Fulko od zarania dziejów był zapalonym wędkarzem. I to nie takim wirtualnym, ale prawdziwym - z wędką, spławikami, haczykami i robakami hodowanymi w gnoju. Bakcyla na maczanie "kija" załapał jakieś 20 lat temu od swojego "rybnie" wybitnie doświadczonego kolegi. Ów człek zaimponował waszemu mistrzowi pióra swoim niesamowitym wędkarskim rekordem - złowioną w Rabie tołpygą o wadze 25 kilogramów! Fulko widział nawet zdjęcie. Pod jego wpływem wasz bard został prawdziwym licencjonowanym wędkarzem - z kartą wędkarską, członkowstwem w PZW i pozwoleniem na połowy na wodach "Wspólnoty".
Poniewczasie okazało się, że ta słynna tołpyga kolegi wcale nie była czymś wyjątkowym. Została bowiem złowiona nie po jakiejś efektownej wielogodzinnej walce, jak to się nieraz w fachowych magazynach czyta. Ot, kumpel po prostu przechodził przez teren, na którym Raba wylała i w jednym z oczek, a właściwie kałuż zobaczył 25-kilogramowego stwora. Pobiegł do domu, porwał widły i... "jebut". Wkrótce stał się guru wędkarskim w Małopolsce. Bo nikt nie wiedział, jak rybę złowił, a Fulko jak się dowiedział, to i tak nigdy nie powiedział.
Słowo się rzekło: wasz ulubiony felietonista został wędkarzem, i to pełną gębą. Jeździł na karpie, płocie i liny na stawy, łowił leszcze, bolenie i okonie w jeziorach, dziesiątkował brzany, szczupaki i sumy w rzekach. Ile ryb zlowił - Bóg wie, ile z nich zjadł - długo by opowiadać. Niestety, pewnego razu nadszedł czas studiów, żony i dzieci. Ten zabójczy mix zdławił wędkarską pasję Fulko. Prawdziwy kij poszedł do szafy, a jego miejsce miał szansę zastąpić jedynie wirtualny.
Gier "wędkarskich" zbyt wiele na kompach i konsolach nie uświadczycie. Niemniej Fulko pamięta czasy, gdy na N-64 łowił Linkiem ryby grając w The Legend of Zelda: Ocarina of Time. Mimo, iż połów w jeziorze był tylko mini-gierką nie związana z główną osią fabuły, wasz wirtuoz felietonu właśnie wtedy ten element zabawy sobie upodobał. Niesamowite było to szarpnięcie pada, gdy na haczyk nadziała się duża sztuka (tylko bez zbereźnych nawiązań proszę). Wibrator w N64 (zwany rumble packiem) działał cuda. Fulko mile wspomina także inną grę, tym razem na Dreamcasta, pt. Sega Bass Fishing. Również tutaj zacięcie wielkogębej ryby omal nie wyrywało pada z ręki.
Mając w pamięci miłe przeżycia z grami wędkarskimi na starszych konsolach, Fulko szukał podobnych wrażeń na konsolach nowej generacji. Niestety, zarówno na PS2, jak i na X360 nie udało mu się zdobyć żadnej "wędkarskiej" gry, ani wędki. Po zmianie sprzętu na PS3 to samo - zero softu/hardware'u w sklepach, zero ofert na aukcjach... po prostu bryndza. Jakież więc było zdziwienie waszego protagonisty, gdy miesiąc temu w pewnym krakowskim sklepie natknął się na zajebistego bundle packa - wędkę tzw. Fishing Rod i grę Rapala Pro Bass Fishing. I to wszystko na PS3! Mimo, iż sprzęt był używany (wędka miała uszkodzoną klapkę na baterię, brakowało też instrukcji obsługi), Fulko rzucił się na niego niemal przewracając sklepowe półki. Parę banknotów na stół i już wasz mistrz słowa stał się posiadaczem owego cudeńka.
Tak, zgadliście. Wiecie już, dlaczego Fulko od dwóch miesięcy do Was nie przemówił. Nie dało się. Zakupiona wędka przykleiła mu się do rąk i wasz bard od miesiąca łowi. Przez cały czas łowi. Co ciekawe, sama gra nie jest jakaś specjalna. Słaba grafika i śmieszne mechanizmy łowienia (trzeba machać kijem w określonych kierunkach, a wtedy przynęta zaczyna się świecić i wydaje wabiące ryby dźwięki... o co kurna kaman!?) z pewnością wystraszą każdego, a szczególnie tego, kto zagra padem. Ale wędka to co innego: dzięki odpowiedniemu wyważeniu świetnie czuć odległość przy zarzucaniu "blachy", zwijanie żyłki kołowrotkiem rozwija tężyznę przedramienia i sprawia kupę frajdy, a dynamiczne zacinanie rybek doskonale testuje refleks wędkarza. Gdyby jeszcze były jakieś wibracje, byłoby na szóstkę, a tak, bez wibracji - jest na czwórkę z plusem.
Z wibracją czy bez, wędka na PS3 to świetny gadżet, warty każdej ceny. Wprawdzie w dobie PlayStation Move (który również współpracuje z Rapala Pro Bass Fishing) należy się zastanowić, czy wydawanie prawie trzech stówek na coś, co Move i tak emuluje ma sens, jednak Fulko twierdzi, że w tym przypadku ma. PlayStation Move mimo wszystko nie wygląda tak jak wędka (ech, ta syfska piłka ping-pongowa), nie posiada kołowrotka i w ogóle jako wędka sprawuje się do dupy (choć jest to tylko subiektywne, mocno naciągane zdanie Fulko).
Fulko z rozrzewnieniem wspomina dawne wędkarskie czasy. Jakby nie było, nic dzisiaj nie zastąpi jego dawnych pionierskich wyczynów: godzinnych wpatrywań się w spławik, szpanowania spinningiem czy wyczerpujących sesji w czasie połowów "na grunt". To ostatnie sprawiało szczególnie dużo radości. Wieczorem zarzucało się wędkę na "grunt", doczepiało do wędki dzwonek i... szło się na grilla. Przy kiełbasce była oczywiście flaszeczka, potem druga, trzecia... a ryby same się łapały! czyż to nie piękne?!
Fishing Rod da wam niewielką namiastkę tego, o czym mówi wasz mistrz pióra. Ale coś tam da. Fulko dał. A flaszeczkę, to i przy Rapala można obalić...