yasiu w podróży #1 - wybuchy beczek w pociągu TLK - yasiu - 9 lipca 2011

yasiu w podróży #1 - wybuchy beczek w pociągu TLK

Wymyśliłem sobie kiedyś, że będę pisał w podróży. Wiecie, jak Zanussi w Polityce - ‘leciałem z Belgradu, w samolocie do Bogoty, lądując w Gdańsku’. Nie żebym gościa teksty czytał. Nie ma też tak, że podróżuję często a jeśli już to niejednokrotnie nie mam czasu na blogowanie, bo muszę pisać coś innego, jednak od czasu do czasu na pewno coś się da opublikować – o ile oczywiście będzie ku temu odpowiedni temat, bo pisać bez tematu niby mogę, ale jakoś się krępuję.

Rodzajów wybuchających beczek jest mnóstwo. Te pochodzą z moddb.com

Tym razem padło na podróż Tragicznymi Liniami Kolejowymi na trasie z Wrocławia do Krakowa. Połączenie to – w obie strony – ma to do siebie, że z roku na rok pociągi pokonują trasę dłużej i dłużej. Jeszcze kilka lat i moje dzieci chcąc jechać do Krakowa na weekend będą musiały wyjeżdżać w środę, żeby jakoś z tej soboty i niedzieli skorzystać.

Ale, nie o tym, bo narzekanie na transport może jest moją mocną stroną, znalazło by zapewne szerokie grono odbiorców, ale jakoś nijak mi nie pasuje do treści prezentowanych na gameplayu. Zamiast tego więc kilka słów na temat lektury która umiliła mi pierwsze dwie godziny podróży. W zasadzie pierwsze dwie spokojne godziny, bo dopóki nie dojechałem do Opola w przedziale dyskutowało ze sobą trzech hiszpańskich albo portugalskich studentów którzy najwyraźniej do pociągu wsiedli prosto z imprezy, a to co na niej wypili i zjedli trzymało ich jeszcze dosyć mocno.

Wracając do tematu, chłopcy wysiedli a ja mogłem zająć się spokojnie lekturą. Pochodzący – sądząc z nalepek na walizce – z Japonii pan siedzący po prawej nie był problemem. Zahipnotyzowany wsłuchiwał się w swój odtwarzacz Hello Kitty a kiedy nie spał, koncentrował się na pilnowaniu swoich rzeczy. Pozostali towarzysze podróży, niczym szczególnym się nie wyróżniali i co ważne, nie prowadzili pociągowych pogaduch do Maryni zadku, dzięki czemu czytało mi się przyjemnie i szybko.

Aż za szybko, bo 186 stron Wybuchających Beczek pękło może w dwie godziny. To dobry znak, gdyby książka była kiepsko napisana, zeszło by mi dużo dłużej albo wcale bym jej nie przeczytał. A jednak, od deski do deski w jednym podejściu. Za wcześnie jeszcze, żeby podejmować dyskusję z autorem na temat zawartych w WB tez, zresztą wcale nie jestem pewny, czy chcę to robić i czy w ogóle znajdę jakiś punkt zaczepienia. Nie jest jednak za wcześnie żeby powiedzieć ewentualnym jeszcze niezdecydowanym czytelnikom, że to fajna pozycja, że bardzo dobrze coś takiego zobaczyć na naszym rynku wydawniczym.

Nie wiem jeszcze – mam na razie tylko pewne przypuszczenia – jak lekturę odbierze ktoś z grami związany bardzo luźno. Dużo tu jednak tytułów i nawiązań do nich zakładających, że czytelnik chociaż mniej więcej wie o co chodzi. O tyle ich za dużo, że natknąłem się nawet na kilka spoilerów dotyczących gier w które jeszcze nie grałem, autor najwyraźniej zakłada, że czytelnik gra we wszystko, a to bardzo odważne i często nieprawdziwe założenie. Niemniej, spoilery o których wspominam raczej nie zepsują mi przyjemności z grania np. w Bioshocka 2, nie spotka mnie może jedna czy dwie niespodzianki, ale dobra gra i bez fabularnego niespodziewanego twistu się obroni.

Nie mogę też powiedzieć, że będę na gry po lekturze Beczek patrzył jakoś całkowicie inaczej. Ale, wziąć pod uwagę należy fakt, że ja o grach myślę i rozmawiam od dwudziestu lat, stąd chcąc czy nie zdecydowaną większość spraw o których wspomina autor gdzieś w głowie mam. Tym, co na pewno jest dla mnie plusem po przeczytaniu Beczek jest możliwość pewnego poukładania sobie swojej własnej wiedzy w głowie. Sam stosuję swoje nazewnictwo, swój sposób patrzenia na gry. O ile tego drugiego nie jest w stanie zmienić żadna lektura, to pierwszy, jak najbardziej. Być może też czasem popatrzę na ekran pod innym kątem, być może czasem dłużej porozmyślam o tym, co widzę w grach.

Czytając od deski do deski nie zaciąłem się, nie poczułem znużenia, nie znudził mnie żaden z rozdziałów. Są więc dwie możliwości, Wybuchające Beczki są dobrze napisane, albo ja tak kocham granie i czytanie o grach że jestem całkowicie bezkrytyczny. Poddanie książki testom na mojej własnej małżonce pozwoli z dużą pewnością odpowiedzieć na to pytanie.

P.S. Odpowiadając na pytanie zawarte w dedykacji. Krzysztofie, podobało mi się, podoba mi się a jak jeszcze sobie podyskutuję o beczkach, może spodobać się bardziej.

yasiu
9 lipca 2011 - 11:03