Zbrodnia i władza. Czemu fascynują nas filmy o narkotykowych imperiach? - MaciejWozniak - 23 sierpnia 2017

Zbrodnia i władza. Czemu fascynują nas filmy o narkotykowych imperiach?

Dlaczego filmowi narkotykowi bossowie i ich wielkie imperia są dla odbiorców tak fascynujący? Co sprawia, że koleje losu narkotykowego kingpina intrygują i nierzadko stają się podstawą do wykreowania filmowego klasyka?

Narkotyki to temat często pojawiający się w filmach, szczególnie od czasu przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w USA. Rozwój tego filmowego wątku naturalnie powiązany był z rzeczywistymi wydarzeniami na świecie, nie tylko z przemianami moralno-obyczajowymi, ale również, a może przede wszystkim, z rozwijającą się z biegiem dekad skalą produkcji i przemytu narkotyków. Filmowcy z zasady podchodzą do narkotycznego tematu na dwa główne sposoby. Po pierwsze prezentują uwikłanie w nałóg i jego skutki, co mogliśmy obserwować w takich filmach jak „Requiem dla snu”, „Trainspotting”, czy nasze rodzime „Że życie ma sens”. Po drugie przyglądają się i kreują na ekranie świat narkobiznesu przesiąkniętego przemocą i gigantycznymi pieniędzmi. Jest to naturalna i niezwykle skuteczna podstawa do zbudowania opowieści gangsterskiej, czy kina sensacyjnego. Ale czy film o tej tematyce siłą rzeczy musi się ograniczać jedynie do emocjonującej akcji?

Gdy spojrzymy na najciekawsze produkcje z tego specyficznego podgatunku kina gangsterskiego, dostrzeżemy powtarzające się motywy i fabularne schematy, ale zarazem zorientujemy się, że w tej pozornie tożsamej powtarzającej się po wielokroć opowieści o narkotykowych pieniądzach, można zawrzeć rozmaite refleksje dotyczące życia i świata, a także podjąć ów temat na najróżniejsze stylistyczne sposoby.

W tym szkicu przyjrzymy się tytułowi, który uzyskał status kultowego („Człowiek z blizną”), produkcjom nieco nowszym („Blow”, „American Gangster”), a także dwóm serialom, które wniosły narkotykową epopeję na zupełnie nowy poziom („Breaking Bad”, „Narcos”). Co łączy, a co dzieli Waltera White’a, Tony’ego Montanę i innych?   

Uwaga na spoilery!

Świat, który wciąga…

Powyższe zdanie brzmi w tym przypadku niezwykle symbolicznie i dwuznacznie, ale gdy myślimy o kinie gangsterskim, w którym główny bohater dochodzi do wielkiej fortuny dzięki handlowi białym proszkiem, tudzież błękitnymi kryształami, to zapewne pierwsza myśl, jaka przyjdzie nam do głowy. Świat przemocy, zbrodni, nielegalnych interesów, pięknych kobiet, ogromnych zysków, jest pociągający. Fascynuje swoim rozmachem, rozbudza wyobraźnię realizacją klasycznej amerykańskiej baśni „Od pucybuta do milionera”, nawet jeśli w tym przypadku pucybut de facto zaczyna jako drobny rzezimieszek. Tak właśnie jest w przypadku Tony’ego Montany, bohatera „Człowieka z blizną”, który w wydaniu Ala Pacino po wieczne czasy zapewnił sobie miejsce w galerii ikonicznych postaci filmowych. Tony w filmie Briana de Palmy przybywa z Kuby do Miami. Marzy o zostaniu kimś, o zostaniu bogaczem. Z początku jednak jedyne na co może liczyć, to fucha pomywacza w nędznej knajpie. Szybko jednak wkracza na ścieżkę zbrodni, gdzie najpierw zostaje człowiekiem od brudnej roboty, by następnie piąć się coraz wyżej w hierarchii narkotykowego imperium, a wreszcie dokonać brutalnego zamachu stanu i przejąć władzę.

