierci (wprowadzona dopiero w 1994 roku w Wichita), a chciał zacementować swoją pozycję w panteonie seryjnych morderców i przy okazji pokazać się od niestabilnej mentalnej strony, którą mógłby ograć jako okoliczność łagodzącą. Podczas aresztowania Rader miał spokojnie wyjść z samochodu, spojrzeć głęboko w oczy porucznika i powiedzieć „Hello Mr. Landwehr”. BTK gnije teraz w stanowym więzieniu w Kansas. Ken Landwehr zmarł na raka nerki w wieku 59 lat – zaraz po przejściu na emeryturę.

Martha Stout napisała całkiem słynną książkę zatytułowaną „The Sociopath Next Door”. Ponoć 4% populacji to socjopaci (rym). Ludzie, którzy nie potrafią współczuć i są świetni w manipulacji otoczeniem i społeczną perspektywą. Liczy dla nich się tylko ich własne dobro i zwycięstwo, dzięki któremu mogą pomniejszać innych. Stout twierdzi, że Ci ludzie wspaniale odnajdują się w polityce, wielkich biznesach i zorganizowanej religii, ponieważ te cechy są tam pożądane. Ten wpis miał dać ważną życiową lekcję, jak pisałem we wstępie. Nie ufajcie nikomu i umysł ludzki nie może zostać poznany. Pozostaje jeszcze pytanie. Ilu ludzi takich jak Dennis Rader jest jeszcze na wolności?

myrmekochoria
2 lutego 2015 - 13:24