Dzisiaj sprzedanie miliona kopii danej gry jest często minimum stawianym sobie przez deweloperów i wydawców. Niektóre gatunki i studia wymykają się jednak takim granicom, istniejąc jakby poza głównym rynkiem.
Tak jest chociażby w przypadku produkcji o łowieniu ryb i deweloperów, którzy je tworzą. Jednym z przykładów jest Ken Patterson, dzisiaj szef studia Big John Games i autor kilkunastu gier o polowaniu na wodne stworzenia. Jego sukcesem jest sprzedanie łącznie miliona egzemplarzy swoich tytułów w ciągu kilkunastu lat kariery. Czyli sprzedał przez dekadę tyle egzemplarzy, co THQ w kilka dni od premiery Homefront.
To nie do pomyślenia dla operujących na rynku twórców wyścigów, strzelanek, czy bijatyk. Łowienie ryb nie ma jednak tylu fanów, nigdy nie jest tak promowane i przez to nikt nie ma wobec tych gier takich wymagań. Ciekawe jednak, że wydawcy, znając potencjalne wyniki finansowe i liczbę zainteresowanych konsumentów, decydują się wspierać takie projekty. To dobrze dla rynku, bo zwiększa się różnorodność. Nie sposób jednak nie zauważyć, że czas i koszta stworzenia takiej produkcji są niewspółmierne do jej wyników. A tym bardziej to widać w porównaniu do prostych gier logicznych, czy zręcznościówek.
Ciekawe też, gdzie twórcy takich projektów czerpią inspirację? Czy wyniki finansowe popierdółkowatych gier logicznych ich nie demotywują? Czy brak rozgłosu w mediach i ignoranckie podejście części dziennikarzy nie pozbawia ich zapału? Widocznie nie, skoro wciąż na rynku pojawiają się kolejne takie produkcje. Trudno nie podziwiać takich ludzi jak Patterson, którzy próbują zaszczepić w graczach ciekawą pasję i nie przejmują się często słabymi wynikami sprzedaży.
Nie brakuje nam oryginalnych tytułów i odważnych deweloperów. Stąd też mamy możliwość gry w różne symulatory maszyn budowlanych, środków komunikacji miejskiej, czy właśnie gry o łowieniu lub polowaniu. Ale czy korzystamy z tych możliwości? Kupiliście kiedyś grę o łowieniu ryb albo innej oryginalnej tematyce?