Czarna polewka czyli 10 gier dla wroga - Olek - 1 września 2010

Czarna polewka, czyli 10 gier dla wroga

Ile razy znalazłeś/znalazłaś się w sytuacji, kiedy na szybko trzeba było wymyślić prezent dla, delikatnie mówiąc, niezbyt lubianego znajomego? Coś takiego, żeby zakomunikować swoją niechęć, a jednocześnie na tyle zakamuflowanego, by nie wzbudzić podejrzeń o grubiaństwo. Nic prostszego – kup grę! Oto kilka propozycji tytułów, po których obdarowany na pewno nie zaprosi Cię na swoje kolejne urodziny.

Wybór dobrego prezentu dla osoby, którą lubimy to ciężka sprawa. Ale dla kogoś, kto chronicznie wręcz przyprawia nas o mdłości, to już sztuka wymagająca lisiej przebiegłości. W przypadku podarku dla nielubianego gracza można by pójść do najbliższego kiosku i wybrać, którąś z gazetkowych gier za 5 zł. Rzecz w tym, że w towarzystwie z miejsca uznani zostalibyśmy za skąpców, prostaków lub ignorantów. Nie, to musi być coś bardziej wyszukanego... Niestety, o produkcjach, które sięgnęły dna jest na ogół głośno, więc również spektakularne „wtopy” się do tego nie nadają. Co więc można sprezentować, by zachować twarz i jednocześnie boleśnie komuś dopiec? Oto 10 propozycji:

10) Iron Man (PC, PS3, PSP, Xbox 360, Wii, NDS)

Tak się składa, że gry na podstawie filmów znakomicie sprawdzają się w roli prezentów dla wroga. Na ogół są to produkcje pozbawione cienia twórczych ambicji, powstałe tylko dlatego, że pijani marketingowcy uznali, iż przyniosą zyski. Iron Man niestety wpisuje się w ten trend. Skądinąd całkiem niezły film doczekał się gry, która woła o pomstę do nieba. Na dodatek tytuł wyszedł chyba na wszelkich możliwych platformach. Gra jest nudna, ma archaiczną grafikę i siermiężny system walki. Cóż trzeba więcej?

9) Shellshock 2: Ścieżki krwi (PC, PS3, Xbox 360)

Pierwsza część gry była mizerna, ale producent nie dał za wygraną i piał zachwytów w trakcie prac nad kontynuacją. ShellShock 2 miał mieć wszystko, czego brakowało „jedynce”: klimat wietnamskiej dżungli, hordy krwiożerczych zombie i jeszcze większy arsenał broni do walki z nimi. Niestety, zostało to ugotowane w sosie tak niestrawnym, że danie okazało się niejadalne nawet dla  fanów gatunku survival horrorów. Wstyd, że grę przygotowała firma, która w dorobku ma Aliens vs. Predator (1999).

8) John Deere: Symulator Farmy (PC)

Szanuję ludzi parających się pracą na roli, ale jakoś nigdy nie marzyłem, by wskoczyć na traktor i przeorać pole. Wątpię, aby człowiek, który 12-godzin na dobę tym się zajmuje miał jeszcze ochotę pojeździć kombajnem na monitorze komputera. Tymczasem Symulator Farmy daje właśnie taką możliwość. Wykonanie to nie najgorszy aspekt tej gry. Grafika, muzyka, grywalność - wszystko jakoś obleci.Tylko na litość boską, jak długo może trwać frajda z jazdy kombajnem? To jak sprezentowanie komuś buraka!

7) Chirurdzy - Grey's Anatomy(PC, Wii, DS)

Teza, że niezłym filmom towarzyszą zwykle  słabe gry ma swoje przełożenie także na seriale. Telewizyjni Chirurdzy cieszą się w Polsce sporą popularnością. Co z tego, skoro wydana także i u nas gra na motywie serialu jest po prostu kiepska. Dotyczy to zwłaszcza wersji PC. Postaci animowane w technologi cell-shading może i wyglądają fajnie, ale co najwyżej na ekranie 10-calowego netbooka. Do tego dochodzi absurdalnie łatwy poziom minigierek (czytaj operacji) i brak dubbingu w wykonaniu oryginalnych aktorów.

6) Stalin vs. Martians (PC)

O tej grze było swego czasu głośno. Jej twórcy zapowiadali kipiącą humorem produkcję. Oto wielki wódz Stalin i jego Armia Czerwona stawiają czoła najeźdźcom z Marsa. Na niezłym pomyśle się jednak skończyło. Wykonanie jest wręcz tragiczne. Kiepska oprawa graficzna, sztuczna inteligencja na poziomie 2-latka i cała masa bugów. W sam raz na „niezapomniany” podarek.