Kolejne etapy podróży bohatera Pacino naznaczone są coraz bardziej gęstniejącą przemocą i mrokiem. A zarazem kiczem, bo film de Palmy utrzymany jest w typowej stylistyce lat osiemdziesiątych, mieni się od jaskrawych barw, raczy nasze uszy elektroniczną ścieżką dźwiękową Giorgio Morodera, a bohaterów przyodziewa w dość dziwaczną jak na dzisiejsze standardy garderobę. Jednak ta specyficzna kompozycja ma ogromną siłę oddziaływania. Feeria kolorów i dźwięków połączona ze słonecznym klimatem Miami i sugestywną rolą Pacino sprawia, że zżywamy się z bohaterem i kibicujemy mu w jego dążeniu do triumfu. Nawet jeżeli czujemy, że to co robi, moralne nie jest. Jednak wsiąkamy w tę opowieść, podążamy za Pacino, zaczynamy myśleć według jego kategorii, czujemy podziw, gdy osiąga swoje cele, a potem trwogę, gdy spada ze szczytu.

Świat zupełnie odmienny od blichtru Florydy lat osiemdziesiątych wykreował w swoim „Breaking Bad” Vince Gilligan. Scenerią dla tego serialu uczynił zdałoby się nudne pustynne Albuquerque w Nowym Meksyku. Osiedla jednorodzinnych domów, a wkoło sterta piachu. Cóż ciekawego może skrywać ta okolica? A jednak to właśnie tu poznaliśmy bohatera równie niepozornego, co jego miejsce zamieszkania – Waltera White’a. Chorujący na raka nauczyciel chemii rozpoczynający produkcję metaamfetaminy, by pomóc rodzinie – tutaj to, co zaczęło się jak dramat obyczajowy, przeistoczyło się w rozpisaną na wiele aktów symfonię o meandrach przestępczego świata nieuchronnie wpływającego na bohaterów oraz o wsiąkaniu tego świata w duszę protagonisty. Protagonisty, który podobnie jak Tony Montana chciał realizować swoją wizję, swoje marzenie – zostać kimś, zarobić pieniądze, mieć władzę i kontrolę. Co ciekawe, w jednym z odcinków serialu Walter White ogląda w telewizji „Człowieka z blizną”. Przypadek?

Nie sądzę. W istocie Walter i Tony są do siebie bardziej podobni, niż mogłoby się wydawać. Ich postawy, targające nimi uczucia i ambicje, a także dokonywane wybory oddziałują na nas tak silnie, ponieważ dotykają problemów bliskich każdemu z nas. Któż z nas nie chciałby być kimś? Zrobić kariery? Osiągnąć wielkiej potęgi. Kto nigdy nie pomyślał „moje życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej”, myśląc o straconych szansach. A przecież droga do sukcesu jest tak prosta… Pomyślał Tony Montana. Walter White z początku nie myślał o tym wcale, lecz gdy przeszedł na drugą stronę lustra, dał się wciągnąć w świat narkotykowego biznesu. W ten świat dajemy się wciągać wielokrotnie, gdy obserwujemy dramat o bohaterze budującym wielkie imperium i z pozycji zerowej dochodzącym do sukcesu. Jest to bowiem realizacja naszych własnych ukrytych pragnień. Dlatego też tak łatwo utożsamiamy się z powyższymi bohaterami, ale też z Pablo Escobarem z „Narcos”, czy bohaterami Johnny’ego Deppa z „Blow”, lub Denzela Washingtona z „American Gangster”. Nie ma znaczenia, że robią coś, co uważamy rzecz nieetyczną, co jest przestępstwem. Fascynuje sam obraz – człowiek kroczący po drodze ku realizacji wielkiego celu. Czy to jednak oznacza, że filmy wykorzystujące narkotykowy wątek de facto stają się gloryfikacją zbrodni?

Potęga i upadek

W pierwszej chwili można stwierdzić, że raczej tak, skoro przedstawiają obraz luksusowego żywota będącego pokłosiem zbrodniczej działalności. To jednak tylko część prawdy. Łatwo przy tej okazji zapomnieć o puentach tych opowieści, które rzadko kiedy brzmią „wszyscy żyli długo i szczęśliwie”. Najczęściej mamy tu do czynienia z różnie modelowanym schematem drogi na szczyt, po której następuje nieuchronne kroczenie ku upadkowi. Tak jest w przypadku Tony’ego Montany, który osiągnąwszy absolutne zwycięstwo, zaczyna być „pożerany” przez świat, do którego z takim impetem wkroczył. Kolejne niekorzystne dla niego zdarzenia połączone z wybuchowym charakterem bohatera prowadzą do jego tragicznego upadku przedstawionego dobitnie w pamiętnej finałowej scenie filmu. W strzelaninie stanowiącej wyśmienitą scenę akcji widzimy też ostateczną moralną i rzeczywistą śmierć bohatera Pacino, któremu pozostało już jedynie zanurzyć nos w wielkiej górze prochów i wystrzelić ostatnią serię do swoich wrogów. A potem… Wszyscy pamiętamy.

