Jaki powinien być prawdziwy rewolwerowiec? Fulko oczywiście wie: taki jak Clint Eastwood, John Wayne, Gary Cooper i Lee Van Cleef razem wzięci. Wasz bard się zna, bo oglądał bodaj wszystkie westerny na świecie (tak, Lemoniadowego Joe też) i przeczytał wszystkie książki o Dzikim Zachodzie, że zużytych na pióropusze babcinych kurach nie wspomni. Piękne to czasy były. Ale mimo, iż latka lecą, Fulczana miłość do coltów nie zardzewiała. Dlatego wasz mistrz pióra Red Dead Redemption kupić musiał. Kupił więc, zagrał i... odrobinkę się zdziwił. Bo główny bohater gry niespecjalnie przypomina słynnych rewolwerowców, których autor tego ciekawego tekstu przechowuje w pamięci. A jakich przechowuje?
Budzących respekt sukinsynów. Gdy taki wchodzi do saloonu, milkną głosy i cichnie muzyka. Przy barze momentalnie robi się wolne miejsce, a barman bez pytania nalewa szklaneczkę whisky. Twardziel łyka w milczeniu płyn i rzuca na stół dolara. Rozglądając sie po lokalu, zauważa w kącie kilku ludzi z kartami w ręku. Nie zastanawiając się wiele, kieruje swe kroki do stolika z pokerzystami i zasiada do gry, mając rzecz jasna za sobą ścianę. Po kilku chwilach wstaje z kieszeniami wypchanymi forsą. I tu pojawiają się dwie opcje. Albo wychodzi z baru przez nikogo nie zaczepiany, albo ograni przez niego kowboje wszczynają awanturę. I tu pojawiają się kolejne dwie opcje. Albo uspokaja piąchą najbliższego krzykacza i to już wystarcza, albo wypala z obu rewolwerów i to też na ogół też już wystarcza. Tak czy siak, końcowy wynik gry w pokera nie ulega zmianie.
Jeśli rewolwerowiec pojawi się w mieście, miejscowy szeryf unika jak ognia spotkania z naszym twardzielem (chyba, że sam jest rewolwerowcem). Jeśli jednak już na niego wpadnie, zazwyczaj pokornie prosi, by ten nie wywoływał awantur i jeśli nie musi, nie zatrzymywał się na dłużej w okolicy. Ale co tu deklarować, skoro wokół tyle głupców. Zawsze musi znaleźć się przynajmniej jeden śmiałek, który będzie chciał się zmierzyć z naszym bohaterem. Pojedynki odbywają się zgodnie z kodeksem Dzikiego Zachodu tzn. na głównej ulicy, w odległości 20 kroków od siebie, niekoniecznie w samo południe. Kilka sekund nerwówki, kto wyciągnie pierwszy broń i... paf! paf! Po walce rewolwerowiec, jak każdy jeździec znikąd, odjeżdża w blasku zachodzącego słońca. A grabarz właśnie zabiera się do roboty.
Jak większość kolegów z branży, rewolwerowiec z wyobrażeń Fulko nie należy do rozmownych facetów i nigdy pierwszy się nie odzywa. No chyba, że chce spytać o coś lub kogoś, kogo szuka. Bywa, że i jego szukają ludzie, na przykład po to, by poprosić o ratunek. Nasz twardziel, o ile nie jest pospolitym bandytą, zwykle nie odmawia pomocy. Usługi strzeleckie jednak sporo kosztują i byle łachmyta w dziurawych butach nie ma co nawet zaczynać rozmowy. Co innego gubernator, bogaty ranczer czy właściciel sklepu. Sprawą kluczową jest to, aby nigdy, przenigdy nawet nie próbować wyrolowania czy zdrady naszego twardziela. Ludzie nielojalni szybko kończą na cmentarzu lub z obrażeniami eliminującymi ich z normalnego życia - z przestrzelonym kolanem, wyrwanym językiem czy ściągniętym skalpem. Cóż, to i tak lepsze niż kulka.
Rewolwerowiec, o ile nie jest z zamiłowania traperem, nie ma zazwyczaj czasu na polowania. Jako, że nie jest wymagającym człowiekiem, do życia wystarcza mu zwykle pasek suszonego mięsa popity źródlaną wodą. Jeśli nocleg wypada pod gołym niebem to śpi wprost na ziemi, jeśli u jakiegoś gospodarza - starczy stajnia i miejsce przy koniu. No, chyba, że podejmuje go samotna ranczerka. Wtedy trzeba wziąć pierwszą od trzech miesięcy kąpiel i sprawić się jak należy. W zamian czeka ciepła strawa i łóżko. Cóż, opłaca się. W końcu prawdziwy facet to nie student, co to nie może nawet "raz w tygodniu z trudem".
No dobra, skończymy z opisem klasycznego gunfightera i przyglądniemy się, jakim rewolwerowcem jest John Marston, główny bohater Red Dead Redemption. Ale o tym Fulko opowie, jak tylko obali jaki kufelek...