Mamy długi majowy weekend. Dla jednych to doskonała okazja na jakiś dłuższy wypad poza dom. Gracze standardowo wykorzystują ten czas, żeby dłużej pograć w ulubione gry. Bez względu na to co zaplanowaliście na ten weekend, życzę Wam, aby był bardzo udany. W ostatnich kilku tygodniach starałem się pograć w różne gry, ale najwięcej czasu spędzam obecnie z Tales of Xillią.
Temat recenzji gier był już maglowany wielokrotnie na łamach gameplay.pl. Sam do niego wracałem parę razy z różnych powodów. Tym razem wręcz muszę o nim napisać - na skutek niedawnej przygody z Red Dead Redemption: Undead Nightmare, a więc całkiem dobrze przyjętym i regularnie chwalonym dodatkiem do sandboxa autorstwa Rockstar.
Nie jestem zwolennikiem ułatwiania gier. Śmieszą mnie te rozpaczliwe komentarze w sieci w stosunku do poziomu trudności remasterowanego Crasha i nieraz z niedowierzaniem wysłuchuje opowieści znajomych, którzy dopiero na hardzie znajdują jakiekolwiek wyzwanie w nowych tytułach. Z biegiem lat dostrzegłem jednak, jak ważne są niektóre współczesne rozwiązania, mające na cele zwiększenie dynamiki zabawy, ale też nieco ułatwienie życia graczowi.
Uwaga, w dalszej części tekstu będę lekko spojlerował GTA IV.
Coldstrike jest pierwszym DLC do gry, który kupiłem w swojej długiej karierze gracza. Znakomita zabawa przy podstawowym Renegade Ops przekonała mnie, by zainwestować w dodatkowe misje i raz jeszcze uratować świat jako członek oddziału Bryanta. Czy było warto? Ocena obok może już sugerować Wam odpowiedź.
Renegade Ops porwało mnie od pierwszych chwil i sprawiło, że bawiłem się rewelacyjnie przez kilka godzin. Widoczna obok ocena nie może więc dziwić. Ale co w tej prostej pod względem założeń produkcji jest tak urokliwego? Co tak naprawdę sprawia, że chce się raz jeszcze uruchomić konsolę i rozpocząć wybuchowy taniec? Rozpocznijmy wybuchową wyliczankę!
Biję się w pierś i to po stokroć. No może jeszcze z dwa razy więcej. Do pewnego czasu sądziłem i śmiało głosiłem, że gry Nintendo, razem z jego konsolami to dobre zabawki, aniżeli faktyczny sprzęt do grania. Dziś, kiedy o tym pomyślę, jestem w stanie splunąć sobie w brodę - tak bardzo się myliłem.
Czterej Jeźdźcy Apokalipsy. Wojna, Zaraza, Głód i Śmierć. Aż dziw, że dopiero w 2010 roku świat gier doczekał się produkcji odpowiednio wykorzystującej potencjał tych biblijnych postaci. Darksiders jest opowieścią o pierwszym z nich i jednocześnie początkiem serii, która z miejsca rozkochała w sobie wielu. Sam również uległem jej urokowi. Autorzy z Vigil Games nie zmarnowali tej szansy.
Wystarczy spojrzeć na The Unfinished Swan, by wiedzieć, że to niezwykła produkcja. To jednak nie jej ascetyczna oprawą audiowizualna czy specyficzna mechanika zabawy sprawiły, że nie mogłem oderwać się od konsoli. Niezwykłych przeżyć dostarczyła przedstawiona w stylu opowiadanej dziecku do snu bajki historia.
Posiadacze PlayStation 3 oraz Xboxa 360 pograją jeszcze w sporo dobrych gier. Powody ku temu są w zasadzie dwa – wciąż nie ma sensu porzucać tak dużej bazy potencjalnych użytkowników, wciąż PlayStation 3 jest bardzo nośne w Japonii.
Sytuacja prowadzi do powstawania wielu gier „cross-genowych”, które zaskakująco często okazują się perełkami i niezłym pokazem mocy poprzedniej generacji (np. Phantom Pain, który naprawdę nieźle chodzi na PlayStation 3 i Xboxie 360!). Zarazem nie brakuje kilku smakowitych produkcji na wyłączność! Zatem – w co nam przyjdzie jeszcze pograć na pozwoli odchodzącej generacji?
Legendarny Jeździec Apokalipsy, Wojna, trafia na zniszczoną Ziemię i rozpoczyna swoją krwawą wendetę. Powstrzymać takiego bohatera mogą jedynie najsilniejsi wysłannicy piekieł. Pracownicy studia Vigil Games na pewno byli tego świadomi, projektując kolejnych bossów do Darksiders. Czy udało im się wykorzystać potencjał świata demonów i całego stworzonego przez siebie uniwersum? Sprawdźmy.
UWAGA, spojlery!