5) Vampire Rain (Xbox 360)

Nazwa mogłaby sugerować, że gra ma coś wspólnego z Heavy Rain. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze – nie ta platforma. Po drugie – nie ta liga. Główny bohater Vampire Rain miał być skrzyżowaniem Sama Fishera z Bladem. Wyszła co najwyżej Buffy. Gra dowodzi tego, że nie wszystko, co wiąże się z wampirami, jest skazane na sukces.

4) Damnation (PC, PS3, Xbox 360)

Słyszeliście kiedyś o Red Dead Redemption? A o Damnation? Przecież to prawie to samo... chociaż w tym przypadku słowo „prawie” robi wielką różnicę. Ta przygodowa gra akcji rozgrywa się na Dzikim Zachodzie, gdzieś na przełomie XIX i XX wieku. Twórcy fabuły poszli jednak na całość, decydując się na opowieść w klimatach steampunka. Kowbojom towarzyszą więc roboty i różne dziwaczne maszyny parowe. O ile pomysł na grę wydaje się jeszcze ok, o tyle jego realizacja to już całkowita porażka. Grafika, sterowanie, grywalność – wszystko to jest na poziomie co najwyżej mierno-mizernym. Jeśli doliczyć jeszcze potężne lagi w trybie multiplayer, otrzymamy doskonały anty-prezent.

3) Raven Squad: Operation Hidden Dagger (PC, Xbox 360)

Patrząc na okładkę tej gry można mieć wrażenie deja vu. Zaraz, zaraz... Gdzie ja to już widziałem? Zieleń palm, błękit nieba, czerwień wybuchów i komandos z potężną giwerą... Eureka! Przecież to wykapany Far Cry! Twórcy Raven Squad postanowili jednak pójść o krok dalej i skrzyżować gatunki. Efektem zmieszania FPS-a z RTS-em okazał się dziwaczny i całkowicie niegrywalny potworek. Trafnie ujął to recenzent serwisu gamespot, którego pozwolę sobie zacytować: „Raven Squad jest w 90 procentach strzelaniną z widokiem z perspektywy pierwszej osoby, w 10 procentach strategią czasu rzeczywistego i w 100 procentach złą grą”.

2) Beauty Factory (PC)

Nie każda gra musi być prezentem akurat dla gracza rodzaju męskiego. Tym razem coś dla nielubianej koleżanki. Wydawać by się mogło, że oznaczenia na okładce wskazują zawsze minimalny zalecany wiek odbiorców. W tym przypadku jest odwrotnie. Tak, to gra, którą człowiek po 3. roku życia nudzi się w ciągu dwóch i pół minuty. Znalezienie tego „dzieła” nie będzie łatwe i pewnie przyjdzie przeszukać dno promocyjnego pudła z hitami wyprzedawanymi w marketach po 2 zł. Ale efekt wart jest tych starań!

1) Leisure Suit Larry: Box Office Bust (Xbox 360, wersje PC i PS3 nie ukazały się w Polsce)

Pamiętacie Larry'ego Laffera, bodaj najmarniejszego podrywacza wszech czasów, który bawił do łez głosem Jerzego Stuhra w Leisure Suit Larry: Miłość na fali? W takim razie zapewniam, że jego bratanek - bohater Leisure Suit Larry: Box Office Bust poza dalekim pokrewieństwem nie ma z nim nic wspólnego. Gra jest koszmarem. Nudna, durna, a jej oprawa graficzna z biuściastych obiektów westchnień każdego 13-latka zrobiła potworki, po których obejrzeniu można nieodwracalnie zmienić orientację płciową. Lepszej rekomendacji chyba nie potrzeba?

Na zakończenie kilka porad co zrobić, gdy jakimś trafem samemu otrzyma się grę dla wroga:

  • po pierwsze primo, spalić płytę razem pudełkiem (i najlepiej darczyńcą),

  • po drugie primo, szczątki po spaleniu zakopać na głębokości minimum 4 metry pod ziemią,

  • po trzecie primo, miejsce pochówku gry obsiać trawą, by nie pokusiło kogoś o rozgrzebanie kurhanu i przeprowadzenie ekshumacji,

  • po czwarte primo, nie żałować pieniędzy na psychoterapię i postarać się jak najszybciej wymazać z pamięci bolesne wspomnienie.

Olek
1 września 2010 - 17:51