Wojna wietnamska w grach... a raczej jej brak - Foma - 12 marca 2017

Wojna wietnamska w grach... a raczej jej brak

Studiuję stosunki międzynarodowe, interesuję się historią, a gry komputerowe są moją pasją. Co łączy te trzy pojęcia? W tym przypadku... wojna w Wietnamie. Wydaje się to kompletnie bez sensu? Możliwe, ale tylko na pierwszy rzut oka. Zresztą już wyjaśniam od początku, dlaczego.

Kilka dni temu podczas zajęć na mojej ukochanej Alma Mater w ramach określonego przedmiotu poruszony został temat roli Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej, a konkretnie wojny w Wietnamie i jej następstw. Jak wspomniałem wcześniej, interesuję się historią – co prawda tą współczesną, powojenną znacznie mniej, lecz jakieś pojęcie na temat omawianego konfliktu posiadam. Co więcej, jestem wielkim zwolennikiem historii w grach (vide seria Assassin’s Creed), którą świetnie kompiluje w swoich tekstach Draug. Dlatego logicznym było przypomnienie sobie konkretnych tytułów... i dojście do dwóch smutnych wniosków.

Po pierwsze, większość gier poruszających bądź co bądź trudną i ciekawą tematykę starcia w Wietnamie jest po prostu zła. Najczęściej mamy do czynienia z leciwymi shooterami straszącymi  dziś grafiką. Owszem, kilkanaście lat temu tytuły te na pewno robiły niemałe wrażenie. Być może pod względem mechaniki nawet obecnie nie powodują sennych koszmarów, jednakże po latach przyjemnie byłoby zagrać w coś nowego i świeżego. Zresztą... oceny na GOL-u mówią same za siebie.

Po drugie zaś, produkcji osadzonych w omawianych realiach jest po prostu za mało. Generalnie dobrych gier, których akcja toczy się w czasach zimnej wojny jest jak na lekarstwo (ponownie odsyłam do tekstu Drauga), a jest to przecież naprawdę ciekawy i ważny okres w dziejach świata, który zawiera mnóstwo materiału na potencjalne gry. Nie jest wymówką „świeżość” czy też „krwawość” i „brutalność” wojny w Wietnamie, skoro twórcy nie boją się sięgać po czasy późniejsze i jeszcze nam bliższe. Ponadto hektolitry krwi i dziesiątki urwanych kończyn można uświadczyć  w większości zarówno współczesnych gier, jak i filmów czy seriali. W czym więc jest problem?

Przeglądając fora czy czytając komentarze pod artykułami dotyczącymi kolejnych części Call of Duty łatwo można się dopatrzyć pożądania świeżości wśród graczy. Widać, że mają oni dość n-tych kontynuacji opowiadających ciągle o tym samym, skoro coraz częściej pojawiają się tęskne głosy nawołujące do powrotu do tak oklepanych już przecież realiów II wojny światowej. Świetnym przykładem jest też wielki sukces najnowszego Battlefielda, który wkraczając na nowy, „nieznany” jeszcze i nieobrzydzony teren Wielkiej Wojny wpuszcza właśnie ten powiew świeżości. Dlatego ponownie pytam – w czym tkwi problem i opór?

Prawdopodobnie nie jestem w stanie w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. Być może według twórców i wydawców nie ma obecnie zapotrzebowania  na temat Wietnamu. Być może nie ma obecnie politycznego klimatu na taką tematykę. Wreszcie być może takie gry albo chociaż pomysły na nie kiełkują gdzieś w głowach producentów i niedługo ujrzymy na przykład kolejną część Call of Duty, Battlefielda albo Company of Heroes osadzoną właśnie w realiach konfliktu z lat 1955-75.

Poniżej postaram się przedstawić i pokrótce opisać kilka gier, moim zdaniem wartych wspomnienia, które właśnie traktują o omawianym konflikcie. Lista oczywiście nie jest pełna, gdyż postanowiłem pominąć tytuły, których bliższe poznanie mogłoby powodować trudności w zasypianiu i problemy ze snem. Pominąłem także gry, w których temat wojny jest tylko wspomniany albo też ogólnie strategie, które ledwo o ten okres „zahaczają”. Pozycje będą poukładane niekoniecznie chronologicznie, za to kompletnie subiektywnie. A więc...

Vietcong

Klasyczna gra z omawianego gatunku od twórców kultowego Hidden & Dangerous. Mimo blisko 15-letniego stażu nadal posiada oddane grono fanów. Nie powinno to zresztą dziwić, gdyż jak widać, temat ten nie jest zbyt eksploatowany, więc każda dobra gra jest bardziej ceniona. Niestety, ząb czasu wyraźnie odcisnął swoje piętno, a kolejne części nie odniosły aż takich sukcesów jak poprzedniczka.

ShellShock: Nam '67

Pozycja, która mimo wielu niedoróbek, ponad 10 lat na karku i faktu, że grałem w nią słownie raz i jej nie ukończyłem,  ma specjalne miejsce w mojej pamięci. Prawdopodobnie powoduje to fakt, że była to jedna z pierwszych tego typu gier w mojej „karierze” i że byłem po prostu za mały, żeby w nią grać (dlatego też jej wtedy nie ukończyłem; do tej pory pamiętam, że była zarówno dla mnie jak i starszego brata bardzo brutalna). Cóż, może kiedyś w ramach wspomnień ją do końca nadrobię. Dla porządku wspomnę też, że 5 lat po premierze pierwszej części, czyli w 2009 roku, wyszedł sequel, który okazał się... dziwny. I bardzo słaby.

