Najlepsze wyścigi wychodzą spod ręki Codemasters. Zuzanna lubi je tylko jesienią. Ale to pannica złośliwa i nie przepuści żadnego sposobu żeby wytknąć grze babola. F1 2010 jest dobrą grą. Najlepszą ścigałką z Kubicą w jednej z głównych ról. Bo jedyną (hue, hue). Niezła gra arcade z kilkoma ewidentnymi wpadkami, wśród których na jednym z pierwszych miejsc wymienić można beznadziejnych mechaników w pit stopach, którym wymiana samego ogumienia potrafi zająć 8 sekund, przez co wyprzedza nas cały sznur kierowców wjeżdżających za nami do alei serwisowej.
Ale ja nie o tym. F1 2010 posiada jeden z najbardziej beznadziejnych systemów kolizji jaki widziałem w wyścigach. Zniszczenie przedniego skrzydła jest chyba całkowicie losowe, bowiem raz wystarczy lekko musnąć przeszkodę by się rozleciało, a innym razem z premedytacją wjeżdżamy w tyłek delikwentowi i nic się nie dzieje. No i najgorsze. Bolidy duchy, potrafiące przenikać przez siebie. Na szczęście zjawisko występuje rzadko i pewnie zostanie załatane, ale ku uciesze czytelników warto o nim wspomnieć i je pokazać. Żeby potem nie było płaczu, że gra porządna, tylko te złe „recenzenty” nie potrafią tego docenić.