Idź w lewo, następnie w prawo, zastrzel 20 potworów, potem idź do korytarza przed sobą, skorzystaj z konsoli i kup amunicję, podejdź do drzwi nieopodal głównego wejścia i wklep znaleziony wcześniej kod, tu uważaj na kolejną fale paskudztwa, wejdź na platformę i uruchom reaktor, zastrzel wszystkie poczwary, teraz przygotuj się na zmasowany atak, podejdź do zwłok... Tak mniej więcej wyglądałaby solucja do Alien Breed: Impact. Jak widać, oryginalnością gra nie grzeszy, ale to przecież powrót do tego co stare i lubiane, czyli do pierwszego Alien Breeda.
Grafika hula na silniku Unreal Engine 3.0, a więc jest estetyczna, aczkolwiek ze względu na konwencję (bieganie po ciemnych korzytarzach) nie pokazuje wszystkich zalet tej technologii. Obeszło się jednak bez żenady. Dźwięk również daje radę, ale voice-actingu w wersji in-game nie uświadczymy - za to pojawia się w komiksowych cutscenkach, które są fajne i wyraźnie nakreślają prostacką (choć lepiej pasowałoby słowo "pretekstową") fabułę.
Impact podupada delikatnie w kategoriach gameplayowych. Potwory na najwyższym poziomie trudności są cholernie wytrzymałe, niczym czołgi. Naprawdę trzeba naprawdę napocić się, aby ukończyć choćby pierwszy level. Jeszcze gorzej to wygląda w 2-osobowym coopie. Amunicja zostaje podzielona między użytkownikami i nie ma zmiłuj - jeżeli nie wyuczyliście się zachowań AI na pamięć, wasze magazynki opustoszeją w ciągu kilku/kilkunastu sekund. A zapasów ani widu, ani tym bardziej słychu. W kategoriach singleplayerowych miejscami bywa nieźle, ale ostatnie, banalne wręcz starcie z bossem studzi entuzjazm.
Impact to pierwsza część trylogii zmodernizowanego Alien Breeda. Dziwię się, iż twórcy karmią fanów kolejnymi epizodami w długich odstępach czasu. Być może jest to spowodowane koniecznością dopracowania produktu, wszak niedawno wydany Assault wydaje się być znacznie lepszy od poprzednika.