Identyczną drogę o potęgi do upadku przechodzi George Jung w „Blow” Teda Demme’ego. Zaczyna na samym dnie, poznając w więzieniu człowieka, który wciąga go w tryby wielkiego handlu narkotykami. Po czasie zostaje współpracownikiem samego Pablo Escobara. Osiąga wszystko. Ma wielki dom, masę pieniędzy, piękną żonę zaskakująco podobną do młodej Penelope Cruz. Jednak ostatecznie przestępcze życie spycha go na nowo tam, skąd przyszedł, a więzienne sceny stają się klamrą zamykającą narrację filmu.

Podobnie sprawy miały się z samym Escobarem, tyle że w „Narcos”, gdzie najpierw obserwowaliśmy jego triumfalny marsz, który doprowadził do pozycji najpotężniejszego człowieka w Kolumbii, by potem patrzeć, jak upadają kolejne klocki misternie ułożonego przezeń domino, począwszy od nieudanej przygody z polityką, a skończywszy na wiadomym końcu jego żywota. Scena śmierci Escobara w tym serialu jest niezwykle tragiczna i przepojona smutkiem. Bohater, który na początku opowieści wydawał się wręcz niepokonany, kończy swój żywot podczas policyjnej obławy. Podczas finałowej konfrontacji ze stróżami prawa nie jest już tym samym pewnym siebie gangsterem. Jest zaniedbany, nieogolony, słaby i zmęczony. „Gdy spojrzysz na diabła z bliska, okazuje się tylko człowiekiem” – mówi narrator opowieści agent specjalny Steve Murphy ścigający Pablo…

W przypadku Waltera White’a droga ku upadkowi została zarysowana bardzo wyraźnie. Odcinek, w którym bohater traci swoje bogactwo i rodzinę został zatytułowany „Ozymandias”, co jest odniesieniem do wiersza angielskiego poety Percy’ego Shelleya, który opisywał w nim wędrowca kroczącego przez pustynię, który spostrzegł wielki posąg wyłaniający się z piasku. Był to posąg dawnego faraona, Ozymandiasa, niegdyś wielkiego władcy, a dziś zapomnianego nawet przez historię. Taki też był los White’a jak i innych bohaterów opowieści o narkotykowej potędze. Tym samym filmy podejmujące ów temat są bardzo bliskie problemom zarysowanym już przez Szekspira w „Makbecie”, który w tej słynnej tragedii oddawał się refleksji nad kruchością władzy, jaką człowiek może dzierżyć w swoich rękach i ułudą, jaką jest sąd o własnej wielkości.

Dramat władzy

Zarazem Szekspir pytał, czy warto za wszelką cenę dążyć do władzy. Czy warto topić tron we krwi? A jednocześnie przedstawiał mechanizmy towarzyszące owej władzy i walce o nią. To kolejny punkt, w którym twórcy gangsterskich narkotykowych historii stają ramię w ramię z elżbietańskim dramaturgiem. O przejęcie władzy w Nowym Jorku lat siedemdziesiątych walczy z wszystkich sił Frank Lucas z „American Gangster”. Bohater Denzela Washingtona zaczyna podobnie jak Montana z pozycji pozornie zupełnie przegranej, jednak dzięki sprytowi i wytrwałości zostaje królem narkotykowego podziemia. Nie unika przy tym niezwykłej przemocy, chociaż na zewnątrz stara się kreować wrażenie ułożonego, kulturalnego, majętnego człowieka. Wymowna jest scena, w której kobieta, z którą spotyka się Lucas, widzi zdjęcie jego zmarłego przyjaciela. Usłyszawszy, że był to mentor bohatera Washingtona, kobieta pyta, czego właściwie go nauczył. Widzimy migawki scen zabójstw, po których pada wyrażona z niezachwianym uśmiechem odpowiedź – „Nauczył mnie, jak być dżentelmenem”. Ta krótka scena wyraża dogłębnie postawę życiową Lucasa i ścieżkę, jaką obrał. Ścieżkę, która podobnie jak innych bohaterów narkotykowych opowieści, najpierw zaprowadziła go na szczyt, by potem go z niego strącić.

