Sequel lepszy od oryginału? Rzadkość. Czwarta część gorsza od drugiej? Normalka. Piąty odcinek lepszy niż pozostałe? Niemożliwe. Justin Lin udowodnił jednak, że nic nie jest niemożliwe i wysłał do kin Fast Five, czyli najszybszą, najagresywniejszą i najefektowniejszą samochodową rozwałkę. Zapnijcie pasy, bo za kierownicą zasiada Vin Diesel i spółka.
Szybcy i wściekli 5 (jakże oryginalne polskie tłumaczenie tytułu) zaczynają się tam, gdzie kończyła czwórka. Z konwoju więziennego odbity zostaje Dominic Toretto. Razem z kumplem Brianem i siostrą Mią ucieka do Rio de Janeiro, gdzie postanawia rozpocząć nowe życie. Los płata jednak im figla - Mia okazuje się być w ciąży, a na plecach przemiłej rodzinki czuć oddech międzynarodowej organizacji do zwalczania przestępczości zorganizowanej.
Jeżeli w powyższym opisie widzicie miks dramatu obyczajowego i kina sensacyjnego, nie musicie przecierać oczu. Piąty odcinek serii jest bowiem czysto sentymentalnym spotkaniem fanów z bohaterami, którzy operują najszybszymi furami już od 10 lat. Justin Lin chciał zakończyć pewien etap ich życia i muszę przyznać, że z zadania wywiązał się wzorcowo. Przez cały seans da się odczuć ucieczkę przed nieuniknionym, czego znakiem jest finałowy rozpierdziel Rio, którego nie mogę określić innym tekstem niż "wow, czegoś takiego jeszcze nie widziałem". Sam reżyser ewidentnie się rozwinął, gdyż zrezygnował z komputerowo wygenerowanych pościgów (bolączka Fast & Furious) na korzyść hardkorowej kaskaderki, jednakże zachowującej w miarę zdrowy rozsądek.
Bardzo trafnym wyborem było obsadzenie w roli "psa gończego" samego The Rocka. Pulsujący adrenaliną, agresywny, twardy agent jest przeciwnikiem doskonałym, trzymającym za jaja cały swój oddział. Jego pojedynek na gołe pięści z Dieselem to ociekające epą mordobicie dwóch ziomków, którzy siłą swoich mięśni mogliby wykarmić połowę Afryki.
W Fast Five nie zabrakło tego, z czego seria zawsze słynęła. Wśród samochodów pojawiają się m.in. Ford GT40, Corvette Grand Sport 1966, Dodge Charger i Porsche GT3 RS. Lokacje, w których rozgrywa się akcja zostały przepięknie skadrowane, a ściezka muzyczna to tradycyjnie składanka gatunków klubowych. Realizacyjnie jest więc bardzo dobrze, ale o tym, że Lin potrafi tworzyć dynamiczne filmy wiemy od dawna.
Szybcy i wściekli 5 to przyjemna niespodzianka. Zamiast wymęczonego epizodu domykającego historię, mamy pełnokrwiste kino samochodowe w najlepszym wydaniu, a przede wszystkim blockbuster, który ogląda się naprawdę dobrze. Duża w tym zasługa całej ekipy złodziei na 4 kółkach, która razem na ekranie prezentuje się fantastycznie. No i ten finał w Rio dość łatwo zapada w pamięć.
OCENA 7,5/10
Ciekawostka dla ciekawych - po animowanych napisach końcowych jest scenka, która jest zapowiedzią następnej części.