Leopold Buczkowski - Czarny potok - myrmekochoria - 15 marca 2014

Leopold Buczkowski - Czarny potok

„Czarny potok” przeczytałem po raz pierwszy trzy lata temu. Powieść odcisnęła na mnie niezatarte piętno. Wiedziałem, że kiedyś będę musiał coś napisać o tej książce, ale dopiero teraz po kolejnej lekturze jestem w stanie coś skreślić na temat jednej z najwybitniejszych polskich powieści. Z góry trzeba zaznaczyć, że nie jest to książka dla wszystkich i nie chodzi tutaj tylko o „ciężką” tematykę. Nienawidzę pisać takich rzeczy, ale nieco zapomniane (przez szerszą publikę) dzieło Buczkowskiego może być nie do przejścia dla „zwykłego” czytelnika. „Czarny potok” to bardzo specyficznie i celowo napisana powieść, ale po kolei.

Na początek może mała notka biograficzna. Leopold Buczkowski urodził się w 1905 roku na Podolu. Buczkowski uczestniczył w kampanii wrześniowej, przeżył czystki etniczne na Kresach (jego dwaj bracia zostali w nich zabici), walczył z nazistami i ukraińskimi partyzantami w swojej rodzinnej wsi, brał udział w Powstaniu Warszawskim. Lista jest całkiem imponująca. Fascynująca postać, ale dzisiaj prawie zupełnie zapomniana. Być może zapomniano o Buczkowskim, ponieważ nie przynależał on za bardzo do żadnej opcji politycznej, więc nie używano jego nazwiska do legitymizacji danych poglądów (na temat wojny, państwa, istoty walki itd.), o których różnej maści krzykacze uwielbiają mówić. Powód może być również o wiele bardziej prozaiczny. Literatura Buczkowskiego jest do bólu szczera, niewygodna, gorzka i wymaga wiele intelektualnego wysiłku od potencjalnego czytelnika.

O czym jest zatem „Czarny potok”? To skomplikowane pytanie, ale zacznijmy od podstaw. Buczkowski w „Czarnym potoku” opowiada historię grupy partyzantów, która walczy z hitlerowcami i ukraińską policją (jesień 1943 roku). Partyzanci podjęli heroiczną próbę ratowania żydowskiej ludności, ale wraz z rozwojem wydarzeń starają się ocalić wszystkich z niewypowiedzianych wręcz okropności. Jeżeli ktoś słyszał o rzezi wołyńskiej, to wie czego się spodziewać. Nie będzie to łzawa historia z kiczowatym zakończeniem pokroju „Listy Schindlera”. Sytuacja ze złej zmienia się w beznadziejną, aby zaraz przeistoczyć się w piekło na ziemi, gdzie każda chwila odpoczynku niebezpiecznie zbliża do śmierci, a demoniczna obecność szpiclów jest wręcz namacalna. Zabójstwa, tortury (również na dzieciach), okaleczanie, gwałty, spopielanie wsi, masowe egzekucje, nieskrępowane bestialstwo wobec człowieka, zdrada, nieustanne pogoń za słabszymi, polowania na dzieci, głód, odmrożenia, skrajne wycieńczenie, gorączka, zemsta.

„Czarny potok” jest o ludziach, którzy się nie poddali, gdy historia została spuszczona z łańcucha – ta historia zmieli ich w swych trybach, zupełnie zniszczy, odbierze wszystko co kochają, nawet ostatnie promyki nadziei znikną. Każdy wysiłek postaci wyda się bezużyteczny i skazany na porażkę. O klęsce partyzantom będą przypominać nieustannie łuny pożarów w nocy, ciała zamarzniętych dzieci na polach i w lasach, tlące się zgliszcza wiosek, oszaleli (gabe Kudeł, Cirla) z rozpaczy ludzie snujący się jak zjawy po płaskim krajobrazie, okaleczone zwłoki, śmierć przyjaciół. W „Czarnym Potoku” nie uświadczycie patosu ani „górnolotnych” przemów o istocie rzeczy, jednak jest to jedna z najbardziej „moralnych” opowieści o „byciu człowiekiem”. Zmaganie się partyzantów z demonicznymi członkami „krippo” (Kriminalpolizei), dialogi pomiędzy Gailem (wyzuty z człowieczeństwa oportunista, który używa dzieci jako zakładników) i księdzem Bańczyckim (ukrywa ludzi na plebani), gorzkie rozmowy o konsekwencji czynów i odpowiedzialności za nie:

W policyjnych. W jednej napisali: Kuba Szerucki – bandyta. W drugiej: Kuba Szerucki – sowiecki dywersant. W trzeciej – szabesgoj, chuligan, wywiadowca bandy Chuny Szaji. Są znowu tacy, że mają na ciebie chrapa, bo ty wiesz coś o tym Hochu i jego rudej bekieszy z dolarami. Powieszą ciebie któregoś dnia bojowcy z galicyjskiej dywizji i naspędzają ludzi ze spalonych Podlasków, Zalesia, Hucisk i nakażą wymościć po śmierci kijami: To jego sprawka, sukin kota, że wasze wsie zetlały do celca. Taka to będzie twoja sława. Chcesz mieć krótkowidzącą pochwałę twoich ludzi. Pomóż Dudi pierścionkiem umarłej dziewczyny, kiedy on tonie, nie szeptaj jemu pieśni do ucha”.