Battlefield Vietnam

Mój absolutny faworyt. Wspomnienia z dzieciństwa + swoisty klimat + battlefield + niesamowity soundtrack. Nieważne, że nie miałem wtedy internetu i grałem tylko w single’a. Nieważne, że nie ogarniałem do końca, co to za wojna. Wtedy liczył się fakt, że mogłem biegać  boso niczym Cejrowski, z kałasznikowem w ręku i typowym azjatyckim plecionym kapeluszu na głowie strzelając do złych komputerowych przeciwników. I że mogłem latać MiGiem 17. I pływać po Mekongu albo przedzierać się przez pola ryżowe. Reszta się nie liczyła.

Vietnam '65

Stosunkowo nowa, ciekawa i nietypowa multiplatformowa turówka. Przyznaję, nie grałem w nią, ale czytając opisy i komentarze, a także oglądając screeny naprawdę czuję się zachęcony. Oceny na Steamie są zdecydowanie pozytywne, więc przy nadarzającej się okazji prawdopodobnie nadrobię zaległości. Jednakże sam fakt, że tak niszowa gra jest w stanie zwrócić uwagę już przemawia na jej korzyść.

Rising Storm 2: Vietnam

Najnowsza pozycja w tym zestawieniu. Kolejna część znanej i cenionej serii Rising Storm, którą to znam i cenię mimo faktu, że z większością wojennych FPS-ów mam tak zwane „ciche lata”, natomiast do gier nastawionych przede wszystkim na rozgrywkę wieloosobową niestety nie mam odpowiedniego zacięcia. Jednakże niewykluczone, że oczekująca na swoją kwietniową premierę gra kiedyś zagości i na moim blaszaku. Naprawdę, po długim okresie shooterowej ascezy, nowy Rising Storm może być nawet nie łykiem, ale haustem świeżego powietrza.

Battlefield: Bad Company 2 – Vietnam

Można rzec, że to duchowy spadkobierca Vietnamu z 2004 roku. Dodatek do świetnie ocenianej Bad Company 2 spełnia w pewnym stopniu wszystko to, czego oczekuję i co opisałem powyżej przy nowym Rising Stormie... Jednak, jako, że opiera się on przede wszystkim na multiplayerze, jak się zapewne można domyślić, nie spotkał się jeszcze z moim komputerem. Mimo, że to Battlefield i mimo, że prawdopodobnie w momencie swojej świetności spełniłby wszystko, czego oczekuję, to po prostu nie było mi dane w niego zagrać. Nie ten czas i tak dalej... Później natomiast... cóż, było po prostu za późno, gdyż premierę miał Battlefield 3 i nie pomyślałem o powrocie do starszych, niepoznanych tytułów. Kolejna z gier z serii „może kiedyś”.

Men of War: Wietnam

Mój osobisty wielki zawód tego zestawienia. Osobiście lubię serię Men of War i mam z nią całkiem sympatyczne wspomnienia. Ot, taki nowy i trochę bardziej rozbudowany Commandos. Dlatego też, gdy tylko zobaczyłem część poświęconą Wietnamowi w pewnym owadzim sklepie (swoją drogą warto tam polować na promocje), to wiedziałem, że za chwilę znajdzie się w koszyku, a potem, to już wiadomo. Kasa, powrót do domu, szybka instalacja i... wielki zawód. Myślałem, że oceny kłamią. Myślałem, że ludzie się mylą. Wierzyłem w to... chciałem w to wierzyć. Niestety, gra okazała się po prostu klęską. Nudną, nieciekawą klęską. Szkoda, bo sądzę, że ma naprawdę duży potencjał i na pewno spróbuję jeszcze kiedyś dać jej szansę. Tak po prostu wypada.

7554: Glorious Memories Revived

Zestawienie zamyka coś na kształt „perełki”. Gra jest ładna graficznie. Mimo bycia FPS-em jest nastawiona na kampanię dla pojedynczego gracza. W pewnym sensie jest niszowa, a nie mainstreamowa (w końcu hipsterska nazwa bloga zobowiązuje). Biegamy w niej jako Wietnamczyk, a nie – jak zwykle – jako dobry Amerykanin. A, no i jeszcze jedno, jest wietnamska. Co prawda opisane wydarzenia nie są zapewne dokładnie odwzorowane, a ponadto omawiany w niej okres nie należy zaliczać dokładnie do wojny w Wietnamie, przez którą rozumiemy amerykańskie wsparcie dla Południa, ale... Nikt nie powie mi, że wietnamska gra traktująca o I wojnie w Indochinach nie robi na nim żadnego wrażenia. Nawiązując do samego początku tekstu – wspomniałem, że zajmuję się stosunkami międzynarodowymi i pasjonuję historią. Ten tytuł jest więc po prostu miodem na moje serce. Jeśli tylko uda mi się go gdzieś „dorwać”, to jakikolwiek by nie był – wspaniały, czy tragiczny – rozegram go od początku do końca chociażby z czystej ciekawości. Naprawdę myślę, że warto.

Cóż, to tyle, jeśli chodzi o gry i tematykę wojny wietnamskiej. Na pewno nie poruszyłem wielu aspektów, lecz tak naprawdę nie to miało być celem tego tekstu. Zależało mi raczej na pewnym „odkurzeniu” tego trochę zapomnianego okresu historycznego, który może stanowić niesamowitą bazę dla wielu nowych produkcji – tak strategicznych, jak i strzelankowych. Potraktujcie ten wpis jako swego rodzaju apel. Może ktoś go usłyszy, a tymczasem zapraszam do dyskusji.

Foma
12 marca 2017 - 20:25