Strach ma wielkie oczy – recenzja filmu „To” - Foma - 8 września 2017

Strach ma wielkie oczy – recenzja filmu „To”

Ostatnie lata są bardzo owocne dla Stephena Kinga. W samym 2017 roku, oprócz wydania dwóch kolejnych powieści (tym razem jako współautor), pisarz może cieszyć się kilkoma ekranizacjami swojej twórczości. Po dość chłodno przyjętej Mrocznej Wieży, przyszła pora na To.

Historia przedstawiona w filmie z początku może wydawać się sztampowa. Początek wakacji. Małe, senne miasteczko gdzieś w Stanach Zjednoczonych. Grupka młodych ludzi ze szkoły, która terroryzowana jest przez typowych, szkolnych bullies. „Ten nowy” gruby chłopak, którego nikt nie lubi, bo jest nowy i gruby. Dziewczyna, o której krążą niepochlebne plotki. Ciemnoskóry sierota, wychowywany przez dziadka na farmie owiec. Mimo większych lub mniejszych zgrzytów wszystko wydawałoby się naprawdę sielankowe, gdyby nie fakt, że w niewyjaśnionych okolicznościach rok wcześniej zaginął młodszy brat jednego z głównych bohaterów. I nie on jeden... Do tego wokół bohaterów zaczynają się dziać coraz dziwniejsze i coraz bardziej przerażające rzeczy.

Z początku chciałem określić To jako film bardzo nierówny. Niektóre sceny dłużyły się i nie budowały zbytniego napięcia, opowiadana historia zwyczajnie mi się nie kleiła, zaś poszczególne wątki leniwie łączyły się w jeden. Tak było mniej więcej do połowy filmu, kiedy całość zaczęła nabierać kształtu i historia zaczęła się wyjaśniać. Od tego momentu wyczuwalne stało się lekkie napięcie, które towarzyszyło mi do samego końca, mimo przewidywalności niektórych wydarzeń. Wtedy też film pochłonął moją uwagę bez reszty.

Na zdecydowaną pochwałę zasługuje utrzymany w filmie klimat. Twórcom naprawdę dobrze udało się uzyskać tą charakterystyczną dla Kinga mieszankę realizmu z niewymuszonymi elementami nadprzyrodzonymi. W pewnej chwili doszło do tego, że widz nie wie już, co jest rzeczywiste, a co iluzoryczne – z jednej strony młodzi bohaterowie dostrzegają pewne rzeczy, a z drugiej dorośli kompletnie ignorują toczące się wydarzenia i stanowią dla nich głównie dalekie tło.

Co więcej, w kwestii klimatu udało się twórcom utrzymać swoisty efekt retro. Akcja filmu dzieje się pod koniec lat 80. i w takiej właśnie stylistyce utrzymany jest cały film. Nie jest on przeładowany efektami specjalnymi jak wiele współczesnych horrorów, dzięki czemu tak przyjemnie się go odbiera. Twórcy, wykorzystując proste metody, osiągają maksymalny efekt. Ostatnim dziełem, które tak doskonale uchwyciło specyfikę i klimat filmowanego okresu, było Stranger Things.

W przypadku Tego niezwykle trudno uniknąć porównań do serialu Netflixa. W obu produkcjach mamy do czynienia z małym amerykańskim miasteczkiem, grupą młodych bohaterów i paranormalnych zjawiskach, w które nie chcą wierzyć dorośli. Efekt ten potęguje jeszcze Finn Wolfhard grający w obu produkcjach jedne z głównych ról. Jednakże to, co z początku wywołało mój niesmak (nie przyszedłem przecież do kina oglądać znowu tę samą historię) bardzo szybko odeszło w niepamięć i tylko wspomniany Finn Wolfhard przypominał mi o podobieństwach między obiema produkcjami za każdym razem, gdy pojawił się na ekranie.

Skoro zacząłem już temat obsady, to i jego rozszerzę o kilka spostrzeżeń. Przede wszystkim młodym aktorom należy się naprawdę duże uznanie. Każdy członek naszej paczki wypadł jednocześnie charakterystycznie, ale nie sztucznie. Daje to naprawdę duże nadzieje na przyszłe losy tychże aktorów, zwłaszcza biorąc pod uwagę dojrzałość ich gry. Aż trudno uwierzyć, że mają po 14-15 lat! W pewnym sensie wiodący Jaeden Lieberher oraz Sophia Lillis wybijali się na pierwszy plan, ale trudno powiedzieć o zdecydowanym głównym bohaterze. Łatwiej jest o postać negatywną. Klaun Pennywise grany przez Billa Skarsgårda może niekoniecznie straszył, ale był odczuwalny jako mroczna siła, z którą nie ma żartów – sam Skarsgård wypadł w tej roli co najmniej przekonująco.

Na wspomnienie zasługuje również pewna niejako drugorzędna historia opowiadana w filmie. Otóż motywem przewodnim Tego jest strach. Każda z postaci czegoś się boi i boryka się ze swoimi osobistymi problemami mimo młodego wieku. Jedne z tych zmartwień są mniejsze, inne zdecydowanie większe i głębsze, lecz wszystkie napędzają w pewnym stopniu główną fabułę, ukazując ciemne strony dorastania i dotykając poważnych tematów takich jak przemoc, dyskryminacja czy molestowanie.

Powoli podsumowując, To nie jest typowym horrorem. Nie straszy co chwilę i być może wykorzystuje powielane wcześniej schematy (tu coś huknie, tam nagle wyskoczy), ale w całokształcie daje to naprawdę świetny efekt i naprawdę dawno nie czułem takiej satysfakcji po obejrzeniu filmu z tego gatunku. Teraz pozostaje tylko czekać na drugi rozdział historii. Miejmy nadzieję, że To nie powróci po 27 latach jak zazwyczaj, tylko trochę wcześniej.

Foma
8 września 2017 - 22:05