W grupie partyzantów tworzy się mały konflikt odnośnie kradzieży pieniędzy i kosztowności ze zmarłych. Jedni twierdzą, że to zbrodnicze, drudzy, że to konieczność (broń, łapówki, jedzenie), która uratuje pozostałych mieszkańców przy życiu. Wybór wydaje się łatwy w tak ekstremalnej sytuacji. Pomóc osieroconemu dziecku przez ściągnięcie złotej obrączki zmarłej dziewczynie – to raczej racjonalny tok myślenia, ale Szerucki tego nie robi. Dopiero później wszyscy zrozumieją o co chodzi w gigantycznym moralnym problemie. W całym tym chaosie nie chodzi już o przeżycie, bo praktycznie nie jest to możliwe, ale idzie o zachowanie godności i człowieczeństwa (jakkolwiek sztampowo to brzmi). Nie wolno zniżyć się do poziomu oprawców, trzeba próbować własnymi siłami ocalić wszystkich na swojej drodze . Trzeba opowiedzieć się w tym gigantycznym konflikcie zła i dobra po właściwej stronie:

„…zabójcom dzieci Chuny nic już nie zostało, oni już nie znajdą miejsca, w którym by się mogli schronić, dla nich już nigdzie nie będzie domu. A my musimy jeszcze mieć swój dom. O to chodzi w tej całej sprawie. Żeś Chuny podał rękę w strapieniu, to weź też i pomyśl z nim nad tym wszystkim, co wypada zrobić, a co nigdy w życiu się nie opłaci. Ja ci powiem, człowiek musi surowo traktować swoje obowiązki, bo inaczej się zawali. - Nie uznajesz, znaczy, krew za krew. Wybaczać wrogowi za to wszystko, czy jak? Bańczycki próbował błoto zmywać złotem, Buchsbaum modlitwą. - Dobierasz się nie do swoich rzeczy. Usiądź kiedyś w lesie i pomyśl, na jaką drogę wstąpiłeś, gdzie chcesz dojść. Jest droga zabójców i droga prawdy”.

 „Czarny potok” jest również o niemalże magicznych właściwościach wyboru, który potrafi zmienić rzeczywistość niemal natychmiastowo. Postacie w tej powieści będą płacić za swoje wybory najwyższą cenę.

Wielu ludzi może powiedzieć, po przeczytaniu tego tekstu,  że „Czarny potok” nie jest niczym odkrywczym w literaturze XX wieku. Opowiadania Borowskiego, „Inny świat”, twórczość Włodzimierza Odojewskiego i wiele innych. Teraz właśnie przejdziemy do specyfiki tej powieści i nie wiem, czy będę potrafił ją wyjaśnić, bo bardzo ciężko to opowiedzieć. Może na początek cytat człowieka mądrzejszego:

„Buczkowski nie chce czytelnikowi niczego opowiedzieć, chce, aby to ów czytelnik współprzeżył. Stąd oryginalność konstrukcji, a także niezwykła trudność Czarnego potoku. Mówi Heindl, któremu Buczkowski ustąpił głosu, i jeden z nielicznych ocalałych. Heindl nie odtwarza logicznego , a wiec chronologicznego porządku wydarzeń. Dobrnął do bezpiecznego zakątka, znalazł się wśród przyjaciół partyzantów. Czuje się źle, w gorączce, opowiada, wraca po dwa, po trzy razy do tego samego, wyjaśnia drobiazgi pomijając to, co istotne […] . Czarny Potok można odczytać wtedy tylko, jeśli ustawić się w pozycji podobne do pozycji narratora. Trzeba stać się towarzyszem Heindla. Gdyby Buczkowski szeregował wydarzenia logicznie, zrozumiale, czytelnik znalazłby się na zewnątrz tragedii, patrzyłby na nią tak, jak widz patrzy na scenę. Widz wie więcej niż postacie dramatu. A Buczkowski pragnie go zmusić, by wiedział tyle co one. Nie, aby panował nad mechanizmem, ale aby współprzeżywał katastrofę”. (Jan Błoński)