To, że „Człowiek z blizną” jest dramatem dotyczącym walki o władzę, właściwie powiedzieliśmy już wyżej. Tony Montana w czasie swoich przeżyć w Miami bardzo szybko orientuje się, że tylko będąc bezwzględnym, może osiągnąć cokolwiek. Nie cofa się przed niczym i idzie po trupach do celu. De Palma w swoim filmie stawia więc sprawę jasno – jeżeli chcesz wejść w ten świat, musisz zatracić się do końca, w innym przypadku nigdy nie zasiądziesz na tronie. Analogicznie zachowuje się Escobar w „Narcos” hołdujący zasadzie „Złoto, albo ołów”. Począwszy od policji, przez członków narkotykowego podziemia, a na zwykłych ludziach skończywszy – kto nie chce być razem z Pablo, ten jest przeciwko niemu. Bohater odgrywany przez Wagnera Mourę prezentuje tę samą postawę, co Montana – władza jest dla niego najważniejszym celem, jest nań jednoznacznie ukierunkowany i nie cofnie się przed niczym, by go osiągnąć.

Do podobnej bezwzględności, choć z czasem dochodzi Walter White, który zawsze robi tylko to „co konieczne”, jednak tryby mafijnej maszynerii pracują coraz mocniej wraz z kolejnymi etapami przemiany bohatera. Tu szczególnie charakterystyczne są czwarty i piąty sezon produkcji, gdy najpierw toczy strategiczny bój z Gusem Fringiem o swoje życie i de facto o przyszłość imperium swego wroga, a następnie osiadłszy na tronie, czyni wszystko, by się na nim utrzymać, nie cofając się przed wielokrotnym morderstwem na zlecenie.

Choć w centrum są narkotyki, temat walki o władzę jest więc zarysowany we wspominanych produkcjach równie mrocznie i niepokojąco, jak w „House of Cards”. Makiawelizm, zaprzeczenie dotychczasowym ideałom (jeśli się w ogóle takowe miało) i krew na rękach – to składniki niezbędne do tego, by wygrać w brutalnej grze o władzę. Władzę, która kusi ogromem profitów, która deprawuje, która staje się przyczynkiem upadku…

Człowiek wobec zła

Tak naprawdę epopeje o narkotykowych kingpinach nie tylko odwołują się naszych mniej i bardziej świadomych pragnień, oferując wirtualną podróż ku ich realizacji, ale idą o krok dalej i pytają – jakich wyborów można dokonać w określonych sytuacjach? Jakie są konsekwencje tych wyborów? Czy warto płacić za nie nierzadko wysoką cenę? Świat zorganizowanej przestępczości staje się dla bohaterów tych filmów raczej narzędziem do realizacji celów, niż celem samym w sobie. Możemy zadać sobie pytanie, czy dążąc ku władzy i potędze, bohaterowie ci nie stają się tym samym niewolnikami i ofiarami własnej pychy i egoizmu.

Sęk w tym, że wartościowe artystycznie produkcje nigdy nie zadają tych pytań wprost i nie silą się na natrętne moralizatorstwo. Gdyby twórcy skusili się na mentorski ton, z miejsca wpadliby na mieliznę fałszu. Zamiast tego prezentują bohaterów, kreują otaczającą ich rzeczywistość, pokazują ich wybory i to, co z nich wynika. Oceny musimy dokonać sami, choć wedle uznania, możemy też pozostać jedynie na atrakcyjnej sensacyjnej powierzchni i cieszyć się emocjonującymi opowieściami gangsterskimi. Ale czy rzeczywiście bylibyśmy w stanie przejść obojętnie obok dylematów Waltera White’a, ukazanego z wielką szczegółowością królowania Pablo Escobara, czy kolei życia Tony’ego Montany?

Choć formalnie są to dzieła, których podstawową funkcją jest dostarczanie wartościowej rozrywki, trudno im odmówić głębszej treści związanej z psychologią postaci. Patrząc na tych bohaterów, możemy przejrzeć się w nich, zastanowić, czy nas samych nie pociąga świat, w którym tkwią i dlaczego właściwie nas pociąga. Delektować się wyśmienitą wciągającą fabułą, ale zarazem oddać refleksji nad zbrodnią. Po której przychodzi kara, ale która wciąga jak narkotyk. 

MaciejWozniak
23 sierpnia 2017 - 15:23