OFF Festiwal 2011 – 4 koncerty które zmieniły moje życie* - Hed - 11 sierpnia 2011

OFF Festiwal 2011 – 4 koncerty, które zmieniły moje życie*

OFF Festiwal odbył się tydzień temu, a ja piszę o nim teraz. Przy takim opóźnieniu, relację z gamescomu z mojej strony dostaniecie w październiku. Nie zrażając się poślizgiem sponsorowanym przez gry Bodycount (test wersji preview znajdziecie tutaj) oraz The Cartel (poradnik, praca w toku), przedstawiam 4 koncerty, które zmieniły moje życie.*

*tak naprawdę nie zmieniły, ale trzeba się dobrze zareklamować

Oto koncerty OFF Festiwalu w kolejności od najlepszego do jeszcze bardziej najlepszego:

Destroyer

Nie jestem wielkim fanem Bejara, ale mimo wszystko jego specyficzne przynudzanie utkwiło mi w podświadomości po paru płytach. Po koncercie spodziewałem się tego samego – spokojnego, smutnego i klimatycznego grania.

Bejar potraktowany filtrem polaroid/vintage. Zdjęcie z portalu thenewgay.net.

Tak właśnie brzmiał ten występ, przy czym zagrany został po mistrzowsku i wszystkie kluczowe partie ruszały jak powinny. Ponadto, ciekawe instrumentarium.

GaBLé

Francuski zespół, którego nie znałem. Trzy osoby wychodzą na scenę – wysoki gość, niższy koleś z gitarą i filigranowa kobieta. Zestawienie komiczne nie tylko pod względem aparycji, bo muzyka równie humorystyczna.

Najlepsza rekomendacja fotograficzna zespołu, jaką znalazłem. Z portalu: Dummy.

Wystarczy napisać, że kulminacyjnym punktem programu była piosenka grana na kawałki dykty łamane i gryzione do mikrofonu. MUZYKA PRZYSZŁOŚCI stworzona przy pomocy kawałka drewna = wizjonerstwo. Poza tym, grali gangstersko-kulinarny „Purée Hip-Hop”.

Ariel Pink

Podobno Ariel Pink ostatnio przeżywa trudny okres, co zresztą widać doskonale na tym filmie. Koncert w Katowicach, w deszczu, przed publicznością przerzedzoną z powodu konkurencyjnego koncertu Konono (reklamowanego przez potężne lobby), wypadł jednak całkiem zgrabnie. Główny bohater miotał się po scenie, ale, tak, zaśpiewał.

Ariel Pink i jego muzycy na tle zielonego ekranu. Zdjęcia wylansował portal: whouse.pl.

Problem jest prosty: osoby, które nie znają AP&tHG (lub znają krótko) zobaczyły występ wyjącego chudego typa i jego dziwacznych muzyków. Pod sceną było kilka osób przypadkowych (sam przyprowadziłem dwie, zapewniając, że to najważniejszy koncert ich życia), o czym świadczyła euforia przy Round and Round i jej brak przy finałowym For Kate I Wait.

OMAR SOULEYMAN

Zauważyliście, że napisałem słowa OMAR SOULEYMAN dużymi literami? Zróbcie trochę miejsca przed ekranami, przebierzcie się w dres i włączcie poniższy filmik...

...heeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej. Koncert mistyczny, doświadczenie pozazmysłowe, sporo osób obecnych na miejscu nawróciło się i właśnie są w drodze na klęczkach do Syrii.

OMAR bujał namiotem wypchanym ludźmi za pomocą prostego skinięcia, a muzyka grana z keyboarda z każdym kolejnym powtórzeniem zgłębia coraz prostsze rytmy. 10/10. Na żywo brzmiało to mocarnie - podłoga dosłownie falowała. Jeśli Artur Rojek, organizator OFFa, był na tym koncercie to można spodziewać się, że nazwa imprezy ulegnie zmianie. Na OMAR Festiwal.

Podsumowanie

Nie byłem na kilku ważnych koncertach, które odbyły się po północy, więc nie mówię, że powyższe przypadki były najlepsze na całym festiwalu. To po prostu wydarzenia, dzięki którym nie czuję, że czas spędzony w deszczu był stracony. Także, Destroyer, GaBLE, Ariel Pink i OMAR SOULEYMAN zdecydowanie uratowali polski hip-hop.

kontakt ze mną: Twitter | Facebook ... hot i pierwszy obrazek pochodzą z facebookowego konta festiwalu

Hed
11 sierpnia 2011 - 22:46