Nawet ten cytat nie oddaje w pełni klimatu jaki stworzył Buczkowski. Bardzo trudna, celowo chaotyczna i niekoherentna powieść przetykana kawalkadą plastycznych obrazów, monotonią monochromatycznego krajobrazu oświetlanego przez łuny pożarów. Nieustanne marsze przez noc, „utraty świadomości”, skrajne wyczerpanie, zabójcze warunki atmosferyczne, walka na noże w zupełnej ciemności, precyzyjnie czystki etniczne  – to wszystko da się odczuć w konstrukcji tekstu i narracji. Buczkowski kładzie gigantyczny nacisk na głód, zmęczenie, nieustanną wilgoć, przedzieranie się przez zaspy, ponieważ większość ludzi obecnie jest rozpieszczona i nigdy nie zaznała czym jest surowa rzeczywistość, gdzie każde liryczne kłamstwo zostało zdemaskowane jako paplanina, a systemy magiczne takie jak państwo czy cywilizacja przestają istnieć i musimy zostać sami z naturą.

Buczkowski posiada niewiarygodny talent do „lakonicznego tworzenia postaci”. „Przywykły do niebezpieczeństwa, po śmierci dzieci, Chuny Szaja szedł prosto na spotkanie wroga i nie odwracał się plecami do rzeczy najstraszniejszych. Obudziła się w tym spokojnym i pracowitym człowieku zimna brutalność i niepokój”. Kilka zdań wystarczy Buczkowskiemu, aby skreślić tragiczną biografię (historia Bańczyckiego, Ksawery albo Klary) jeszcze sprzed czasów wojny (bieda, przemoc, brak perspektyw, wykluczenie), a czeka na nią jeszcze gorsze piekło. Dzieci chowające się w kupach gnoju przed „drapieżcami”, partyzanci wspominający w majakach ciepłą przeszłość, tylko po to, aby obudzić się w ruinach spalonego domu, w którym jest pełno zwłok:

„Snuł się tu jeszcze niedawno, w letnie wieczory, tłum ludzi. Zimą dzieci biegały na ślizgawkę, zgarniały śnieg z poręczy targowiska i jadły, żeby się przekonać, czy jest smaczny. Robotnicy z kobietami rozsiadali się na ławkach, dowcipkowali, gryźli słonecznik. Bzykały muchy, chodziły indyki. A w oknach zawiniętych bluszczem do późna błyszczało zielone światło księżyca, zakochani całowali się w altanach. Ciepłe były płyty kamienne chodnika, a na nich dzieci na czworakach lub czepiając się rączkami ogrodzeń stawiały pierwsze chwiejne kroki”.

Nie wiem, czy udało mi się Was zachęcić do sięgnięcia po „Czarny potok” Wątpię również czy udało mi się streścić geniusz tej powieści. Nie chciałem tutaj też wykonywać pracy za Was, gdyż orientacja w postaciach i sytuacji jest częścią lektury. Jest wiele cytatów, które chciałbym umieścić, ale mogą one zepsuć Wam książkę. „Czarny potok” to przerażająca podróż przez rozpacz i niewypowiedziane zło. Postacie (Wąskopyski) zwolna dojrzewają do zwycięstwa moralnego, ale to zwycięstwo jest nieważne, ponieważ  w szerszym rozrachunku ludzie zostają wymazani z egzystencji i dobro, które sobą reprezentują, rozpływa się w nicości. Jak opisać tą książkę? Powieść gorzka, do bólu szczera i prawdziwa, a może inaczej? Jest jak lot gołębi na tle czerwonego dymu unoszącego się z chłopskich chat, jak nasiona słonecznika leżące na mokrych deskach poplamionych krwią, jak rozbijanie zmarzniętej ziemi siekierami, aby móc pochować swoich przyjaciół.

"Buchsbaum podniósł sie, chwycił konającego, z ust wnuka polała się krew, ciekła policzkami, pod włosy. Jeszcze dziecko coś pobulgotało ustami. Sztywniejący w rozpaczy Buchsbaum pojął, że to koniec, że wszystko już skończone. Wszystko, co najstraszniejsze, juz jest za nim. Bez obawy, trzymając wnuka na ręku, patrzył za siebie [...]. Buchsbaum już się nie niecierpliwił. Siedział w krzakach i pilnował grobu, żeby go lisy nie roszarpały. Czasem Chuny Szaja posłał mu kawałek chleba i butelkę mleka. Szames nie oddalał się od grobu wnuka, zastała go tam śmierć".


P. S. Według normalnego rozkładu winien się tu pojawić tekst z cyklu "Oda do...", ale - jak już mówiłem wcześniej w postscriptum - przestaje chyba pisać o grach. Nie jest to dobry ruch, bo przerzucę się chyba na książki, to z pewnością popularny teamat.

myrmekochoria
15 marca 2014 - 16:33