Latający cyrk studia ACE Team - recenzja gry Rock of Ages - Hed - 16 września 2011

Latający cyrk studia ACE Team - recenzja gry Rock of Ages

Hed ocenia: Rock of Ages
70

Gigantyczna kula miażdżącą postacie historyczne z głośnym pierdnięciem do taktów Dies Irae Mozarta to motyw, którego nie spodziewałem się zobaczyć w komercyjnej grze.

Na szczęście Chilijczycy z ACE Team trzymają rękę na pulsie i w dalszym ciągu udowadniają, że można tworzyć gry po swojemu. Tym razem za sprawą Rock of Ages, produkcji dostępnej na Xboksie 360, Playstation 3 i Steamie.

 

Pomysł na rozgrywkę w Rock of Ages zrodził się w umyśle Carlosa Bordeu (o czym opowiedział mi jego brat Edmundo w rozmowie, z którą możecie zapoznać się na moim blogu). Chodziło o połączenie tower defense z grą akcji: w jednej scenie blokujemy drogę do bazy (rozstawiając jednostki), a w drugiej pędzimy w dół zbocza kamienną kulą na twierdzę przeciwnika.

Później dodano do tego dziwaczną otoczkę: opowieść o Syzyfie podróżującym przez epoki w sztuce i walczącym z postaciami historycznymi. Dzięki temu otrzymujemy kolejną grę po Assassin's Creed, w której pojawia się Leonardo da Vinci. Co ciekawe, tutaj możemy zmiażdżyć go na placek. Podobnie zresztą jak wielu innych jegomości: królów, dowódców i filozofów.

Możliwość zmierzenia się z Platonem jak równy z równym, wydała mi się trafionym pomysłem i budującym doświadczeniem. PLASK.

Rock of Ages w akcji sprawdza się dobrze dzięki kilku cechom. Przede wszystkim, aspekt taktyczny (tower defense) nie jest dominujący i w kampanii można potraktować go tylko w formie ciekawostki (sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy rywalizujemy z inną osobą).

Drugą kwestią jest to, że poruszanie się kamienną kulą jest samo w sobie radosne. Staczając się po zboczu rozbijamy budynki, skaczemy po kamieniach i straszymy przeciwników wyciętych z papieru. Rozgrywka jest dość „otwarta” i w całości oparta na silniku fizyki. To oznacza, że żadna z jednostek nie zablokuje kuli z automatu. Wszystko zależy od umiejętności gracza.

Staczanie się kulą jest na tyle przyjemne, że trudno uwolnić się od pewnej myśli. A gdyby tak twórcy wzięli tę mechanikę i stworzyli na jej podstawie platformówkę z poziomami o otwartej strukturze? Produkcję z nurtu metroidvania, w stylu Insanely Twisted Shadow Planet. To mogłoby wypalić , bo Rock of Ages udowadnia, że mamy niedosyt gier z kulistymi bohaterami.

Zapał studzą walki z bossami obecne w grze studia ACE Team. Wyglądają świetnie i są komiczne (zgadnijcie jaki jest słaby punkt posągu odzianego jedynie w listek?). Niestety, zamiast bawić - frustrują, bo powtarzamy w nich te same zagrania i męczymy się ze sterowaniem. Nie można tutaj zginać, ale nie to chodzi: fragmenty są trudne, bo wymagają precyzji. Podczas pozostałej części gry nikt nas jej nie uczy – pędzimy w nich w dół na złamanie karku.

Kampania Rock of Ages jest krótka i można skończyć ją w jeden lub dwa wieczory. Na szczęście, w grze jest parę innych trybów: przejazdy na czas i zabawa w niszczenie obiektów. Oba pomysły są całkiem przyjemne i gwarantują ze dwie dodatkowe godziny zabawy.

Nie zabrakło też multiplayera dla dwóch osób - co więcej, twórcy uważają go za jeden z najlepszych aspektów swojej gry.

Problem z multikiem polega na znalezieniu chętnych do toczenia kul (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało) - może to być trudne na konsoli, chyba, że po prostu posadzimy przed telewizorem drugiego gracza i pogramy na podzielonym ekranie (dostępnym także na pecetach).

Kiedy jednak znajdziemy ofiarę, rozgrywka nabiera tempa, a zagrania taktyczne stają się ważne (podczas zabawy rozstawiamy najróżniejsze budowle i jednostki). Gracz nie pakuje się w oczywiste pułapki jak SI, ale ma przyzwyczajenia, na których trzeba żerować, aby wygrać.

Gra jest w porządku od strony rozgrywki – nie oferuje jej za wiele i czasem frustruje, ale bawi i daje satysfakcję. Jej siła tkwi jednak w czym innym.

Próba opisania stylu Rock of Ages mija się z celem. To trochę tak jak opowiadanie i tłumaczenie gagów Monty Pythona (którego animacjami twórcy się inspirowali). Mógłbym napisać, że jest śmiesznie i absurdalnie, ale po prostu lepiej zobaczyć to na własne oczy.

Dobrą charakterystykę stylu Rock of Ages podali sami twórcy na swoim blogu. W jednym z przedpremierowych wpisów opublikowano spis epok w sztuce z oznaczeniem, które z nich znajdą się w grze. Edmundo Bordeu, reżyser artystyczny z ACE Team, nie wykreślił z tabelki postmodernizmu, bo po prostu sama gra jest postmodernistyczna w swojej reinterpretacji sztuki.

Być może doczekamy się dodatków do Rock of Ages z nowymi epokami. Liczę na pakiet o tytule „postmodernizm”, w którym kula będzie toczyła Syzyfem po wielkich puszkach z zupą.

Rock of Ages to solidnie zaprojektowana gra, która jednak nie jest tak błyskotliwa jak niektóre niezależne perełki. Przynajmniej od strony tak zwanej mechaniki rozgrywki, bo otoczka i wykonanie artystyczne jest bardzo dobre.

Nawiązania do kultury i inteligentny humor sprawiły, że godziny spędzone z dziełem ACE Team minęły tak pozytywnie. Polecam i czekam na więcej.

Hed
16 września 2011 - 20:31