Wczoraj minęła 30 rocznica podpisania porozumień sierpniowych. Pewnie niewielu z graczy, którzy jak wiadomo, są gatunkiem stosunkowo młodym, pamięta tamte czasy. A Fulko się pochwali - pamięta. Co więcej, jest kombatantem tamtych czasów, bo brał czynny udział w obalaniu komunizmu. Nie, nie podpisywał porozumień sierpniowych i to nie dlatego, że nie mieszka w Gdańsku. Za młody był. Ale do polityki się mieszał.
Fulko otworzył stare pudełko z pamiątkami i zaczął wspominać "Solidarność". Wasz bard myśli, że w owych czasach "Solidarność" była bardziej 10-milionowym ruchem społecznym niż związkiem zawodowym. W ich szeregi pchały się masy ludzi, bo należeć do "Solidarności" oznaczało sprzeciwić się komunie. A nie ukrywajmy, PRL z jego kryzysem, kolejkami, biurokracją i nonsensami nie był powszechnie lubiany. W roku 80-tym rodzina Fulko, ich znajomi i znajomi znajomych mieli nadzieję, że w koncu nadejdą zmiany. Niestety, najpierw dano im namiastkę wolności, potem stan wojenny, wreszcie kilka długich lat męczenia się z pierwszymi, drugimi i n-tymi etapami kolejnych reform, które się nie udawały. Nie było wyjścia - trzeba było tą komuną skończyć.
Wasz mistrz słowa, jak wyżej wspomniał, mocno angażował się w obalenie systemu. Tak, jak umiał. Jako, że jego rodzina była w "Solidarności", brał udział w konspiracyjnych spotkaniach, czytał i roznosił podziemne ulotki, a w czasie manifestacji (a tych w Nowej Hucie nie brakowało) rzucał kamieniami w zomowców. Raz swojej brawury omal nie przypłacił życiem. Jak każdego młodego chłopaka tak go podjarał widok nadjeżdżającego SKOT-a, że zapomniał przed nim uciec. A te skurczybyki z wozu, zamiast go opieprzyć i przegnać do mamy, po prostu do niego strzelili! Na szczęście chybili, Fulko przeżył i dzisiaj może wam umilać życie swoimi tekstami.
Dużym przeżyciem dla młodego organizmu waszego protagonisty było spotkanie w Zakopanem z Lechem Wałęsą. Przewodniczący "Solidarności" to był w tamtych czasach (bodaj 1984 rok) prawdziwy GOŚĆ. Nikt na niego nie gwizdał, nie ubliżał, nie nazywał "Bolkiem" i agentem, a i on sam był bardziej skromny. Fulko zauważył go w kościele. Ludzie również go rozpoznali, zaczęli skandować jego imię i klaskać. Lechu spokojnie wyjaśnił, że jest na urlopie, więc prosi o trochę luziku, ale ludzi nie uspokoił. Waszego ulubionego felietonistę też. Efekt? Dwa zdjęcia z autografami wodza trafiły do Fulczanej kieszeni. Ma je do dzisiaj.
Do czasu upadku komuny w 1989 roku Fulko cały czas trzymał rękę na pulsie i nadal czynnie przyczyniał się do jej upadku. W czasie manifestacji czy na mszach otaczaly go setki, tysiące życzliwych ludzi, wśród których nie czuł w ogóle strachu. Na mszach świętych otwarcie krytykowało się Jaruzela, władzę i partię, śpiewało zmodyfikowane "Boże coś Polskę", modliło za Popiełuszkę, Włosika i inne ofiary SB. Wasz mistrz słowa autentycznie czuł się patriotą.
Dziś, w 30 rocznicę podpisania porozumień sierpniowych, wasz bard też ją obchodzi, ale po cichu, w zaciszu domowym. Przegląda po raz setny stare gazetki, ulotki, fotki i konspiracyjne książki, które zostawił sobie na pamiątkę. Wyciąga też pożókłe fotografie kruczowłosego Wałęsy z jego zakopiańskimi autografami. Ale żaru patriotycznego już nie czuje. Gdy ogląda w telewizji "solidarnościowy" kongres i ludzi na nim plujących nawzajem na siebie, czuje obrzydzenie. I gdyby nie pewna tęga pani, która w piękny sposób powiedziała publicznie to, co Fulko i wielu rzucających kiedyś w zomowców Polaków myśli, z pewnością by rzygnął. A tak, dzięki niej zawartość żołądka zachował dla siebie.
Pamiątki powędrowały do pudełka. Czas powrócić do rzeczywistości. Może na 40-lecie będzie lepiej...